Ekologia jak ekonomia
Zanim ktokolwiek poczuje się urażony tym porównaniem podkreślam, że chodzi mi o dziedzinę wiedzy zajmującą się środowiskiem naturalnym, nie o panów z Greenpeace.
Rynek może obfitować w podmioty: wypasionych konsumentów i producentów niczym tropikalny las w organizmy, rosnące jedne na drugich, walczące o życiodajne światło i swoją niszę. Może być ubogą monokulturą niczym większość naszych polskich lasów.
Polski las jak polska gospodarka
Polska z 30% zalesieniem wydaje się być enklawą natury. Faktycznie są to głownie lasy sadzone przez człowieka po II Wojnie Światowej, aby zapełnić wyludnione tereny. Komuna to komuna - sadzono w równych rzędach sosny, drzewo rosnące szybko, z drewnem miernym, ale przydatnym w przemyśle. Nikt wtedy nie myślał, co spowoduje zalesienie kraju jałowymi sosnowymi plantacjami.
Marnotrawstwo i interwencjonizm
W zdrowym lesie mimo mnogości gatunków na każdym szczeblu łańcucha pokarmowego występuje równowaga. Nic się nie marnuje, tak jak w rozwijającej się gospodarce nie ma straconej generacji. Generacji emigrantów i bezrobotnych. Polski las wymaga ciągłego dozoru leśnika. Nawet kilka martwych pni może w monokulturze spowodować wyrojenie się szkodników i śmierć całego lasu. W zdrowym lesie/gospodarce upadek kilku drzew to szansa dla młodych, rosnących do tej pory w cieniu, nie powód dłużącego się kryzysu.
Mało kto zdaje sobie sprawę z jednego: te rozległe polskie lasy porastające 1/3 kraju nie mogą istnieć bez dozoru służby leśnej! Zastanawialiście się kiedyś na grzybach lub spacerze, dlaczego szkółki leśne są zawsze ogradzane? Bez tego nie wyrosłyby. Normalnie, logiczne wydaje się, że drzewa rosną w lesie same. Tutaj gdyby nie ogrodzenie wszystko zostałoby zjedzone i zadeptane. Pogłowie dużej zwierzyny roślinożernej jest niesamowicie duże w polskich lasach, ale i tak dokarmia się je w zimę, bo im większe pogłowie tym większy roczny odstrzał. Leśniczy lubią sobie postrzelać (po to wybiera się ten zawód), w zasadzie nawet muszą strzelać, jeśli uwzględni się, że w Polskich lasach na 700 000 saren przypada 700 polujących na nie rysiów.
Jeśli polskie lasy to państwowa plantacja drewna i hodowla jeleni to gdzie tu równowaga? Trzeba wieszać budki dla ptaków, sadzić i budować płoty, regulować pogłowie zwierzyny, łapać szkodniki w pułapki, dokarmiać... wszystko wymaga interwencji, leśnicy mają co robić i to im pasuje.
Tak samo jest z naszą polską gospodarką. Przedsiębiorcy dojeni, jakby to oni służyli urzędnikom. Trudno sprawić żeby coś wyrosło, potrzebny protektorat bo zjedzą i zadepczą. Czasem można kogoś odstrzelić kontrolą sanepidu czy inspekcji pracy, jeśli pogłowie za duże. Młodym trzeba dać becikowe na budkę, bo nie uwiją gniazdka. Skup interwencyjny - bo rolnicy padną z głodu. Monopole i brak konkurencji. Pasożyty, korzystające z warunków stworzonych im przez opiekuńcze państwo...
Nasi politycy nie wierzą, że w Polsce może być tak jak w tym zdrowym lesie. Że są producenci, reducenci, konsumenci i to wszystko się jakoś samo kręci. Bez interwencji. Polski kapitalizm jak polski las, został zasadzony pośpiesznie, późno i byle jak.
To kiedy zaczynamy opylanie aby usunąć z naszego lasu szkodniki?
już opylamy, tylko psikawka za mała. Na nich to nawet DDT z samolotu by nie wystarczyło :)