Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Ukryty tygrys, przyczajony smog.

Ostatnio zniknął gdzieś z blogosfery Pan Balcerac (sprawdzałem – nie ma go także u konkurencji; mam nadzieję , że odbuduje kondycję i wróci!), ale wciąż dźwięczy mi w uszach , tudzież staje przed oczyma używany często przez niego zwrot: „ jak mówi Pan Michalkiewicz, nie ma przypadków są tylko znaki”.

Myślę więc sobie , że z tym smogiem, który tak nagle i intensywnie zaczął nas zabijać , to też nie przypadek. Tym bardziej , że jak twierdziłem już wcześniej (a sam tego nie wymyśliłem) rok ten ma być rokiem przełomowym dla energochłonnej części naszej gospodarki, a to ze względu na unijne zobowiązania jeszcze z 2003 roku. Gdzieś w 2012 roku czytałem taki artykuł (pisany przez fachowca), z którego wynikało, że Polska zobowiązała się do sukcesywnego zmniejszania  emisji tlenków węgla , siarki i azotu. Proces ten miał się dzielić na dwa etapy: pierwszy – do 2017 , drugi  - kolejne kilka lat.

Otóż problem tkwił w tym , że o ile pułapy wyznaczone do osiągnięcia na rok 2017 mieściły się jeszcze w zasięgu naszych możliwości finansowych , to w odniesieniu do pułapów określonych na koniec drugiego etapu takie doraźne zabiegi(określone jedynie na efekt 2017) byłyby pozbawione sensu.

Konieczna była więc gruntowna przebudowa polskiego przemysłu energetycznego, która , jak twierdził autor tego artykułu byłaby finansowym wyzwaniem nawet dla USA, a co dopiero dla Polski.

Tymczasem kolejne rządy realizując zasadę : nie ma się co martwić na zapas , bo jakoś to będzie , doprowadziły nas szczęśliwie do roku 2014, gdzie czas było zakomunikować Unii , że chyba się nie wyrobimy. Nasze władze w Brukseli szczęśliwie pozwoliły nam, w takim stanie rzeczy , odsunąć nieco widmo katastrofy poprzez opracowanie tzw. Przejściowego Planu  Krajowego.

 Jeśli dobrze rozumiem wygląda to tak:  wybrane jednostki naszej energetyki objęte zostały sumarycznymi rocznymi limitami emisji. Oznacza to, że na początku roku mogą one walić pełną rurą ze wszystkich kotłów, ale gdy osiągną juz ten sumaryczny limit będą musiały kotły wygasić. Wówczas polski konsument, chcąc mieć w domu światłość zakupi w Castoramie chiński agregat , dzięki któremu wprowadzi ekologiczny prąd do swoich gniazdek. Nieco większe problemy będzie miał posiadacz pompy ciepła, ale ponieważ ten sposób ogrzewania preferowany jest przez  bardziej światłą cześć naszego społeczeństwa, to nie ma obawy , że i ci biedacy coś tam wymyślą, by im żopy nie marzły. PPK ma tę fajną cechę , że nakreślone w nim limity corocznie się zmniejszają.

Oczywiście w ostatnich latach Polska wykonała szereg inwestycji mających na celu ograniczenie emisji   kilka nowoczesnych bloków energetycznych, urządzenia filtrujące w wielu innych blokach ( no i oczywiście linię do importu litewskiego prądu w wysokości ok. 5% naszego zapotrzebowania na energię elektryczną), jednak jeśli wierzyć wspomnianemu przeze mnie autorowi są to tylko działania o charakterze doraźnym, nie załatwiające sprawy w tej dalszej perspektywie .

Nasuwa się pytanie , czy ta życzliwość Brukseli nie jest tylko pozorna, czy w zamian za przymrużenie oka na  emisje wielkoprzemysłowe, nie obiecaliśmy zmniejszenia emisji zanieczyszczeń przez gospodarstwa domowe, albo czy np. Polska nie zobowiązała się do ograniczenia spalanie węgla poprzez zastosowanie instrumentów ekonomicznych typu akcyza. Gdyby tak było , to dni polskiego górnictwa byłyby już policzone, a przecież nie to miała przynieść „dobra zmiana”.

Więc gdy tylko poczułem z dnia na dzień jak dusi mnie smog, a zwłaszcza pył PN2,5, zobaczyłem jak brudzi on nawilżony wacik włożony w rurę odkurzacza, od razu przed oczyma zapaliła mi się czerwona lampeczka , a w uszach rozległ się dźwięk alarmowego dzwonka.

Dziwne to jest , że długo  po  tym, jak powstało pojęcie smogu londyńskiego, a polska gospodarka stała na węglu i stali, nagle i niespodziewanie dotarło do nas to niebezpieczne zjawisko i niemal z dnia na dzień zaczęło dusić i wywoływać raka.

Dziwne to, że unijni negocjatorzy przejmowali się stanem naszego powietrza już na początku obecnego wieku,  Internet  też już wtedy funkcjonował, a taka strona Krakowskiego Alarmu Smogowego np. – powstała dopiero w 2013.

Tymczasem okazuje się , że  2010  wcale nie był lepszy jeśli chodzi  o poziom pyłów PN10 i PN2,5. Jest więc dobra wiadomość dla tych , którzy w Krakowie ów rok przeżyli  – było już gorzej!

No oczywiście jeszcze jest ten rakotwórczy benzen, ale ten nie ma nic wspólnego ze spalaniem węgla (ciekawe , jak to jest w przypadku spalania oleju opałowego i gazu ziemnego?!). Bardziej wiązał bym go ze wspomnianymi wyżej agregatami prądotwórczymi, produkowanymi w oparciu o chińskie , proekologiczne technologie.

Podsumowując: chyba znów robią nas w jajo ( o dziwo: zgodnie wszystkie media! ) i chyba najbliższa przyszłość braci górniczej nie jest do pozazdroszczenia, bo  w trosce o zagrożone zdrowie i życie naszego społeczeństwa , trzeba będzie ją poświęcić. Ale jak twierdzą wybitni polscy ekonomiści dobrobyt to pochodna konsumpcji, zaś produkcja , to same problemy. Zatem baba z wozu , koniom lżej. I oby tylko po zakończeniu tej całej pieriestrojki został na wozie jeszcze ktoś , kto od czasu do czasu te konie nakarmi.

Data:
Kategoria: Gospodarka
Tagi: #smog #pyły #Górnictwo
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.