Bo trójpodział władzy – na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą – to podstawa każdego ustroju, który mienić się chce demokratycznym. Głos tysiąca sędziów, w tym prof. Adama Strzembosza, pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, prawnika o niekwestionowanym dorobku i człowieka ideowo bliskiego środowisku Prawa i Sprawiedliwości, który drżącym głosem mówi, że „będąc blisko przejścia do innej rzeczywistości, z wielkim niepokojem patrzę na to, co się w Polsce dzieje”, nie może być zignorowany. Czy rządzący znów będą mówić o „grupie kolesi”?
Polski wymiar sprawiedliwości może, a nawet na pewno, nie jest idealny. Jest wiele przykładów na to, że pewne zmiany – choćby przyspieszenie procedowania sądowego – są potrzebne. Z pewnością jest potrzebna większa samokontrola środowiska, by wyrugować sytuacje ewidentnej niedbałości czy braku rzetelności ze strony sędziów. Ale to wszystko nie może być uzasadnieniem do prowadzenia zakulisowych działań, zmierzających do zmiany konstrukcji ustrojowej państwa! Do tego nie posunął się żaden rząd po 1989 roku. Żaden, oprócz pis-owskiego. A przecież nie można mówić o demokratycznym państwie prawa bez zachowania niezawisłości sądów! Rządzący, niezależnie od reprezentowanej opcji politycznej, nie mogą oczekiwać, że sędziowie będą orzekać zgodnie z oczekiwaniami kolejnych, zmieniających się władz. A czym innym, jak nie takim właśnie oczekiwaniem, mają być proponowane – jak wynika z medialnych doniesień z prac nad ustawą o ustroju sądów – zapisy pozwalające ministrowi sprawiedliwości w „stanach wyższej konieczności” wskazywać sędziego, który rozpatrzy daną sprawę? Czy nie o ręczne sterowanie sądami tu chodzi?…
Oddawanie wpływu na władzę sądowniczą w ręce ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego w jednej osobie, to karkołomne i skrajnie ryzykowne posunięcie. Próbkę bardzo swobodnego podejścia do prawa przerabialiśmy już zresztą w latach 2005-2007, kiedy to minister sprawiedliwości (przypadkowo ten sam, co dzisiaj) próbował publicznie wydawać wyroki, zanim sprawa trafiła do sądu (vide: ten pan nigdy nikogo już życia nie pozbawi).
Jest powiedzenie, że „historia kołem się toczy”. Nikt z nas chyba nie chce, aby powtórzyła się historia Berezy Kartuskiej – obozu karnego dla opozycji politycznej z okresu II RP, do którego można było trafić bez wyroku sądowego, wyłącznie na podstawie decyzji administracyjnej! To nie jest dobra karta polskiej historii. Nie można dopuścić, by ta historia miała szansę się powtórzyć. Zdecydowany głos środowiska sędziowskiego, znanego przecież z awersji do angażowania się w bieżące spory polityczne, świadczy o tym, że zagrożenie funkcjonowania demokracji w Polsce jest realne. Ale też i o tym, że sprzeciw wobec „pełzającego zamachu stanu” będzie zdecydowany.