Moi kontestatorzy podnoszą (do wpisu: http://www.mpolska24.pl/post/12663/500-jednak-lepsze-od-podwyzszenia-kwoty-wolnej-od-podatku-czyzby-kolejna-merytoryczna-kompromitacja-wolnosciowcow), że w ogóle nie biorę pod uwagę faktu, że wszystkie partie pro-wolnościowe mają w swoich programach nie tylko obniżenie podatków, ale również zmniejszenie wydatków. A co to ma do rzeczy? Nie oceniałem wszak programów tych partii, tylko jaki praktyczny wniosek na ich podstawie zgłosili i jakie będzie miał on skutki ekonomiczne (a wniosek ten brzmiał: „Z dniem tym a tym kwota wolna od podatku wynosi tyle a tyle”) i jak one się mają do programu 500+. Jeśli doszło do czołowego zderzenia to sędzia nie ocenia, czy ktoś zamierzał dojechać do Koszalina, tylko ustala dlaczego jego postulat, pardon, pojazd znalazł się, nomen omen, na lewym pasie. Jak wiemy: dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane. Niezwykle łatwo jest zgłosić „atrakcyjny” wniosek obniżki podatków, trochę trudniej, sensowny. Podobnie łatwo jest komentować dyplomację III RP, na której, przykładowo, p. Korwin-Mikke nigdy suchej nitki nie zostawia, a którego na brukselskich salonach nawet p. Nigel Farage omija długim łukiem, nie mówiąc już o p. Leppenównej, która widzi w Nim jedynie ekscentrycznego, nieprzewidywalnego oszołoma. Gdyby p. Mikke miał odpowiadać za dyplomację RP należałoby jak najszybciej pozbyć się wszystkich nieruchomości położonych na jej terytorium. Jedno to aspiracje i intencje, a drugie: umiejętność wcielania ich w życie. Jeśli się tej nie posiada skutki mogą być naprawdę opłakane, jak w przedmiotowym przypadku. Krótko pisząc: sprawdzam i kontestuję kwalifikacje naszych drogich „wolnościowców” do rządzenia, tj. czy się do tego naprawdę nadają, czy nauczywszy się paru populistycznych hasełek walą nimi na oślep.
Pozwolą Państwo, że przed odniesieniem się do „argumentów” moich adwersarzy, którzy swoje wypowiedzi rozpoczynali najczęściej od autokrytycznych słów: „bzdury”, „wypociny”, czemu, rzecz jasna, nawet nie śmiałbym zaprzeczać, wyjaśnię czym de facto program 500+ jest. Nominalnie jest „zasiłkiem”, ale działa dokładnie TAK SAMO jak ulga podatkowa na dziecko (innymi słowy: kwota wolna od podatku). Obecnie rodzice za pierwszą dwójkę swoich pociech odliczą od podatku 2x1.112 zł, za trzecie 2.000 zł, a za czwarte i każde następne 2.700 zł. rocznie. Teraz rząd PiS podniósł tę kwotę wolną od podatku, od drugiego dziecka począwszy aż o 30.000 złotych. Oczywiście nie zrobił tego poprzez zwiększenie kwoty do odliczenia, ale po poborze podatku w wysokości nominalnej zwraca te 500 zł. miesięczne jakby poborca podatkowy pobrał o tyle za dużo.
Ponieważ ta prosta obserwacja wydaje się jednak zbyt "niesamowita" dla wielu komentujących wyjaśnię to na prostszym przykładzie. Mama Grażyna poprosiła Januszka, żeby ten zerwał jabłka, a z każdych dziesięciu zabierała mu dwa na "swoje potrzeby". Niedawno wprowadziła program Jabłko+, który polega na tym, że oddaje mu jednak jedno jabłko z powrotem. Proszę policzyć ile jabłek pozostanie Januszkowi z każdych dziesięciu zerwanych jabłeczek (jeśli komentatorzy będą dalej stać przy swoim, obiecuję, że podam dokładny wynik do wiadomości publicznej)?
Oczywiście, oczywiście, moi adwersarze zwracają mi uwagę, że to nie tak, że to jednak zasiłek, a nie kwota wolna od podatku, bo można nic nie robić, nie zarabiać i też się dostanie. To prawda, ale ile jest takich 2, 3, 4 i więcej dzietnych rodzin, w których rodzice nie zarabiają ciężką pracą na utrzymanie swoich pociech, a z których pensji pobierany jest podatek dochodowy? 2%? 3%? 5%? No i co z tego. Tak, dla tych 5% jest to nowy zasiłek (ale przed tym najpewniej był inny zasiłek socjalny), ale dla 95% to zwykła ulga podatkowa, tylko że refundowana po pisowskiemu. A jeśli ktoś „ilustruje” niepożądane działanie tego programu memami z menelami (czy podnosi te marginalne zjawisko do rangi dyskwalifikującej cały program), to jest to tyleż „trafne” i "wyszukane”, co prezentowanie przestrzelonej główki dziewczynki, która przez przypadek sięgnęła po nabitą broń ojca, przez przeciwników prawa do posiadania broni.
Komentatorzy wypominają również dodatkowy koszt urzędników, którzy zajmują się refundacją tej ulgi podatkowej. Niektórzy wesołkowie piszą i "pouczają", że aby rząd dał 500 zł. najpierw musi zabrać 700 zł.. (skąd oni to znają:-)) Gdyby jednak nie imitowali „jutjubowych prawd mistrza”, a podjęli wysiłek myślenia i kalkulacji, to by zauważyli, że rzeczywiście do "odpalenia" programu potrzebnych było 7 tys. urzędników, ale docelowo będzie ich znacznie mniej, a roczny koszt administracji programu powinien wynieść - mniej więcej - tyle ile kosztowały ŚDM, czyli rząd „podkradnie” zapewne jakieś 502 złote i odda 500 złotych.
Niestety dla potomnych rząd PiS-u nie zabierze nawet tych 502 złotych (np. poprzez nowe podatki), ale zapewne jedynie 100 złotych, a resztę sfinansuje długiem, czyli przerzuceniem kosztu programu na przyszłe pokolenia. Podobnie byłoby, gdyby zwiększono kwotę wolną. Tak, bez redukcji wydatków, obydwa programy zadłużą budżet, a ja jedynie postawiłem pytanie, co jest tzw. mniejszym złem: zafundowanie podwyżek głównie urzędnikom, nauczycielom, wykładowcom, lekarzom, górnikom, emerytom, rencistom, kolejarzom, górnikom, LOT-owcom, KGHM-owcom, PZU-owcom, itp., czy wszystkim rodzicom (w tym i tych „urzędniczych”) posiadającym dwójkę i więcej dzieci?
Program oczywiście „dyskryminuje” tych bez dzieci, ale podwyższenie kwoty wolnej od podatku też „dyskryminuje”, przykładowo, wszystkich przedsiębiorców, co na ryczałtowym - 19% liniowym i CIT-ie, czyli ponad 3 miliony osób! Czy moi kontestatorzy w ogóle się nad zastanawiali, czy też tak jakoś „instynktownie” (czyt. bezmyślnie), jak nasi drodzy „wolnościowcy”? Po za tym, małżeństwo ma już przywilej podatkowy wspólnego rozliczania i my konserwatyści przechodzimy nad tym do porządku dziennego, bo rodzina to niezwykle ważna instytucja społecznego. Zaraz, zaraz, ale przecież małżeństwo jest po to żeby mieć DZIECI, a stąd również, szczególnie teraz, powinniśmy zaakceptować zwiększenie przywilejów podatkowych rodzin wielodzietnych.
Następna kwestia to rzekomy „dogmat”, że siły rynkowe sprawią stosunkowe obniżenie pensji w sektorze prywatnym, a niby dlaczego ma się tak stać? To proszę sprawdzić ile się płaci w firmach ochroniarskich, w których najczęściej dorabiają emerytowani policjanci, emeryci i renciści, czyli nieoZUSowani. Na szczęście ceny też spadną, ale znacznie mniej, bo wynagrodzenia, to nie jedyny koszt wytwarzania. Urzędnicy natomiast będą mieli wyższe pensje i tańsze towary.
Jeszcze inni powiadają, że może nawet warto „przekupić” tych urzędników, bo więcej pieniędzy na rynku, to wyższy popyt, itd., a jak gospodarka się „rozkręci”, to będą jeszcze wyższe wpływy do budżetu i „się zwróci” z nawiązką. To klasyczna „ekonomii podaży”, czyli Keynes, Kołodko i PiS. Jeśli w to naprawdę wierzycie, to bardzo podziękujcie wszystkim rządom (nie zapominając o tow. Gierku), które od 27 lat wpompowują w gospodarkę, kreując „dodatkowy popyt” ok. 30 mld rocznie, bo przecież to „napędza gospodarkę”, to się opłaca, to się zwróci, itd..
Podobnie jak o menelstwie przebąkują też o „porzucaniu pracy”, co jest zjawiskiem jak najbardziej naturalnym, podczas gdy te same osoby podnoszą, że gdyby mężczyźni płacili niższe podatki i zarabiali wystarczająco na utrzymanie rodziny, to większość kobiet by nie pracowała. Tzn? Jak to? Miliony kobiet rzuciłoby pracę? A teraz ile rzuci, albo „poprosi” pracodawcę o „niższe, oficjalne dochody”? 10 tys.? To zjawisko, podobnie jak menelstwo/bumelanctwo, NIEistotne.
Najlepszym przykładem prosto z życia wziętym jest tutaj konieczność podjęcia pracy zarobkowej przez małżonkę posła Przemysława Wiplera, któremu nie tylko wygasł mandat, ale też pensja i kilometrówki. Złośliwi ludzie bezczelnie inkryminują, że ta asystentura przy nieskazitelnie uczciwym europośle Iwaszkiewiczu to "czysta fikcja", podczas gdy utrzymanie wielodzietnej rodziny, to nie lada wyzwanie i jak trzeba to i się haruje. Może specjalnych efektów tej asystentury jeszcze nie mieli przyjemności doznawać, ale przecież na tym świecie nie ma rzeczy doskonałych. Istnieje nawet zagrożenie, że program 500+ może sprowokować do porzucenia euroasystentury i wtedy nigdy nie poznamy "prawdy". Ewentualne wahanie w tym względzie może wynikać z niejednolitego stanowiska p. Korwin-Mikkego, który pobieranie zasiłku dla bezrobotnych uważa za wysoce hańbiące, ale branie członków rodziny na wycieczki do Brukseli, czy pobieranie zasiłku 500+ już nie, bo ręce są przecież po to, żeby brać. Dodatkową trudnością w podjęciu decyzji może stanowić fakt, że zasiłek dla bezrobotnych to jedynie 700 złotych, podczas gdy na asystenturze można wyciągnąć przeszło 11 tysięcy, nawet gdy jest czysto fikcyjna.
Podsumowując: PiS przyjął niestety „etatystyczny/niewygodny” sposób rozliczania ulgi podatkowej na dzieci, a do tego większość z tej refundowanej ulgi podatkowej finansuje zadłużając państwo, ale to i tak lepsze od futrowania urzędników kosztem przyszłych pokoleń. Generalnie obniżanie podatków jest ze wszech miar pożądane, ale generalnie, podróżując zimą, sensownym jest rozpalanie ogniska podczas postoju, ale gdy ten trafi akurat na środku zamarźniętego jeziora…..
Na sam koniec zapraszam drodzy, aspirujący „wolnościowcy” na prawdziwy rarytas: spotkanie z wolnościowcem par excellence, Panem Stefanem Oleszczukiem. I proszę wytężcie słuch i umysł, szczególnie od 1:43, abyście - "naszpikowani wykładami mistrza" - nie rozpoczynali naprawy państwa od "czterech liter" strony.
https://www.youtube.com/watch?v=rRGzKor-iho
https://www.facebook.com/KrzysztofSzpanelewskiEuro2014
Czemu szanowny Pan przyjmuje jedynie punkt widzenia konsumenta? Na dodatek takiego, który zwraca uwagę wyłącznie na to czy innym ludziom nie jest lepiej niż jemu samemu?
Czemu szanowny Pan nie rozważy punktu widzenia przedsiębiorcy? Przedsiębiorcy dysponującego skromnymi zasobami kapitałowymi?
Moim zdaniem różnica pomiędzy 500+ a podwyższeniem kwoty wolnej od podatku ujawnia się właśnie z perspektywy przedsiębiorcy.
ale przecież podwyżka kwoty wolnej od podatku NIE dotyczyłaby większości przedsiębiorców