Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Trumpa z Kaczyńskim analogie

Sądząc po reakcjach na rodzimym podwórku dochodzę do wniosku, że zwycięstwo kandydata Republikanów w wyborach prezydenckich za oceanem jest w istocie emanacją tego samego zjawiska, które w ubiegłym roku wyniosło u nas do władzy obóz "dobrej zmiany".

Trumpa z Kaczyńskim analogie
Flickr CC 2.0
źródło: Flickr CC 2.0

Sympatycy Jarosława Kaczyńskiego doszukują się bowiem przyczyn sukcesu Donalda Trumpa w jakimś zaiste internacjonalistycznym buncie społeczeństw przeciw reprezentującym je elitom, o czym ma świadczyć przede wszystkim podobieństwo przebiegu kampanii wyborczych obu „antysystemowych” liderów. Tak teraz w Ameryce, jak i wcześniej w Polsce mainstream stojący w stosunku do nich w totalnej opozycji do samego finiszu nie dopuszczał możliwości, że wybór ludu może okazać się tak irracjonalny. Hillary Clinton stanowi zatem uosobienie klęski nurtu postępowo-liberalnego, który po latach dominacji w zachodnim świecie podobno zaczyna teraz ustępować na rzecz radykalnego konserwatyzmu – stąd też powszechna radość wszystkich, którzy utożsamiają się z tym ekspansywnym zjawiskiem.

Oczywiście nikogo ze świętujących nie przekona argument, że po 8 latach rządów Demokraty w Białym Domu tendencja do wyboru reprezentanta przeciwnej siły zdaje się być równie naturalna, co pod naszą szerokością geograficzną wcześniejsza decyzja głosującej większości o zastąpieniu Platformy PiS-em. Żaden triumfujący nie przyjmie do wiadomości, że ponieważ elektorat generalnie kieruje się emocjami nie logiką, to w stabilnej sytuacji gospodarczej czynnik znużenia zazwyczaj sprzyja aspirującym do władzy. Jeżeli w dłuższym okresie czasu w danym państwie nie następuje wyraźnie odczuwalna poprawa warunków egzystencji wtedy ogół wyborców dąży ku zmianie. Ideologia pojawia się dopiero po fakcie, dzięki staraniom ekspertów usiłujących wpisać wydarzenia polityczne w jakiś głębszy sens. Efektem tych zabiegów są właśnie z lekka kuriozalne analogie między postaciami, które wprawdzie łączy populizm, lecz na innych płaszczyznach zupełnie nie sposób odnaleźć między nimi symetrii.

Lew salonowy, miliarder o dosyć swawolnym podejściu do kwestii światopoglądowych, w dodatku otwarcie admirujący Władimira Putina nijak ma się przecież do prezesa Kaczyńskiego, który zarówno sposobem bycia, życiorysem jak i poglądami stanowi wyraźny kontrast dla amerykańskiego prezydenta elekta. To prawda, że obaj celują w podobny segment wyborców słabiej wykształconych i bardziej roszczeniowo interpretujących rzeczywistość, aczkolwiek używając innych środków na pozyskanie ich sympatii. Trump równie chętnie jak Kaczyński wskazuje palcem winnych, ale w jego świecie marginalne znaczenie mają teorie spiskowe. Sprawia wrażenie polityka do cna wyrachowanego, w stopniu umożliwiającym błyskawiczne porzucenie budzących grozę zamiarów (wydaje się wielce wątpliwym, aby sam wierzył w przedwyborcze deklaracje w rodzaju budowy muru na granicy z Meksykiem). Tymczasem Kaczyński jest idealistą, który plany realizuje w zgodzie z własnym sumieniem. Jego przywiązanie do tradycyjnych wartości jest szczere, podobnie jak sprzeciw wobec postępowego kierunku, w jakim zmierza świat. A zatem całkiem prawdopodobne, że wbrew racjonalnym kalkulacjom stanie wkrótce naprzeciw tej samej liberalnej fali, na której jego rzekomy sojusznik serfować będzie po wyższe wskaźniki popularności, w stronę „ponownie wielkiej Ameryki”.

Dlatego szampańskie nastroje wśród polskich antysystemowców i poczucie więzi z „amerykańskim buntem” mogą dość prędko przybrać mniej pozytywny charakter, w miarę jak dalej od zwycięstwa praktyczne działania 45. prezydenta weryfikować będą niektóre z nazbyt optymistycznych oczekiwań. Czy szacunek do polskiego narodu, którym zagrał Donald Trump podczas kampanii wystarczy, aby zmodyfikować program wizowy na korzyść naszego kraju? Czy wzajemna nić sympatii z Władimirem Putinem nie przeszkodzi w zwiększaniu zaangażowania militarnego US Army na wschodniej flance NATO? Czy w końcu prywatny światopogląd wpłynie korzystnie (z konserwatywnego punktu widzenia) na jego postawę wobec trawiącego Zachód procesu moralnej relatywizacji wszelkich wartości? Co przytomniejsi z analityków twierdzą, że takie prognozy należy opierać wyłącznie przez pryzmat interesu Stanów Zjednoczonych. Mający mniej złudzeń dodają natomiast, że za kluczowy asumpt trzeba jednak przyjąć interes samego Donalda Trumpa. W jakim stopniu będzie on zbieżny z polską racją stanu? Nie chcąc uprawiać czarnowidztwa pokuszę się o stwierdzenie, że mimo wszystko bezpieczniejszy byłby chyba wybór Hillary Clinton. Nawet pomimo tego, że w jej przypadku próżno szukać jakichkolwiek podobieństw z Jarosławem Kaczyńskim.

Data:
Kategoria: Świat
Komentarze 5 skomentuj »

"To prawda, że obaj celują w podobny segment wyborców słabiej wykształconych i bardziej roszczeniowo interpretujących rzeczywistość, aczkolwiek używając innych środków na pozyskanie ich sympatii."

Któż jest bardziej roszczeniowy od liberalnego lewactwa? Przecież oni wszystko chcą robić za CUDZE pieniądze! Aborcje, in vitro, prywatne teatry (Janda) i tysiące innych ich widzimisię za PUBLICZNĄ kasę!!!

"Słabiej wykształconych"???? A może zdrowy rozsądek bierze się właśnie z tego "słabego wykształcenia"? Często bywa, że człowiek po zawodówce ma dużo mniejszy mętlik w głowie od doktorków po trzech fakultetach właśnie dlatego, że miał krótszy kontakt z lewacką, ogłupiającą szkołą!

Argumenty amerykańskich "obrońców demokracji" dokładnie takie same jak w Polsce, kiedy prezydentem został Duda, a w sejmie większość zdobył PIS.

Tylko czekać jak powstanie amerykański KOD.

Czy Hilaria już dzwoniła do polskiego alimenciarza????

Pierwsze reakcje wskazują na to, że negacja demokratycznego wyboru może w amerykańskim wydaniu przybrać formę na tyle agresywną, aby dotychczasowa aktywność polskiej opozycji zdawała się być w porównaniu ledwo słyszalnym chrząknięciem.

A przecież Donald Trump nie zdążył jeszcze nawet ruszyć palcem w kwestii ograniczenia władzy sądowniczej.

No niestety.
Demokracja jest wtedy, gdy wybory wygrywa lewactwo. Kiedy przegrywa wtedy jest faszyzm...
Tak marksistowska dialektyka.

(...)"wobec postępowego kierunku"(...) W moim słowniku postęp oznacza coś lepszego a jak pokazuje obiektywna rzeczywistość kierunek w którym zmierza świat Zachodu absolutnie nie jest czymś lepszym.

Neokomuniści (marksiści kulturowi) programowo odwracają pojęcia. Najlepszym przykładem jest tu słowo "tolerancja", które wg neobolszewików oznacza akceptację.....

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.