Tylko czas nie chodzi spać
Nie będę pisał o tym, skąd wziął się pomysł zmiany czasu, bo każdy może znaleźć takie informacje choćby w internecie. Zmiana czasu, wiosną na letni i jesienią z powrotem, ma zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Osobiście zaliczam się do tych drugich, ale nie chodzi przecież o to czy ja przestawiam zegarek, ale o to, co robi kraj i świat. A gmeraniem przy zegarkach z roku na rok zajmuje się coraz mniej państw. Obecnie jest ich 64, czyli dużo mniej niż połowa. W grupie tych państw są m.in. Stany Zjednoczone Ameryki, Kanada, Meksyk, Brazylia czy Australia. Żadne z nich jednak nie przesuwa wskazówek na całym swym terytorium, w każdym są jakieś wyjątki, które przez cały rok korzystają z jednego rodzaju czasu. Poza wymienionymi powyżej, godzinę zmieniają jeszcze m.in. Paragwaj, Maroko, Nowa Zelandia, Syria, Iran i prawie cały zachodnioazjatycki półwysep zwany Europą, w tym również Najjaśniejsza Rzeczpospolita. Nawet nie połowa.
W 2007 r. śmiano się z Hugo Cháveza, kiedy ten kazał przesunąć w Wenezueli wskazówki o 30 minut i tym sposobem kraj stał się jedynym na świecie państwem w strefie czasowej UTC-4:30. W 2016 roku władze Wenezueli przesunęły wskazówki o pół godziny do przodu i kraj wrócił do poprzedniej strefy. W 2015 r. śmiano się z Kim Dzong Una, gdy zmienił strefę czasową Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej z UTC+09:00 na +08:30, ustanawiając swój kraj jedynym w tej strefie. Będąc precyzyjnym, trzeba powiedzieć, że ta zmiana to przywrócenie czasu obowiązującego w Cesarstwie Korei przed okupacją japońską. A u nas nikt się jakoś nie śmieje z tego, że Prezes Rady Ministrów rozporządzeniem reguluje, kiedy i jak należy regulować zegarki. Mamy nawet ustawę, która reguluje, która jest w Polsce godzina. Niesamowite, że kalendarzem gregoriańskim potrafimy się posługiwać bez ustawowego nakazu. Tak czy inaczej, co roku Prezes Rady Ministrów odbiera każdemu obywatelowi dwie godziny z jego życia: w marcu, gdy w tajemniczych okolicznościach znika gdzieś 60 minut i drugi raz w październiku, kiedy zwróconą nam godzinę i tak przesypiamy. Korzyści ekonomiczne płynące ze zmiany czasu są wątpliwe, natomiast sama zmiana jest kosztowna i skomplikowana, zwłaszcza w systemach informatycznych czy transporcie. Pomijam indywidualne doznania każdego z osobna, niewyspanie czy nerwy i stres, kiedy rano człowiek patrzy na zegarek i zachodzi w głowę czy pokazuje on czas jeszcze wczorajszy, czy już dzisiejszy. A jak jeszcze ktoś przesunie wskazówki w złą stronę...
Która godzina? Ta sama!
A gdyby tak całkowicie zlikwidować strefy czasowe? Bo w zasadzie do czego one są potrzebne? Gdyby na całym świecie w danym momencie obowiązywała jedna godzina, wcale nie żyłoby się trudniej. To, że gdzieś godzina 10:00 wypadałaby w środku nocy nie miałoby żadnego znaczenia. Dlaczego? Dlatego że nie jest istotne, gdzie jest która godzina, ale to, jaka jest pora doby. Ile osób potrafi bez żadnej pomocy podać aktualną godzinę np. w Brazylii czy Wietnamie? Albo wymienić kraje Afryki, które są w tej samej strefie czasowej co Polska? A to wszystko jest jeszcze względne z powodu występowania w niektórych krajach czasu letniego. Jeżeli ktoś sądzi, że podział na strefy czasowe jest prosty, bo istnieją 24 strefy różniące się od siebie o 60 minut, to jest w dużym błędzie. Pomijając wspomnianą wcześniej strefę UTC+08:30 mamy też: -09:30; -03:30; +03:30; +04:30; +05:30; +05:45; +06:30; +09:30; +10:30; +11:30, ale również +12:45; +13:00 i +14:00! Oznacza to, że na należących do Kiribati wyspach Line Islands czy też Tokelau jest identyczna godzina jak na leżących na podobnej długości geograficznej Wyspach Cooka, Hawajach czy Polinezji Francuskiej tyle tylko, że te pierwsze są o 24 godziny do przodu względem tych drugich! Na całe szczęście nie musimy już pamiętać o wenezuelskiej strefie UTC -04:30, ale też o -00:44; -00:25; +00:20; +00:30; +04:51; +07:20 i +07:30, chociaż takie dziwactwa też istniały. Stref czasowych raz ubywa, a raz przybywa. W 2009 r. w Rosji zmniejszono liczbę stref z 11 do 9, aby w 2014 r. zrobić ruch odwrotny. Jak widać, nie tylko polskie władze lubią się bawić czasem. Co ciekawe rosyjskie rozkłady jazdy pociągów funkcjonują według czasu moskiewskiego, a rozkłady lotów według czasów lokalnych, tak dla ułatwienia. Chińska Republika Ludowa wybrała zupełnie inne rozwiązanie. Na terenie całego kraju obowiązuje jedna strefa czasowa UTC+08:00. Jadąc z Chin do sąsiedniego Afganistanu trzeba cofnąć zegarek o 3 godziny, a jadąc z Pekinu do Władywostoku, przesunąć wskazówki o 2 godziny do przodu. Okazuje się, że da się żyć z jedną godziną w miejsce 8 różnych.
Można też spojrzeć na relację godziny do pory doby z innej perspektywy. Na całym świecie jest obecnie październik, ale nie wszędzie jest teraz jesień. No i co z tego? Nic, zupełnie nic. Z powodu rozbieżności miesiąca z porą roku nikt, mam nadzieję, nie postuluje wprowadzenia „stref pór roku”. Trzeba by wtedy podzielić świat na co najmniej 12 części i w każdej obowiązywałby inny miesiąc, zgodny z porą roku panującą aktualnie w danej strefie, styczeń zimą i lipiec latem. Chyba żeby, analogicznie do strefy czasowej UTC+14:00, wprowadzić strefę pory roku, której miesiąc byłby zbieżny z tą na pobliskim kawałku lądu, ale byłby tam już następny rok. Czy takie rozwiązanie coś by uprościło? Nie, stanowiłoby dodatkowe utrudnienie, niepotrzebną komplikację utrudniającą życie. I tak samo jest ze strefami czasowymi. Jeszcze raz: nie chodzi o to, gdzie jest która godzina, ale o to, jaka jest pora doby. Latem w Polsce o godzinie 18 świeci słońce, a zimą o tej samej godzinie jest zupełnie ciemno. Nie jest to jednak powodem do regulowania liczby minut w godzinie w zależności od pory roku, aby dana godzina zawsze wypadała o tej samej porze.
Czas ucieka
Na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy, a każdy tekst ma taki moment, w którym powinien się zakończyć. Ponieważ mój tekst zbliża się do tego momentu, to dodam jeszcze, że nie spodziewam się masowego zrozumienia przedstawionego punktu widzenia. Jestem jednak przekonany, że każdy, kto ten tekst przeczytał, kiedyś do tematu wróci. Może dziś, może jutro, może leżąc wieczorem w łóżku i czekając na sen, a może podczas urlopu, po wyjściu z samolotu w jakimś ciepłym kraju. Tego, co się przeczytało, nie da się odprzeczytać. A na sam koniec, ciekawostka - strefy czasowe na Antarktydzie:
PS Tekst napisałem równo rok temu. Co się w tym czasie zmieniło? Spadła liczba państw, które dwa razy do roku bawią się zegarkami. Turcja, Mongolia i Namibia zrezygnowały ze zmiany czasu, zmniejszając poziom stresu u swoich obywateli. Przeciwnie postąpiły władze Haiti, które zmianę czasu przywróciły. Dla tego kraju to jednak nie pierwszyzna, ponieważ kilkukrotnie likwidował i przywracał czas letni. Nic nie pozwala sądzić, że ostatnia zmiana jest tą ostateczną.
A co na naszym krajowym podwórku? Projekt zmiany czasu pod obrady Sejmu wniosła partia, po której najmniej bym się tego spodziewał. Pomysł Polskiego Stronnictwa Ludowego został jednogłośnie poparty przez komisję spraw wewnętrznych i administracji i trafił do drugiego czytania. Czy projekt zostanie przekłuty w nowe prawo, czy padnie ofiarą interesu politycznego lub uległości przed unijnym pomrukiem niezadowolenia - pokaże, no właśnie, czas.