Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Jordania czyli wielki obóz uchodźców

Ląduję w Ammanie, jordańskiej stolicy, na lotnisku budowanym tu przez równo ćwierćwiecze! Port lotniczy oddany w 2014 roku zaprzecza tezie, że tutaj, za królewskie czyli państwowe pieniądze, wszystko robi się natychmiast. Jestem tu drugi raz w ciągu niespełna dekady. Politycznie Jordania jest wciąż ta sama z królem Abdullahem II, proamerykańska, będąca obiektem niechęci, a czasem zawiści ze strony innych arabskich, czy szerzej: muzułmańskich krajów.

Lotnisko jest właściwie poza stolicą. Do centrum Ammanu jedzie się długo. Mniej ciepło niż w sąsiednim Libanie, skąd przyleciałem.

Słowiańsko-polski akcent

Na recepcji, w hotelu, słyszę „dzień dobry” z cudzoziemskich akcentem. Mówi to człowiek o śniadej cerze, jestem przekonany, że to tysięczny przypadek męża polskiej żony, który zmuszony był choć trochę nauczyć się mowy ojczystej własnej połowicy. A tymczasem niespodzianka: Jordańczyk ma jordańską żonę, ale mamę ze Słowenii i trochę mówi także po polsku. Ale już wcześniej, lecąc do tego kraju, spotkałem się ze słowiańsko-polskimi akcentami. W jordańskich liniach lotniczych stewardessa w klasie ekonomicznej ma na imię Tatiana, ale nie jest bynajmniej Rosjanką, tylko... Polką z Żytomierza, a więc tego regionu Ukrainy, gdzie nasi rodacy przetrwali nie żyjąc na terytorium Rzeczpospolitej od końca XVIII wieku. I, paradoksalnie, jest ich tam więcej niż naszych na dawnych Kresach Południowo-Wschodnich RP. Tania podkreśla, że jej dziadkowie to Polacy i mama też Polka, i ona sama jest Polką (po jej imieniu wnoszę, że tata zapewne był Rosjaninem), ale od 9 lat mieszka w Jordanii i ma, jak mówi, „męża Araba”. Zatem „teraz Jordania jest moją ojczyzną” ‒ twierdzi. Cóż, haszymidzkie społeczeństwo Jordanii na pewno jest znacznie bogatsze niż coraz biedniejsza Ukraina.

Radykalni islamiści - wrogowie króla Abdullaha

Przyjeżdżam tu w momencie, w którym właśnie zakończyły się wybory parlamentarne. Tutejszy sejm, jest, bo jest, ale i tak faktyczna władza jest w rękach króla i rodziny królewskiej. To nie Wielka Brytania, Szwecja, Norwegia, Holandia czy Belgia, gdzie król czy królowa są atrakcją turystyczną i częścią protokołu dyplomatycznego, ale władzy nie mają żadnej.

Traktują mnie tu z szacunkiem, może nie tylko ze względu na sprawowaną funkcję, ale raczej na fakt, że pomoc Unii Europejskiej dla dynastii Haszymidów wynosi prawie 300 milionów euro. Jeden z zachodnich dyplomatów mówi mi, że całe państwo wisi na amerykańskiej i unijnej pomocy. Świat transatlantycki jest, pewnie nie bez powodu, przerażony perspektywą dojścia do władzy w tym kraju radykalnych islamistów. Na razie król Abdullah II ibn Husajn trzyma ich, we własnym dobrze pojętym interesie, za twarz.

Wyjeżdżam z Ammanu wcześnie rano. Najpierw charakterystyczna dla tego regionu, ale zwłaszcza Afryki, czerwona ziemia widnieje po obu stronach drogi, ale potem widać już tylko całe połacie ziemi szarej, kamienistej, z rzadko stojącymi budynkami. Jadę do „gubernatorstwa” Zarqa, do obozu uchodźców Azraq. Prowadzi tam ruchliwa, kiepskiej jakości droga. Jest niemal całkowicie pusta, inne samochody, poza naszym, to rzadkość. Trzęsie strasznie. Z obozu uchodźców w Azraq bliżej jest do Syrii niż do jordańskiej stolicy. Zresztą wszędzie jest stąd blisko – do Arabii Saudyjskiej zaledwie 65 kilometrów, do Syrii 90, a do Iraku nieco ponad 250 kilometrów.

Azraq dla uciekinierów, a nie Petra dla turystów...

Obóz uchodźców w Azraq składa się z sześciu wiosek i 10023 domostw. Mieszka tu 100 tysięcy uchodźców, choć pojemność obozu jest dwukrotnie mniejsza. Ma swoją długą historię: zbudowano go okresie „wojny golfowej” czyli, po polsku mówiąc, wojny w Zatoce Perskiej, jako obóz tranzytowy dla pozbawionych domów w wyniku działań wojennych Irakijczyków i Kuwejtczyków.

Ciekawe, że jednymi z niewielu pojazdów, które spotykam jadąc w stronę granicy jordańsko-syryjskiej i Jordanii z Arabią Saudyjska, są lawety z bardzo dobrymi samochodami na sprzedaż. Kryzys kryzysem, wojna wojną, bieda biedą, a lawety ciągną i ciągną. Ale na pustej drodze spotykam również ciężarówkę z polskiego Lidla i polskimi napisami, choć z jordańską rejestracją, która jeździ z Jordanii do Iraku i z powrotem. Takich zaskakujących „poloników” na Bliskim Wschodzie jest więcej. Poprzedniego dnia w Libanie, w centrum edukacyjnym dla uchodźców w Siblin dostrzegłem... polskie okna.

A więc jestem w Jordanii, jadę do Azraq, do uchodźców, a nie do Petry, słynnego miasta wykutego w skale, gdzie obowiązkowo podążają turyści, bo to przecież jeden z „siedmiu cudów świata”. Trochę zazdroszczę turystom.

W Azraq władze obozu mają wyraźny kłopot z odpowiedzią na pytanie, ile „kosztuje” jeden uchodźca? Chodzi oczywiście o utrzymanie. Słyszę odpowiedzi, że: „trudno to policzyć, bo na to składają się pieniądze z kilku źródeł.” Cóż, nic dziwnego, że Bruksela coraz bardziej niepokoi się o swoje pieniądze, które szeroką rzeką płyną na Bliski Wschód i do Jordanii, mając poczucie, że część z nich znika w czarnej dziurze. Dowiaduję się, że uchodźców jest jednak nie 100 tysięcy, jak czytam w oficjalnych statystykach, ale 130 tysięcy.

Szkoła, szpital - wokół żywego ducha

Jestem w szkole, w której dziewczynki przygotowują się do studiów i do zawodu przyszłej lekarki, pielęgniarki, nauczycielki. Wszystkie z uchodźczych rodzin. Stanowczo nie chcą, by je fotografować. Od innego przedstawiciela UE słyszę zgryźliwy komentarz półgłosem: „foto – nie, pieniądze – tak”.

Szkoła dla syryjskich dzieciaków, których rodzinom udało się uciec z ojczyzny. Klasy nie są koedukacyjne. Dlaczego? „Bo jest zbyt dużo dzieci” ‒ słyszę odpowiedź, którą trudno wziąć za dobrą monetę. Dziewczynka przy tablicy odczytuje literę arabskiego alfabetu, reszta dzieci skanduje ją kilkakroć.

Szpital. Lekarze z Jordanii i parę syryjskich pielęgniarek. W tej okolicy są ciężkie warunki klimatyczne i to powód, dla którego jordańskie lekarki nie chcą tu przyjechać i pracować. Szpital jest duży, udziela aż 50 tysięcy konsultacji rocznie. Od końca grudnia do września 2016 roku urodziło się w tym szpitalu 857 dzieci z uchodźczych rodzin. Niemal na moich oczach odebrano ostatni poród. Daje to średnio mniej więcej 100 dzieci na miesiąc czyli 3,3 na dobę. Ale liczba dzieci, które rodzą się tu wzrasta. Pytany o przyczynę szef szpitala uśmiecha się i mówi, że ten baby boom jest spowodowany... brakami w dostawie prądu. Wokół obozu, gdziekolwiek nie spojrzeć, na wszystkie cztery strony świata nie widać żywego ducha, jest bezbrzeżna przestrzeń. Nie wiem czy działa to depresyjnie na uchodźców, ale na pewno nie skłania do nielegalnego opuszczenia obozu.

Europa pomaga – a kraje arabskie nie...

W Jordanii są zarówno ci z dawnych lat, jak i ci już czasów wojny w Syrii. Najwięcej jest Palestyńczyków – dwa miliony sto tysięcy. Syryjczyków „starych” i 'nowych”, tych którzy uciekli od Baszara Asada jest w sumie 640 tysięcy. Przy czym zdecydowana większość jest tu od dawna. Jest też niespełna 60 tysięcy Irakijczyków. Te liczby porażają, bo ilość mieszkańców królestwa Jordanii wynosi 6,4 miliona (z czego sam Amman liczy 1,9 miliona czyli prawie 30% całej populacji). Jeżeli zliczymy wszystkich uchodźców, jest ich około 2,8 miliona ludzi. W sumie więc liczą tyle, ile 55-56% wszystkich obywateli w królestwie. Rzecz jednak nie w liczbach, ale w kontrastach cywilizacyjno-kulturowych (lub ich braku) między gospodarzami a nie zawsze chcianymi gośćmi.

Swoją drogą, sytuacja, w której arabskich, muzułmańskich uchodźców wspiera UE oraz kraje członkowskie Unii, a nie pomagają bardzo bogate kraje arabskie jak Katar, Bahrajn czy Arabia Saudyjska, jest trudno wytłumaczalna i powoduje coraz silniejsze głosy ze strony Europy czemu tak się dzieje. Do mnie mówili o tym także politycy z największego płatnika netto w Unii, jakim są Niemcy.

Odwiedzam dom rodziny uchodźców: małżeństwo, pięcioro dzieci, rozpiętość od paru do kilkunastu lat, mieszka tam też mama pana domu, ojciec rodziny jest inwalidą, nie pracuje. Rodzina żyje z tego, co przyniesie najstarszy syn oraz z pomocy humanitarnej. W mieszkanku odpada tynk, ale jest czysto. Czy dlatego, że wiedziano wcześniej, że będą goście – europejscy darczyńcy?

Jestem w kolejnym obozie uchodźców w Baqa'a. Syryjscy uchodźcy, którzy tu przebywają mają jedną wielką przewagę nad tymi z obozu w Azraq. Tamci mieszkają na odludziu i „normalnych” ludzi widzą rzadziej niż rzadko, ci mają dużo większą szansę gorzej (raczej) czy lepiej integrować się z miejscową społecznością.

Wracam do Ammanu. Wzdłuż drogi z Baqa'a ciasna zabudowa po obu stronach. Do granicy z Syrią jest tu jednak znacznie dalej niż z Azraq.

W wyniku „Arabskiej Wiosny” i szaleńczej fali przemocy w całym regionie, wojen domowych, zamrożenia gospodarki, Jordania straciła najlepsze szlaki handlowe do Syrii i Iraku. Od upadku prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka w lutym 2011 roku również gazociąg biegnący przez półwysep Synaj do Izraela i Jordanii był kilkakrotnie wysadzany lub ostrzeliwany. Ataki były dziełem islamskich radykałów bądź beduińskich gangów korzystających z osłabienia władz centralnych w Kairze.

Liczba syryjskich uchodźców w królestwie Haszymidów jest największa od początku wojny domowej w Syrii. Samych tylko syryjskich dzieci i młodzieży w szkołach ma być ponad 100 tysięcy, zdaniem innych źródeł 150 tysięcy, ale według danych unijnych około 190 tysięcy.

Uchodźcy dla Jordanii to nie tylko oczywisty ból głowy, ale też źródło dochodów na ich utrzymanie ze strony organizacji humanitarnych, międzynarodowych oraz innych państw. Jordania to również, według danych UNICEF-u, kraj o najmniejszej ilości wody w świecie per capita! Jordańskie królestwo króla Abdullaha II ma też niebywały, bo aż 95% dług publiczny.

Z kolei, gdyby dodać wszystkie środki, jakie Amman dostaje od Unii i krajów partnerskich UE, to jest to imponująca kwota miliarda 200 milionów euro, przy czym kraje członkowskie Unii dają ¾ z tego.

Kolor żółty zwiastuje niebezpieczeństwo...

Wracam do Ammanu. Spisuję notatki z kolejnych dwóch obozów uchodźców, które odwiedziłem (w ciągu dwóch dni: cztery). Ważna informacja o tym, gdzie pracują – jeśli pracują – syryjscy uchodźcy. Spora część z nich na czarnym rynku ‒ w rolnictwie i usługach.

Oczywiście uchodźcy to ból głowy również sąsiedniego Libanu i bardziej odległej Turcji, ale też wygodny „kran finansowy” z Unii. Na samych tylko i wyłącznie uchodźców z Syrii Unia Europejska i kraje członkowskie Unii przeznaczyły 5,5 miliarda euro, które trafiły lub trafią do czterech państw: obok Jordanii właśnie i Libanu, także do Turcji i Iraku.

Ciekawa jest struktura demograficzna syryjskich uchodźców w królestwie Jordanii. Najwięcej osób – 23% uciekło z okręgu Dara, 1/5 ze zniszczonego obecnie niemal całkowicie Aleppo, 13 % z odzyskanego ostatnio z rąk islamistów Homs, wreszcie co ósmy z okolic Damaszku. Co piąty syryjski uchodźca z Syrii w tym kraju to małe dziecko – poniżej piątego roku życia. W zeszłym roku uruchomiono nawet specjalny program dla uchodźców – matek w ciąży i matek karmiących. Skorzystało z niego ponad 43 tysiące kobiet.

Ambasador UE w haszymidzkim królestwie Jordanii, Włoch Andrea Matteo Fontana, przyjmuje mnie w placówce, która funkcjonuje tu z górą od dekady. Otworzyła ją w 2007 roku ówczesna komisarz odpowiedzialna za politykę zagraniczną i bezpieczeństwo Austriaczka Benita Ferrero-Waldner. Gdy tam wchodzę, od razu widzę informację o tym, jak duży jest stan zagrożenia atakami terrorystycznymi: jest kolor żółty… A więc przeleciałem blisko 3 500 kilometrów z Brukseli‒ gdzie w gmachach: Parlament Europejski i innych instytucji unijnych obowiązuje kolor żółty ‒ aby znów być na tym samym poziomie zagrożenia. Trochę to paradoks, bo wydawało się, że tu będzie ono większe, ale tak naprawdę dzisiaj islamscy terroryści uderzyć mogą wszędzie.

Więcej zrozumiałem czym jest Jordania teraz, a nie podczas pierwszej wizyty. Bo setki tysięcy uchodźców, które znalazły tu schronienie są, nawet jeśli daleko im do statusu prawnego mieszkańców tej ziemi, częścią jordańskiego świata.

Jordania – sojusznik Zachodu

Po arabsku dewiza Jordanii brzmi: „Allah, al-Wattan, al-Malik”, co oznacza: „Bóg, Ojczyzna, Król”. Mam jednak czasem wrażenie, że kolejność w praktyce jest odwrotna.

Poprzednio byłem nad morzem Czerwonym, w Zatoce Akaba ‒ Jordania ma bardzo niewielki dostęp do morza, raptem 26 kilometrów. Jako historyka pasjonują mnie jej dzieje. Pierwsze państwa semickich plemion (Semitami są i Żydzi i Arabowie) pojawiły się tam 34 wieki temu. Tereny te były pod panowaniem Królestwa Izraelskiego, Asyryjczyków, Babilończyków i Persów. Były pod butem Rzymian, ale też i chrześcijańskich Arabów Ghassanidów, sprzymierzeńców Bizancjum. Co prawda w VII wieku Jordanię podbili muzułmanie, ale pod koniec XI wieku stała się częścią Królestwa Jerozolimy, by przejść pod panowanie egipskich Mameluków. Przez cztery wieki rządzili nią Turcy, a po I wojnie światowej było to terytorium zależne od Wielkiej Brytanii. Niepodległość Królestwa Transjordanii ogłoszono w 1946 roku. Gdy dziś na terytorium jordańskiego państwa przebywa pond 2 miliony uchodźców z Palestyny, warto wiedzieć, że niedługo po wojnie jordański król Abdullah I zajął Zachodni Brzeg, a nawet Stare Miasto w Jerozolimie i totalnie dyskryminował wtedy... właśnie Palestyńczyków. Skądinąd w pewnym momencie Palestyńczycy stanowili blisko 70% ludności całego państwa. Dziś to już przeszłość. Palestyńczycy mozolnie wybijają się na niepodległość przy „strajku włoskim” ze strony Izraela, a haszymidzkie królestwo Jordanii w tym roku obchodziło swoje 70-lecie i jest naszym, Zachodu, sojusznikiem...

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (17.10.2016)

Data:
Kategoria: Świat

Ryszard Czarnecki

Ryszard Czarnecki - https://www.mpolska24.pl/blog/ryszard-czarnecki

polski polityk, historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII i VIII kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister – członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.