Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Brazylia: upadła prezydent, architekt-komunista i uparty polski ksiądz

Brazylia: upadła prezydent,  architekt-komunista i uparty polski ksiądz
Katedra Matki Bożej z Aparecidy (Brasilia, Niemeyer)
źródło: Wikipedia

O Brazylii znowu głośno, ale tym razem z powodów absolutnie pozasportowych i pozaolimpijskich. W świecie impeachment czyli odsunięcie od władzy urzędującej głowy państwa zdarza się bardzo rzadko, ale właśnie miało to miejsce - dosłownie parę dni temu - w tym największym z latynoamerykańskich państw. 68-letnia Dilma Rousseff została odsunięta głosami niemal 75% senatorów. Już była prezydent popełniła swoistą „zbrodnię budżetową”, podejmując w imieniu państwa decyzję bez konsultacji z parlamentem. Oskarżono ją też o przestępstwo zawierania umów kredytowych w kontrolowanych przez państwo instytucjach finansowych i braniu kredytów również bez zgody Kongresu. Ciekawe, że jednak będzie mogła… piastować stanowiska publiczne, jeżeli ktoś jej takowe powierzy, i to od razu bez przewidzianej prawem dwukadencyjnej karencji. Ten impeachment po południowo-amerykańsku jest świetnym powodem, aby napisać szerzej o kraju, który przecież w ostatnich stu kilkudziesięciu latach stał się celem emigracji dziesiątków tysięcy naszych rodaków.

Stolica w szczerym polu – dziecko Niemeyera

Brasilia, Brazylia. Ani słowa o Igrzyskach Olimpijskich! Serio! Stolica kraju leży na cerrado, brazylijskiej sawannie, całkiem różnej od sawanny afrykańskiej. Gdy cały świat ekologów załamuje ręce nad Amazonią, która kawałek po kawałku zabierana jest spod panowania dżungli pod władztwo człowieka ‒ to w tym samym czasie niepostrzeżenie, bez medialnego rozgłosu i protestów obrońców środowiska naturalnego, w samym centrum kraju cerrado staje się częścią cywilizacji, placem budowy, miejscem codziennego życia dla biznesu, polityków, artystów, sportowców i bezrobotnych. Ale w Brasilii specjalnie zachowano, ogradzając go, pas cerrado pas znikającej sawanny, której jednak w wielkiej Brazylii jest wciąż dużo i dużo. Patrzę na zielone cerrado, wiedząc, że takie jest w porze deszczowej ‒ w porze suchej spłowieje, jak wszystko tutaj.

Brasilia to dzieło ‒ w sensie architektonicznym, budynków użyteczności publicznej ‒ Oscara Niemeyera. Barwna to postać. Zaprojektował stolicę państwa od podstaw, to jego dziecko, ale... nigdy się do niej nie przeniósł ze swojego Rio de Janeiro (ani słowa o igrzyskach). Miał niepowtarzalną dla architekta szansę zbudowania nie jednego, nawet najbardziej reprezentacyjnego gmachu, ale w praktyce całej metropolii. Mógł dzielić i rządzić, jak dziecko bawiące się klockami. Uczynił to. Stworzył, urodził, stolicę jednego z największych państw świata, a jednocześnie nie krył się ze swoimi, skądinąd kontrowersyjnymi, poglądami politycznymi: był członkiem Komunistycznej Partii Brazylii. Czy dlatego właśnie jego wybrał na architektonicznego „ojca miasta” także mocno lewicujący prezydent Kubitschek de Oliveira? Sam Niemeyer zmarł niedawno, w 2012 roku, wieku 105 lat! Ale to, co stworzył przetrwa autora. Robiący wielkie wrażenie, efektowny, o fantazyjnym kształcie most, łączący Brasilię, w nocy podświetlany tak, że widać go z odległych krańców miasta. Oczywiście nosi imię eksprezydenta Kubitschka, który 61 lat temu podjął decyzję o budowie w szczerym polu nowej stolicy państwa. Tak, jak jego imieniem nazwano lotnisko i dziesiątki innych rzeczy.

Cała władza w jednym miejscu: od Kubitschka do Rousseff

Most Niemeyera-Kubitschka prowadzi do, między innymi, Pałacu Płaskowyżu, gdzie znajduje się kancelaria głowy państwa. Wyremontowano go przed jubileuszem 50-lecia powstania Brasilii ‒ wtedy prezydent Ignacio Luiz Lula da Siva wyniósł się stamtąd i rezydował w... siedzibie jednego z banków (w Polsce jednak rzecz nie do pomyślenia). Pałac znajduje się na Placu Trzech Władz, gdzie poza prezydencką siedzibą znajduje się także parlament ‒ zarówno Senat z otwartą kopułą dachu, jak i Izba Deputowanych z kopułą zamkniętą, usytuowane tuż obok siebie, ale nie dające możliwości pomylenia obu gmachów ‒ oraz Federalny Trybunał Sprawiedliwości. W jednym więc miejscu zgromadzono władzę wykonawczą (w Brazylii, wzorem USA, nie ma stanowiska premiera, a realną władzę sprawuje prezydent), ustawodawczą i sądowniczą. Obok tych gmachów, w symbolicznym centralnym punkcie kraju, znajduje się na wielkim maszcie olbrzymia (14 x 20 m) flaga Brazylii z zielenią, żółcią i kolorem niebieskim. Waży 60 (!) kilogramów i raz w miesiącu jest uroczyście wymieniana. Chyba tylko ta w stolicy Azerbejdżanu, Baku, jest większa (35 x 70 m).

Budynki rządowe, identyczne, poza jednym ‒ efektownie zaprojektowanym Ministerstwem Spraw Zagranicznych z otwartym ogrodem (!) na pierwszym piętrze ‒ są jak pudełka zapałek, identyczne, nudne swoją jednostajnością i takim samym krojem wielkich liter, oznajmiających jaki resort gdzie się mieści. Zwykle zresztą są po dwa ministerstwa w jednym budynku, nie licząc przybudówek opodal. Ciekawe są nazwy poszczególnych resortów, niespotykane czasem w Europie. Na przykład ministerstwo spraw socjalnych i... walki z głodem. Skądinąd akurat w tej sprawie osiem lat prezydentury kontrowersyjnego, oskarżonego dziś o korupcję Luli dokonało pewnego przełomu. To dalej jest problem, ale już znacząco mniejszy niż przedtem. Od nieefektownych architektonicznie klocków gmachów rządowych znacznie ciekawsza jest rezydencja prezydenta. Oglądam ją często, kilka razy dziennie ‒ mój hotel położony jest paręset metrów opodal. Podobno Kubitschek de Oliveira wyrzucił Niemeyera, gdy ten przyszedł z pierwszym projektem. Ponoć się ów kontrowersyjny plan nie zachował. Szkoda. Ale to, co powstało świadczy o fantazji architekta, ale też o tym, że umie ją trzymać na wodzy. Podłużny, sprawiający wrażenie jednopiętrowego budynku przypomina... zęby rekina. Cztery po lewej stronie, sześć po prawej. Wszystko tonie w zieleni. Można to obejrzeć z daleka, bo parkan oddzielający rezydencję od ulicy jest dobre 200 metrów od budynku. Dodatkowo bezpieczeństwa strzeże fosa z wodą. Z tym bezpieczeństwem to nie przesada: jednemu z poprzedników prezydenta Luli do jego kancelarii w Pałacu Płaskowyżu wjechał... autobus z jakimś desperatem za kierownicą (na wzór podobnej sytuacji w niemieckim Bundestagu). Wtedy także tam zbudowano fosę, choć nie są one obie tak malownicze, jak te średniowieczne...

Miał być kościół bez krzyża(!), ale polski upór...

Warta zapamiętania jest też katedra. Niedawno z okazji 50-rocznicy powstania miasta i planowanej wielkiej celebry wymieniono tam witraże i nie można jej było oglądać w pełnej krasie. Z daleka widoczna dzięki olbrzymiej wielkości krzyżowi, zamocowanemu na jej kopule. Z tym krzyżem była cała historia. Niemeyer, komunista nie przewidział go w swoim projekcie! Byłby to pierwszy przypadek w historii chrześcijańskiego budownictwa sakralnego kościoła bez krzyża... I tak by się skończyło, bo władze nie widziały w tym absurdu, gdyby do akcji nie wkroczył Polak, przewidziany na proboszcza parafii katedralnej ks. Rostkowski. Powiedział, że do kościoła bez krzyża on się nie wprowadzi. No i krzyż stanął... A proboszcz Czesław Rostkowski żyje do dziś, kieruje parafią pod wezwaniem św. Judy Tadeusza, także w Brasilii (w lutym 2015 obchodził 80. rocznicę urodzin). Tam już problemów z krzyżem nie było.

Polaków w życiu codziennym Brazylii jest sporo. Niektórzy potrafią przebić się na sam szczyt, zaznaczyć swoją obecność, odcisnąć ślad. Jeszcze niedawno mieliśmy dwóch gubernatorów nie tylko polskiego pochodzenia, ale wręcz mających polskie obywatelstwo! Pierwszym z nich był Jacques Wagner, pierwszy po Bogu w stanie Bahia. Drugi, Alberto Goldman, objął stanowisko po ustąpieniu gubernatora Sao Paulo Jose Serry, który wystartował w przedostatnich wyborach prezydenckich. Goldman, który nie tylko miał przodków w Polsce, ale i w Polsce jakiś czas temu był, walnie przyczynił się do organizacji obchodów Roku Chopinowskiego w Sao Paulo, m.in. ze spektakularnym koncertem na dwa fortepiany Krzysztofa Jabłońskiego i Adama Makowicza. Dodajmy nominację na szefa federalnej komisji wyborczej w okresie poprzednich wyborów prezydenckich… pana Lewandowskiego.

Kiedyś Polacy byli tu jedną z najbiedniejszych mniejszości narodowych. Teraz piąte, szóste pokolenie naszych rodaków, często prawie już nie mówiących po polsku zaczyna powoli współdecydować o kraju, który jest ich krajem. Nie zapominają jednak o polskich korzeniach. Szczególnie od czasów Jana Pawła II ‒ polskiego papieża i świętego ‒jest to dla nich powód do szczególnej dumy.

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (08.09.2016)

Data:
Kategoria: Świat

Ryszard Czarnecki

Ryszard Czarnecki - https://www.mpolska24.pl/blog/ryszard-czarnecki

polski polityk, historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII i VIII kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister – członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.