Jam, syndyk masy upadłości PRL, Mecenas Czesław Okrągłostołowiński postanawia co następuje:
Aktywa (Majątek) Transformacji PRL/III RP przypisuję wg poniższych zasad:
– Część majątku przejmuje bezpieka i (jej) lojalni lokajczykowie - zwani dalej Bill (oficjalnie: grupa trzymająca władzę, potocznie: siły wyższe) poprzez spółki-huby wyrastające jak grzyby po deszczu przy przedsiębiorstwach państwowych.
– Kolejną część Bill przejmuje bezpośrednio za pieniądze nagrablennoje jeszcze za PRL (FOZ, konta szwajcarskie, przewłaszczone nieruchomości, itd.)
– Bill otrzymuje tzw. przywilej prywatyzacyjny (fundusze wiadomo skąd) polegający na prawie pierwokupu najlepszych przedsiębiorstw państwowych za bezcen, bez przetargu.
– Banki, przemysł ciężki i energetyka zostaje przekazana zagranicznym korporacjom kapitału wiadomego.
– Znacjonalizowane dobra kościelne powracają (reprywatyzacja) do swojego prawowitego właściciela – Kościoła (co trochę wyjaśnia jego stosunek do anszlusu).
– Niewielka część znacjonalizowanego majątku prywatnego podlega, bez zbędnego pośpiechu i ułatwień, reprywatyzacji.
– Program Powszechnej Prywatyzacji – przejęcie kontroli nad pozostałą częścią najlepszych firm państwowych przez Billa i biurokrację.
– Bill utrzymuje pełną kontrolę nad pozostałym w rękach państwa i samorządów majątkiem (posady dla swoich, łapówki, intratne kontrakty, itp.)
Tak zagospodarowane i zorganizowane środki produkcji, jak to nazywają marksiści, pozostające w billusiowych łapskach otrzymują następującą ochranę przed dzikim kapitalizmem i krwiożerczą konkurencją:
– koncesje dla prywatnych i niezależnych telewizji i gazet
– koncesje dla banków, firm ubezpieczeniowych i inwestycyjnych
– koncesje dla firm ochroniarskich
– koncesje dla zorganizowanych grup przestępczych na wszelkie formy grabieży (haracze, okupy, kradzież samochodów), przemyt, przemoc oraz robienia przekrętów na wielką skalę (afery: węglowe, spirytusowe, hazardowe, itd.) zabezpieczone stosownymi działaniami zabezpieczającymi policji, prokuratury i niezawisłych sądów
– koncesje, zezwolenia, certyfikaty, licencje na inne kluczowe rodzaje działalności gospodarczej
– przywilej informacyjny, tzn. otrzymywanie ze stosownym wyprzedzeniem kluczowych informacji dotyczących zmian polityki walutowej, prywatyzacyjnej, handlowej i podatkowej
– utrzymywanie monopoli państwowych (górnictwo, hutnictwo, energetyka, lasy, poczta, transport, lecznictwo, edukacja, itd.)
– potworna biurokracja – naturalna i skutecznie obezwładniająca bariera dla nowych podmiotów na rynku
– pozostałe działania operacyjno-prewencyjne w ramach akcji antykluska
Pasywa (Zobowiązania) Transformacji PRL/IIIRP przypisuję w sposób następujący:
1. Kontrolę nad kapitałem zakładowym (założycielskim), czyli pełne władztwo nad aktywami/majątkiem netto (patrz wyżej) otrzymuje, rzecz jasna niezastąpiony Bil.
2. Zobowiązania, a w szczególności:
a) utrzymywanie deficytowych przedsiębiorstw państwowych (PKP, LOT, kopalnie, przedsiębiorstwa komunalne, Poczta Polska, szpitale, szkoły, itd.)
b) spłata kredytów i pożyczek (w tym zagranicznych)
c) zapewnienie opieki medycznej emerytom i rencistom (ok. 3/5 budżetu NFZ!)
d) zapewnienie rent i emerytur
e) zobowiązanie (usankcjonowane stosownym porządkiem prawnym i działaniami zabezpieczającymi bezpieki, prokuratury i aparatu skarbowego) do powstrzymania się od działań zanadto konkurencyjnych w stosunku do podmiotów Billa
f) obowiązek dzielenia się z Billem na wypadek odniesienia sukcesu mimowszystko (case Pana Romana Kluski i prawdopodobnie Pana Krzysztofa Olewnika)
g) utrzymywanie nieskończenie rosnącej biurokracji oraz wszelakich synekur
h) spłata odsetek od długu państwowego
…obejmują w posiadanie leszcze-podatnicy, czyli tzw. gorsza część społeczeństwa.
Bilans plemienny
Osobom nie pałającym miłością do księgowości i bilansów można przedstawić to skrótowo tak:
– Dziadek Bill – wysoka emerytura (płacona przez leszczy-podatników),
– Bill – biznesmen – właściciel przedsiębiorstwa uprzywilejowanego, mecenas kultury i sztuki (oczywiście za jego przywileje płaci gorsza cześć społeczeństwa: droższe leki, żywność, energia, benzyna, szkoły, poczta, usługi bankowe i administracyjne, itp.),
– Pani Bill – właścicielka restauracji lub SPA, tudzież fundacji dobroczynnej (np. Z Billem nie jesteś sam),
– Syn Billa – menedżer przedsiębiorstwa uprzywilejowanego, względnie biuro/euro-krata,
– Córka Billa – niezależna dziennikarka tudzież biuro/euro-kratka,
– Syn Billa (gey) – niezależny artysta wspierany przez państwo, celebryta
– Córka Billa (lesbijka) – ekspertka ds. globalnego ocieplenia, aborcji, eutanazji i adopcji przez pary homo, ekolożka i feministka w jednym.
– Reszta społeczeństwa – leszcze-podatnicy, którzy za ten cyrk? przekręt? a może majstersztyk? płacą.
Przekręt-majstersztyk
Nie trzeba się chyba wiele wysilać, aby z bilansu transformacji PRL/III RP wyczytać prawdziwie ujmujący, wręcz epokowy przekręt-majstersztyk. Późny gierek, wszystko się wali, gospodarka ledwie dyszy, powszechne braki na rynku, zagraniczni wierzyciele pukają do bram krainy wiecznej szczęśliwości. Szto diełat? Nu, szto? Spoko! Tylko bez paniki! Jest wyjście. Aktywa (majątek) PRL przejmie Bill, a zobowiązaniami obdarujemy leszczy-podatników, obiecując im demokrację, wolny rynek, prywatyzację, reprywatyzację i powszechne uwłaszczenie (100 mln dla każdego) oraz, a jakże, tzw. sprawiedliwość społeczną. I to właśnie tymi obietnicami kupiono tzw. pokój społeczny, akceptację grubej kreski i pogodzenie się z wypaczeniami transformacji. A w tzw. międzyczasie syndyk, Pan Mecenas Czesław Okrągłostołowiński metodycznie i konsekwentnie przeprowadzał swoje postępowanie transformacyjne. Trzeba odnotować, że znaczna część społeczeństwa połapała się w tym tałatajstwie dość szybko, ale większość skutecznie przekonano i zniechęcono do dalszych inwestygacji. Reszcie zakneblowano usta lub zamilczano, a najbardziej zapamiętałych i niepokornych ustawicznie nęka niezależna prokuratura i niezawisłe sądy.
Esbeckie emerytury
Pewnym wyjątkiem-odpryskiem na tej billusiowej sielance była kwestia tzw. esbeckich emerytur, kiedy to Bill wobec lawinowo narastającego długu państwowego i w celu podreperowania spadających sondaży i choćby częściowego zacerowania szybko rosnącej dziury budżetowej postanowił zagrać pod publikę i ogłosił po szyję obciążonym leszczom-podatnikom, że nieco umniejszy ich niedoli redukując poziom wypełniania zobowiązań wobec Billów-emerytów. Jedni doznali tzw. satysfakcji i mieli kolejną okazję do odsądzania od czci i wiary wszystkich tych Panie esbeków i oprawców oraz odtrąbienia, że sprawiedliwości dziejowo-społecznej nadeszła wiekopomna chwila. Drudzy zaś, że to skandal, zwierzęcy rewanżyzm, że zobowiązań należy bezwarunkowo dotrzymywać, że to bolszewizm w najczystszej postaci i niebezpieczny precedens (więcej tu: http://www.mpolska24.pl/post/8528/esbeckie-emerytury-zostaly-wyplacone-czy-musialy-czy-powinny),
Niebezpieczny precedens
To, że Bill nie ma żadnych zasad prócz tzw. dziejowej konieczności (vel: konsumpcji własnej i swoich) wiadomo nie od dziś. Potrafi oskubać i palaczy, i właścicieli samochodów, a nawet wdowy i sieroty (podatek spadkowy). W imię jakich racji miałby niby zachować ojców-założycieli transformacji? W państwie mafii zawsze młode wilki wcześniej czy później wypierają dziadków, a czerwoni przyzwyczaili nas do tego, że rewolucja wcześniej czy później pożera własne dzieci, więc co mu tu zwęszamy jakiś tam niebezpieczny precedens. To tak jakby trwożyć się, że kolejny numerek popełniony przez prostytutkę może sprowadzi ją na złą drogę? Chyba nieco za bardzo wczuwamy się tutaj w rolę, lansując tak jaskrawo naciąganą argumentację naszych domniemanych obaw? Wielu może poniekąd odebrać taką konfudującą nadgorliwość jako mimowolne współuczestnictwo w tej całej, nazwę tak, państwie-ustawce, a nawet nadawanie jej niejako moralnego usprawiedliwienia.
Państwo-ustawka i wierzyciele
Państwo-ustawka to system redystrybucji bogactwa wytwarzanego przez naród zinstytucjonalizowanego w postaci tzw. państwa demokracji ludowej (obecnie zwanego: demokratycznym państwem prawa urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej). To ono ustawia jednych w szeregu wierzycieli, a drugich w zastępie dłużników. Nabór do grona wierzycieli jest niezwykle prosty. Wystarczy być np. pospolitym suk**synem i lojalnie wysługiwać się systemowi na różnorakie sposoby: a to kogoś poprzesłuchiwać, postraszyć, jak trzeba to i żebra policzyć, wydawać zawsze słuszne decyzje i wyroki, być niezależnym dziennikarzem, profesorem, artystą czy poetą tudzież prozaicznie sumiennym biurokratą, a Bill już to dostrzeże. Ba, w dzisiejszych, postępowych czasach wystarczy niekiedy nie robić nic – np. otrzymując status bezrobotnego, aby cieszyć się przywilejami wierzyciela. Oczywiście istnieją również wierzytelności o nieco mniej systemowo-pochodnej proweniencji, które powstają w sposób, napisałabym, naturalny: a to ktoś sprzeda państwu karabin czy konserwę, pożyczy pieniądze, czy pod przymusem powierzy swoje składki emerytalne. Stawiając tutaj kropkę nad i pragnę kategorycznie skonstatować, że proweniencja wierzytelności jako taka nie powinna mieć najmniejszego wpływu na fakt uznania jej zasadności, chyba że w grę wchodziłby jakiś delikt: wyłudzenie, zawłaszczenie, czy pospolite oszustwo, a i takie rzecz jasna się zdarzają, nierzadko na dużą skalę (patrz: bilans PRL/III RP) wtedy bowiem mówili byśmy by o ich nieprawomocności.
Konserwatywni-liberałowie nie znoszą, delikatnie rzecz ujmując, koncepcji państwa-ustawki (dalej: p-u, co fonetycznie, bliskości znaczeniowej nie przywołując, odpowiada angielskiemu słowu: poo) kategorycznie ją potępiając i jednocześnie przedkładają model państwa oparty na wolności, własności i sprawiedliwości. Znają również odpowiedź zarówno na pytanie: jak wyrwać się ze szpon starego porządku jak i co począć z jego schedą, w tym uprzednio powziętymi zobowiązaniami. Konserwatyści zobowiązania traktują bardzo serio, a brak ich spełnienia karzą dyshonorem. Nie mniej respektują instytucję państwa, a wraz z nią jego zobowiązania. Zaprzeczenie tym fundamentalnym wartościom stanowiłoby powrót do barbarii.
Syndyk’s job
Chyba nie będzie jednak wielkim nietaktem jeśli zastanowimy się jak byśmy zareagowali gdyby jakikolwiek syndyk danej upadającej spółki uznał jedynie pewne, wybrane jej wierzytelności, ni stąd ni zowąd dopisał nowe, rozprzedał za bezcen znaczną część majątku jakimś tam postronnym Billom, całą resztę oddając im w dożywotnią darmową rentę, a pozostałych nieszczęśliwych uczestników-wierzycieli oraz postronnych obserwatorów postępowania upadłościowego uczynił dłużnikami tych pierwszych? Czy byśmy bezwiednie żądali natychmiastowego wykonania jego postanowień wykrzykując sakramentalne: płacić! płacić! płacić! czy raczej domagali się dla niego kryminału, odzyskania majątku przejętego z naruszaniem prawa, na wznowieniu postępowania upadłościowego kończąc? Czyż nie to nakazywałyby nie tylko logika i etyka, ale i prawo?
Wierzytelności klasyczne i uprzywilejowane
A jak w takim razie odnieść się do całego zastępu nieco mniej uprzywilejowanych wierzytelności, które jakimś trafem nie dostały się na listę Schin.., pardon, oczywiście listę wierzytelności syndyka transformacji PRL/III RP? Mało to osób dokonywało na przykład wpłat na samochód małolitrażowy, ale wobec chwilowych niedoborów nigdy go nie zobaczyło? Wpłacano również składki na książeczki mieszkaniowe i na książeczkach się skończyło. Składki jak najbardziej realne (znacznie bardziej realne niż np. te niby-odkładane na emerytury) – tzw. żywa gotówa wpłacana na konto państwa, które powzięło zobowiązanie dostawy samochodu, czy mieszkania. A tu klops. Bill nie dostrzegł był i już. Nie zamierzam tu bynajmniej wchodzić w dalsze szczegóły i dokonywać pełnego remanentu wierzytelności PRL/IIIRP, a jedynie zauważyć istnienie wierzytelności, że tak napiszę, ponad wszelką wątpliwość i wierzytelności, z jakiś powodów, przez Billa przegapionych. Zresztą nie trzeba cofać się aż tak głęboko w czasie, a wystarczy zastanowić się czy np. płacąc podatek akcyzowy i mając zapowiedziane wybudowanie za te środki (składki) np. obwodnicy miasta nie nabyłem przypadkiem przynależnego roszczenia od państwa? I znów: składki nie mniej realne niż za PRLu, a i narodowy plan budowy dróg i autostrad III RP nie mniej konkretny od rzekomych peerelowskich umów emerytalnych. A może to zobowiązanie nie musi być wykonane bo nie ma indywidualnego charakteru? No dobrze. Płaciłem podatek od nieruchomości ufając, że gmina, co zapowiadała trzykrotnie, zrealizuje swój plan i w końcu 2016 roku podłączy mój dom do miejskiego systemu kanalizacyjnego, a ja wciąż wącham sąsiada….szambo? Bardziej "indywidualnie" już chyba być nie może nieprawdaż? Niewykluczone, a nawet pewne jest jednak to, że te i inne zobowiązania nie zostały zadośćuczynione bo dostępne środki zostały przeznaczone na pokrycie tych ważniejszych. Tylko kto o tym decyduje? A może dla mnie ważniejszym jest, abym na starość jeździł do syna wygodną obwodnicą, czy nie doznawał wątpliwej przyjemności wąchania sąsiedzkich fekaliów od połowy mojej przyszłej emerytury? Płacić czy budować? Budować czy płacić? This is a question. Puentując należy odnotować, że wszystkich wierzytelności PRL/III RP dotknęły dwie przypadłości: zostały specjalnie wyselekcjonowane i zatwierdzone do zapłaty przez Billa, a ich spełnienie zostało przydzielone leszczom-podatnikom. No bo kto inny jak nie Bill zadecydował, że te parę bilionów złotych zobowiązań po PRL (a obecnie po III RP) nie znajdzie swojego zaspokojenia w majątku państwa, czy masie upadłości PRL ja kto woli, a będzie spłacana przez następne dziesięciolecia przez leszczy-podatników? A na domiar złego Bill potwornie rozszerzył listę wierzycieli swojego państwa (głównie to ponad półmilionowa biurokracja), co przemieniło nas w zastęp niewolników, dla niepoznaki nazywanych aspiracyjnie podatnikami.
Naturalny bunt
I to właśnie dlatego u wielu z nas pojawia się samorzutny bunt tak zdecydowanie powstrzymujący nas od odgrywania niejako roli żyranta Billowych postanowień transformacyjnych. Albowiem czym innym jest odnotowanie zasadności wierzytelności jako takiej, a zupełnie czym innym jednoczesne i kategoryczne potwierdzenie nadania jej klauzuli natychmiastowej wykonalności w danym trybie, który w przypadku naszego nieszczęśliwego państwa sprowadza się do łupienia Bogu ducha winnych podatników przy jednoczesnym zachowaniu przez Billa niewzruszonej kontroli nad majątkiem, z którego wierzytelności te winny być zaspakajane, nie zapominając o dopisaniu do listy wierzycieli ponad półmilionowej armii urzędasów i wszelkich innych beneficjentów państwa socjalnego. Stąd też, po przeszło dwudziestu siedmiu latach trzecioerpowskich doświadczeń, będąc zapytanymi: płacić?, niezależnie od pochodzenia, czy zasadności danego roszczenia, uzasadnienie i roztropnie zachowujemy samozachowawczą powściągliwość i nie prześcigamy się w wykrzykiwaniu sakramentalnego: płacić! płacić! płacić! ale stanowczo i bezkompromisowo domagamy się zarówno poszanowania tzw. praw nabytych jak i właściwego trybu ich zaspakajania, tj. przeznaczenia stosownej części majątku państwa na fundusze emerytalny i reprywatyzacyjny oraz głębokich zmian ustrojowych: drastycznego ograniczenia zbędnych zobowiązań państwa socjalnego (wszelaka biurokracja, służba zdrowia, edukacja, kultura, dotacje, subwencje, itd.) i prywatyzację pozostałego w rękach państwa i samorządów majątku (przedsiębiorstwa, zasoby komunalne, szkoły, szpitale, infrastruktura, lasy, itp.). Tylko tym sposobem skończymy z tym p-u potworkiem obdarowującym jednych przywilejami wierzyciela drugich skazując na los dozgonnych dłużników-niewolników, do siódmego pokolenia włącznie.
Wezwanie do zapłaty
Mając powyższe na uwadze wydaję się, że w kwestii wypełniania przez państwo swoich zobowiązań właściwym stanowiskiem polityków Prawicy winny być zarówno gwarancje wypełniania zobowiązań przezeń powziętych jak i fundamentalnie zmieniony sposób ich zaspakajania. Bez jednoczesnego i należycie dobitnego stawiania kwestii drugiej narażamy się na ryzyko odczytania takiego niejako połowicznego stanowiska jako zielonego światła dla niewzruszonej i zuchwałej kontynuacji egzekucji koncepcji państwa-ustawki albowiem konfirmacja: płacić! nie stanowi jedynie odpowiedzi na uprzednio postawione pytanie o zasadność danych wierzytelności, ale jest jednocześnie wezwaniem do zapłaty dla wszystkich podatników, wezwaniem, które politycy Prawicy winni niezachwianie i każdorazowo kontestować.
Konfuzja stosowana
Z goła innym podejściem jest, że tak napiszę, podejście formalistyczno-państwowe, według którego domagamy się bezwzględnej satysfakcji przez państwo danych wierzytelności abstrahując zarówno od tego czy inne wierzytelności cieszą się takimi samymi przywilejami jak i od tego w jaki sposób są on zaspakajane. Tu zasady są bardzo proste: jest wierzytelności (być może inne też, ale niby co z tego), jest państwo, które ma zdolność grabie.., pardon, nakładania podatków i po sprawie. Formalizm ów oznacza, przywołując nasze wcześniejsze rozważania, nadanie syndykowi-Billowi nieskrępowanego prawa do selektywnego wyznaczania wierzytelności do zaspokojenia oraz tych mniej szczęśliwych, a państwu sposób ich satysfakcji. No tak, ale jak tu spojrzeć prosto w oczy tym ledwie-dyszącym milionom leszczy-podatników? Fortel jest bardzo prosty: puszczamy do nich oko, przyzwalające na sprytne ulżenie swojej podatniczej niedoli poprzez quasi-moralnie usprawiedliwioną ucieczkę spod komorniczej gilotyny aparatu skarbowego III RP, pospolicie zwaną: szarą strefą. Czyli z jednej strony potwierdzamy: płacić!, płacić! płacić!, a z drugiej niejako rozgrzeszamy co dopiero mianowanych dłużników – leszczy-podatników z procederu uchylania się od tego zaszczytnego, obywatelskiego obowiązku. Coś tu chyba nie gra, nieprawdaż? To kto w końcu, do cholery, ma płacić za to płacić! płacić! płacić!?
https://www.facebook.com/KrzysztofSzpanelewskiEuro2014
100/100.