Kolejny weekend z rzędu mamy zagwarantowany i wypełniony przez FIATA na maksa.
W dobie swiatowego kryzysu ktoś powie, że powinniśmy się cieszyć, że mamy pracę i nie powinniśmy narzekać, ale ja zadaję publiczne pytanie jakim kosztem?
Gdybyście Państwo czytający tego bloga pracowali po 7dni w tygodniu na 3 zmiany, nie widzieli calymi tygodniami dzieci, ani żony, bo żona też pracuje na Fiacie i mijacie się w zakładzie jak idzie do pracy, to zmienilibyście zdanie w tej kwestii.
W dodatku dostając wypłatę ręce by Wam opadły, widząc na koncie 2 tys. zł za tyle dni tyrania w pocie czoła - tak nie pomyliłem się - w pocie czoła. Praca na Fiacie polega na przywiązaniu się np. o 6 rano na początku zmiany do łańcucha od taśmy montażowej, i zejściu z niej do szatni o 14 punktualnie, bo inaczej kara.
Ach zapomniałbym - są jeszcze 3 przerwy, a pomiędzy nimi to do WC nie ma jak pójść, jeśli Lider nie zastąpi pracownika na stanowisku, a przeważnie tak jest, że go nie ma, bo ważniejsze sprawy ma na głowie np. papierosek w palarni, pogaducha z kumplami na innym odcinku, lub zwiedzanie zakładu, a robota ma się sama zrobić rękami roboli czyli Nas tzw. Baranów Dyrektorskich.
I taką klawą perspektywę tego pierwszego pięknego weekendu wiosennego mamy z Fiatem.
Wajcha