Właśnie wróciłem z Ukrainy i widzę, że ukraińscy oligarchowie też wrócili – do gry. Sam prezydent kraju Petro Poroszenko także przecież jest oligarchą. I to ‒ co na Wschodzie jest normą – wielobranżowym. A przykład idzie z góry.
Jaka jest różnica między Rosją a Ukrainą? Ano taka, że w Moskwie prezydent trzyma oligarchów za twarz ‒ a w Kijowie oligarchowie za twarz trzymają prezydenta... Taki komentarz można usłyszeć nad Dnieprem. Nad Donem zresztą też. O ile poprzednik Poroszenki prorosyjski Wiktor Janukowycz sam mając olbrzymi majątek i dbając o interesy rodzinne (synów) starał się ponoć dążyć do całkowitego wyeliminowania innych oligarchów, z którymi było mu nie po drodze, o tyle Poroszenko rozwijając własne biznesy w wielu dziedzinach (także w Rosji na Krymie!), poszerzając wpływy, nie dąży wszak do anihilacji pozostałych. No, może z wyjątkami... Nawet Rinat Ahmetow, finansowe zaplecze Partii Regionów i sponsor paru kampanii Janukowycza, choć zubożały w wyniku Majdanu (co prawda każdemu życzyć takiego zubożenia...), to i tak jest wciąż numerem jeden w ukraińskiej lidze oligarchów. Na Euro 2012 z własnych środków wybudował w Doniecku arenę piłkarskich mistrzostw służącą także jego klubowi Szachtiarowi Donieck. O tym, jak został właścicielem najlepszego dziś ukraińskiego klubu krąży legenda: jego poprzednik odrzucił kilka ofert sprzedaży składanych przez pana Rinata i, co za przypadek, zginął od bomby podłożonej pod jego lożą w trakcie meczu. Wdowa szybko sprzedała klub właśnie Ahmetowowi.
Teraz stadion jest zniszczony działaniami wojennymi, wiele budowli zostało totalnie zdewastowanych, ale dziwnym trafem wspaniała posiadłość w Doniecku przebywającego głównie w Londynie Ahmetowa została zupełnie nietknięta. Wieść głosi, że pilnie strzegą jej separatyści z Donieckiej Republiki Ludowej.
Ahmetow to „dobry pan”: organizuje konwoje humanitarne do Doniecka i przez niemałą część tamtejszych mieszkańców (ale też prorosyjskie władze) postrzegany jest jako wybawca. Po drugiej stronie granicy jest to samo – Mariupol funkcjonuje ekonomicznie tylko dzięki temu, że doniecki oligarcha jakoś nie zwinął tamtejszych swoich firm. Miejscowi żyją dzięki imperium Ahmetowa. Jego firmy w tym małym mieście nie mają żadnego znaczenia z punktu widzenia jego miliardowych interesów, ale ze względów politycznych Rinat Ahmetow chce być zbawcą Mariupola. Pewnie już osuszył łzy po szeregu swoich współpracowników, którzy w ostatnich latach zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, zabierając do grobu pilnie strzeżone tajemnice imperium Rinata.
Na Ukrainie oligarchowie ustalają strefy wpływów, ludziom żyje się coraz biedniej, do Polski emigrują setki tysięcy Ukraińców, a Moskwa znów chce zwasalizować państwo Kozaków...
* tekst ukazał się w kwietniowym numerze „wSieci Historii”