PiS wykorzystując zdobyty Sejm i Senat oraz całkowite podporządkowanie się prezydenta prezesowi, rozpoczął stopniowe demolowanie państwa prawa. Liberalną demokrację konstytucyjną ma zastąpić – zgodnie z wizją Jarosława Kaczyńskiego – demokracja dająca niczym nieskrępowaną władzę większości.
Tę władzę większości ma uosabiać nawet nie rząd czy prezydent lecz tzw. ośrodek dyspozycji politycznej. W praktyce (która dzieje się na naszych oczach) ten ośrodek sprowadza się po prostu do osoby Jarosława Kaczyńskiego.
To jemu – a nie premierowi – podlegają fe facto wszyscy ministrowie. To on poprzez swoich akolitów wydaje wiążące polecenia prokuraturze i służbom. To on ma decydować, jak będzie wyrokować Trybunał Konstytucyjny – gdy tylko ostatecznie uda się złamać mu kręgosłup i pozbawić niezależności.
Idei budowy państwa, którym rządzi jeden, niepodzielny (i de facto – jednoosobowy) ośrodek dyspozycji politycznej podporządkowana jest każda inicjatywa i działanie PiS-u. Począwszy od 500+ (kto dostał te pieniądze będzie pamiętał, jaka władza je dała) a skończywszy na marginalizowaniu naszej pozycji w Unii Europejskiej – bo przecież lepiej rozluźniać więzy z tymi, którzy krytykują PiS za odchodzenie od demokratycznych standardów, które w Unii obowiązują. Nie dziwi, że zamiast w Brukseli czy Paryżu, pisowska władza woli szukać przyjaciół w Budapeszcie i Ankarze. A niewykluczone, że i w Mińsku.
Lista złych zmian, jakie miały miejsce (lub są zapowiadane) od czasu wygranych rok temu przez PiS wyborów jest znacznie dłuższa. To podporządkowanie ministrowi sprawiedliwości prokuratury – do tego stopnia, że polityk (jakim jest minister) może wydawać wiążące polecenia każdemu prokuratorowi w sprawie każdego śledztwa. To ustawa dot. inwigilacji. To zapowiedź antyreformy edukacji. To przekształcenie mediów publicznych w tuby partyjno-rządowej propagandy. To „misiewicze” w spółkach skarbu państwa na skalę dotąd niespotykaną. To minister obrony narodowej opowiadający rzeczy jakby żywcem wzięte z dowcipów o pacjentach, którzy – powiedzmy to tak – odlecieli. To podłe, bezzasadne i raniące rodziny decyzje o ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej. To wreszcie próba nieludzkiego zaostrzenia obowiązującej w Polsce od prawie ćwierćwiecza ustawy aborcyjnej. Można by długo wymieniać.
No właśnie, można by długo wymieniać, ale coraz pilniejsza jest refleksja nad tym, co należy zrobić, by te fatalne i kompromitujące Polskę rządy trwały jak najkrócej. PiS nadal prowadzi w sondażach, ale suma głosów na opozycję prodemokratyczną jest już większa. Tyle, że jeśli opozycja pójdzie do wyborów podzielona, to przy obecnej ordynacji PiS i tak zdobędzie większość mandatów. Trzeba zatem iść razem. Pod jedną listą.
Od tego, jak się zorganizujemy na wybory 2019 roku zależy to, czy dzisiejszą rocznicę wyborów z 2015 roku możemy kwitować optymistycznym „na szczęście, jedną czwartą ich rządów mamy już za sobą”, czy pesymistycznym – „niestety, to dopiero jedna ósma”.
http://www.rp.pl/artykul/335443-Piskorski-138-razy-rozbil-bank--.html
Wyjątkowo bezczelny ten Piskorski.
Taki Bolek w wersji 2.0.
Tamten wygrywał w toto-lotka, a ten w Black Jacka.....
"Majątek polityka. Zaświadczenie z kasyna o wygraniu 500 tys. zł jest fałszywe – uznała prokuratura, ale sprawę umorzyła
Paweł Piskorski, były sekretarz generalny PO i europoseł, dziś lider Stronnictwa Demokratycznego dotąd zwycięsko wychodził z potyczek z prokuraturą. "Rz" ustaliła, że teraz śledczy mają dowody, które kładą się cieniem na jego wizerunku. – Na podstawie zeznań świadków ustaliliśmy, że dokument o wygranej w kasynie, jaki przedstawił Paweł Piskorski, został podrobiony – potwierdza Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Chodzi o tajemniczą wygraną w kasynie Jackpol w Gdyni w 1992 r. Kiedy w 1996 r. urząd skarbowy sprawdzał, czy majątek polityka ma pokrycie w jego dochodach, poprosił o dokumenty. Piskorski przedstawił wówczas m.in. zaświadczenie z gdyńskiego kasyna. Potwierdzało, że wygrał w ruletkę 4 mld 950 mln starych złotych (dziś to ok. 500 tys. zł). Prokuratorzy są pewni: dokument to fałszywka. – Wszyscy świadkowie wykluczyli fakt takiej wygranej – mówi prokurator Martyniuk. – Kasyno nigdy nie wystawiło takiego zaświadczenia. Jego śladu nie ma w dokumentach – zeznał dyrektor Jackpola. Zaznaczył, że majątek trwały kasyna wynosił wtedy ok. 8 mld st. złotych. – Taką wygraną na pewno byśmy pamiętali – zeznał dyrektor. I on, i krupierzy stwierdzili, że kwota blisko 5 miliardów zł – jaką przedstawił Piskorski – była w ogóle niemożliwa do wygrania. Dlaczego? W gdyńskim kasynie można było jednorazowo obstawić na ruletce maksymalnie milion starych złotych. – Żeby wygrać tak dużą sumę, trzeba byłoby wygrać z rzędu 138 gier. I to przy założeniu, że za każdym razem obstawia się maksymalną stawkę i za każdym razem "rozbija bank" – zeznał szef kasyna.
Na fałszywym zaświadczeniu z kasyna, które urzędnikom pokazał Piskorski, są podpisy kasjerki i pracownika Sławomira P. Kasjerka zaprzeczyła, by był to jej podpis, natomiast P. śledczym nie udało się przesłuchać. – Od kilku lat jest poszukiwany za oszustwo przez prokuraturę w Wejherowie – mówią prokuratorzy. Jednak mimo dowodów polityk nie usłyszy zarzutów. Sprawa się przedawniła, ale nie dlatego, że prowadzono ją opieszale. Legalność majątku Piskorskiego zaczęto badać w ramach dużego śledztwa dotyczącego gangu pruszkowskiego dopiero w 2006 r. Nieco wcześniej od warszawskiego polityka związanego z mafią – Bogdana Tyszkiewicza, śledczy dowiedzieli się o kontrowersyjnej wygranej i otrzymali z urzędu skarbowego kopię zaświadczenia, które dziesięć lat wcześniej przedstawił Piskorski. Dlaczego przez trzy lata badano sprawę wygranej, skoro już w 2006 r. się przedawniła? Śledczy milczą. – Jestem zdumiony – mówi "Rz" szef SD. – Nigdy dotąd urząd skarbowy nie miał najmniejszych wątpliwości co do wiarygodności zaświadczenia o wygranej. Z tego co pamiętam, podpisał je ówczesny dyrektor kasyna. Mam wrażenie, że wyciąganie teraz sprawy sprzed 17 lat ma służyć temu, by mi zaszkodzić. Śledczy badają jeszcze jedno źródło majątku Piskorskiego, który utrzymuje, że w latach 90. zarobił ok. miliona zł na sprzedaży dzieł sztuki."