Nawet młyny kościelne, które od początku założenia Kościoła niezawodnie mieliły ziarno wiary, precyzyjnie oddzielając je od plew, we właściwym sobie rytmie, w odpowiednim czasie tworząc pachnący Żywy Chleb, od dłuższego czasu miotają się w sidłach, coraz bardziej obcego im współczesnego świata, nieprzystającego kulturowo i cywilizacyjnie do Chrześcijaństwa.
Tu i ówdzie słyszymy o zamykaniu domów zakonnych w całej Europie zachodniej z powodu braku powołań, bolejemy, kiedy czytamy, że co miesiąc w Hiszpanii zamykany jest kolejny. To wszystko sprawia, że z jeszcze większą niż kiedyś troską odczytujemy słowa z Dzienniczka świętej siostry Faustyny Kowalskiej, która słowami naszego Pana Jezusa pisała, iż Biada światu, jeśli zabraknie zakonów". Biada także tym, którzy są wojujący i przeciwnikami Kościoła, a którym wydaje się, że wreszcie nadszedł czas ich triumfu, gdyż zwyczajnie nie rozumieją, co oznacza dla nich zagłada fundamentu chrześcijaństwa, która tworzy jeden z dwóch najważniejszych filarów istnienia Europy.
Smutnym jest, gdy czytamy odpowiedź emerytowanego Papieża Benedykta XVI w książce z 2016 roku "Ostatnie rozmowy", kiedy na pytanie postawione mu przez dziennikarza Petera Seewalda - jak należy postrzegać przyszłość chrześcijaństwa, ten odpowiada: "To, że nie przystajemy już do współczesnej kultury jest oczywiste. Dlatego też, społeczeństwo zachodu po prostu nie będzie chrześcijańskie".
Niepokoją nas informacje, kiedy czytamy z wiarygodnych źródeł, że za nagłą abdykacją Benedykta XVI, sprzed niemal 4 lat (oficjalnie z powodów zdrowotnych) mogły stać służby specjalne Baracka Obamy, co potwierdzają listy wykradzione z serwera Johna Podesty, szefa kampanii wyborczej Hillary Clinton na temat sprowokowania " katolickiej wiosny" w naszym Kościele, co miałoby się objawić w przyjęciu przez Kościół narracji liberalno-lewicowej w sprawach społecznych. Niepokoją także wypowiedzi Edwrda Snowdena, amerykańskiego agenta wywiadu elektronicznego, kiedy dowiadujemy się o inwigilacji Watykanu.
Stajemy zafrasowani, kiedy czytamy o dramatycznym liście wiernych maltańskich do własnych biskupów, aby wycofali się z siejącej zamęt adhortacji Papieża Franciszka "Amoris Laetitia", na podstawie, której dokonali oni ostatnio własnej interpretacji dotyczącej udzielania komunii świętej ludziom żyjącym w nowych związkach niesakramentalnych.
Zgrzytamy zębami, kiedy czytamy prześmiewcze teksty publicystów lewicowych, którzy w jawny sposób szydzą z nielicznych wiernych w Niemczech, kiedy piszą, że biskupi niemieccy chyba po raz pierwszy w życiu zgadzają się całkowicie ze Stolicą Apostolską i obecnym następcą Piotrowym, jeśli chodzi o nowe zasady w dotychczasowym nauczaniu interpretacji szóstego przykazania.
Nie zadziwiał nas zaś nigdy sposób głoszenia Dobrej Nowiny, przez mistrzów z seminarium Fryderyka Nietzschego - "cywilizacji śmierci" - jak określał ten typ filozofii święty Jan Paweł II.
W jednym z programów TVN, z okazji świąt Bożego Narodzenia mogliśmy zapoznać się ze specjalnym, świątecznym materiałem zatytułowanym "Bóg pomógł im zrozumieć, co jest ważne".
Jest to reportaż o rodzinie Wojciecha Modest Amaro, gdzie w scenerii ich pięknego, wytwornego i luksusowego mieszkania, możemy usłyszeć o wierze, miłosierdziu i niedawnej przemianie duchowej jaka gwałtownie spłynęła na tę rodzinę.
Przy choince, Wojciech Modest Amaro, słynny kucharz, znany między innymi z programów TVN "Hell's Kitchen" razem ze swoim kilkuletnim synkiem pakuje prezenty, obok tę samą czynność wykonują dwie nastoletnie córki oraz żona Agnieszka Amaro.
Kiedy żona opowiada o przemianie w ich życiu, o założonej przez męża fundacji, aby pomagać bliźnim i dzieleniu się miłosierdziem, widzimy w tle jak Wojciech Modest Amaro nalewa wielką warząchwią z ogromnego kotła talerz zupy dla jakiejś prawdopodobnie bezdomnej starszej pani, nakrywa do stołu i wkłada w prezenty ułożone na tych stołach maksymy odwołujące się do Jezusa, ufności i miłosierdzia. Jedna z córek wzruszona opowiada, "że rok temu jeszcze nie było to, co teraz jest. I jakby z dnia na dzień zagłębiamy się w wiarę. Człowiek jest teraz taki szczęśliwy, że przychodzi teraz do domu i wszyscy mówimy o tym samym ( wierze, Bogu - przyp. autora ), tak właściwie".
Przyznaję, że i łatwo nam się wzruszyć, kiedy oglądamy tę szczęśliwą rodzinę, która odnalazła niespodziewanie Boga i wypełniła te lata pustki życia bez wiary, a szczęście z tego wynikające zalało wręcz ich całą piątkę, które teraz emanuje z ich radosnych twarzy i zaraża swą potęgą nawet redaktorkę przeprowadzającą ten reportaż. Można tylko cieszyć się tym szczęściem, i podziwiać dobroć Boga.
Nawet w tym wszystkim tak bardzo nie przeszkadza rzucająca się od pierwszego wejrzenia (jak miłość owej pary, która od razu wiedziała, że "zostali stworzeni wyłącznie dla siebie") nabotoksowana twarz żony i menadżerki Wojciecha Modern Amaro. Któż nie chce zatrzymać czasu? Czasu przemijającej młodości życia w dostatku, niewątpliwego prestiżu, sukcesu zawodowego, serc szczęśliwie wypełnionych wiarą?
Machniemy też i ręką, kiedy przypadkiem dowiemy się, że Wojciech Modest Amaro, tak naprawdę nazywa się Wojciech Basiura. Przecież tylu wielkich zmieniało swoje nazwiska dla budowania kariery. Lecz nieco gorzej się poczujemy, jeśli dowiemy się, że nazwisko Amaro pochodzi od nazwiska byłej żony. A kiedy dowiemy się o istnieniu jeszcze kolejnej żony, o której nie usłyszeliśmy także w reportażu TVNu, wspólnym wychowywaniu syna pary Agnieszki i Wojciecha Modest Amaro oraz córek z poprzednich związków tego kochającego się małżeństwa, wtedy zrozumiemy podobnie jak wielu biskupów zachodu, sens napisanej adhortacji Amoris Laetitia - o miłości w rodzinie. Czyż miłość w rodzinie żyjącej tak wiarą i Bogiem nie jest najważniejsza?
A nam przychodzą już do głowy słowa wypowiedziane wiele lat temu przez obecnie suspendowanego księdza Piotra Natanka, czasem nazywanego miast Natankiem - Szatankiem. Ale tylko przez złośliwych. Ksiądz ten chyba prorokował, kiedy mówił o przyszłości w Kościele Katolickim, że dobry ksiądz może mieć tylko jedną żonę, a katolik mężczyzna, najwyżej trzy żony. Bo jak będzie ich więcej to już grzeszy. Wojciech Modest Amaro na razie może spać spokojnie, ponieważ pani Agnieszka Amaro, to dopiero trzecia żona. Musi jednak zachować czujność na przyszłość, aby móc korzystać z Sakramentów Świętych, jak każdy i tak jak my wszyscy. Bo przecież wiadomo, że diabeł nie śpi. Lecz, aby nikt - nie daj Boże, nie pozostał w ponurym nastroju (co, mógłby odnieść wrażenie po przeczytaniu notki), powinien pamiętać, że do Boga zawsze należy ostatnie słowo, a po Intronizacji Jezusa Chrystusa, która odbyła się tak niedawno w Krakowie, słowa zapisane w Dzienniczku siostry Faustyny,iż to z "Polski wyjdzie iskra, która rozpali cały świat", stają się wypełniającym proroctwem bardziej niż kiedykolwiek.