Tego rodzaju dylematy towarzyszą człowiekowi od wieków, a których emanacją jest odwieczna „dyferencja” pomiędzy franciszkańskim a loyola’owskim podejściem do postaw chrześcijańskich (pisałem o tym również, w nieco innym kontekście, tu: http://www.scenapolityczna.pl/spoliczkowanie-a-bojkot/). Zwolennicy tego pierwszego zalecają daleko idącą skłonność do pokornego znoszenia krzywd nam wyrządzanych i przyzwalania na bycie poniewieranym, bo to ma czemuś „służyć”, wywrzeć ma grzeszącym „wrażenie”, poczucie wstydu, które ostatecznie ma go skłonić do głębszych „refleksji”. Jak możemy się domyślać oddział SWAT, który przybył do kościoła w Saint-Etienne-du-Rouvray nie do końca był przekonany o adekwatności zastosowania takiej postawy w przedmiotowej sytuacji i na wszelki wypadek wybrał się tam w pełnym rynsztunku.
„Followersi”- jak to się teraz mówi - św. Ignacego Layoli natomiast odpowiadając na franciszkański „uwiąd” pukają się w głowę ripostując, że literalne trzymanie się tej zasady jest dla frajerów i „ofiar losu”. Ktoś nas bije, oszukuje, wykorzystuje, a my mamy mu na to pozwolić i niejako jeszcze bardziej zachęcić by dalej to robił??? Przecież to głupota, stojąca w całkowitej sprzeczności z elementarnym poczuciem sprawiedliwości i godności człowieka (co zresztą zniechęciło/zniechęca do Kościoła wiele osób). Trzeba po prostu dać stosowny odpór złu i tyle. To nasz chrześcijański obowiązek!
W czasach pokojowych można oczywiście sobie pozwolić na wszelakie dywagacje i dedukować, co Chrystus rzeczywiście miał na myśli podając nam to przykazanie. Przykładowo, że ucząc nas „nadstawiania drugiego policzka”, pragnął nam przekazać, nauczyć miłości nie cofającej się nawet przed daleko idącymi poświęceniami. Miłości nie tylko osób dobrodusznych, nam bliskich, ale i do nieprzyjaciół, agresorów. Miłości zarazem dojrzałej a nie naiwnej, uściślając: „Jeśli to komuś pomoże, to nawet nadstaw mu drugi policzek”. „To my powinniśmy zrobić diagnozę, co danemu człowiekowi pomoże. Czy pomoże mu jak pozwolę mu się uderzyć? Jeśli to pomoże mu opamięta się, no to niech mnie uderzy. Ale jeśli to go rozbestwi, uczyni jeszcze bardziej dufnym i pysznym, to ja nie pozwolę się tak traktować”, itd., itp..
Można oczywiście tak bez końca i „ale z drugiej, trzeciej i… setnej strony”, ale gdy przychodzi nam spojrzeć oko w oko bestialskiej dziczy, kiedy sprawa staje się nomen omen gardłowa, wysoce wskazanym jest robienie raczej dosłownego użytku z sienkiewiczowskiego zawołania „Ogniem i mieczem”, bo w przeciwnym wypadku pozostaniemy chrześcijanami wyłącznie w wymiarze transcendentnym. Bliskość wroga ma wszak swoje konsekwencje.(http://www.mpolska24.pl/post/10122/bliskosc-wroga).
Ja bardziej pamiętam, że Chrystus przyniósł miecz.
Może ci wszystrzy bystrzy opisywacze przeczytają choć cały Nowy Testament, a potem dopiero piszą. O Starym nie mówię, bo gruby jest okrutnie. Są też w nim opisy ludobójstwa, a tego w ogóle nie można czytać spokojnie..... Generalnie wiele osób byłoby dzisiaj ukamienowanych. Na śmierć. Wiele plemion zniknęło by z powierzchni ziemi w tydzień.
Niestety Europa przypomina mi Titanica. Tonie, orkiestra gra, tratwy będziemy zabierać uchodźcom z Syrii i wiać w drugą stronę.
Niech sobie p.o. papieża Franciszek mówi co chce - polska odpowiedź na "uchodźców" jest taka:
https://youtu.be/MCZWvxuqwG4
Jest też możliwe takie powitanie:
https://youtu.be/QpwBDAKhEAo