Słowo „poligon” jest tu jak najbardziej na miejscu, bo za głównego promotora dobrej zmiany rzuconego – jak to kiedyś mówiono – na „odcinek poznański” wyrasta minister ds. wojny i mgły smoleńskiej Antoni Macierewicz.
Najpierw nakazał wojsku, by przywiozło do Poznania dość koszmarną z estetycznego punktu widzenia figurę Chrystusa, a następnie wraz z podległym sobie wojskiem osobiście wziął udział w jej nielegalnym usadowieniu na terenie jednej z poznańskich parafii. Monument jest kopią przedwojennej figury będącej częścią wielkiego Pomnika Wdzięczności, odsłoniętego w 1932 roku na placu między Aulą Uniwersytecką a Zamkiem – pomnika, dodajemy, niezbyt urodziwego i już przed wojną z powodu przeskalowania, złych proporcji i fatalnego usytuowania krytykowanego przez ówczesnego prezydenta Poznania Cyryla Ratajskiego. Pomnik został zniszczony przez hitlerowców w październiku 1939 roku. Dzisiaj na tym placu stoją dwa inne pomniki: pierwszy to pomnik Adama Mickiewicza, drugi, to słynne Poznańskie Krzyże upamiętniające ofiary poznańskiego buntu z czerwca 1956 roku.
W Poznaniu działa komitet, założony przez osoby w większości sympatyzujące z PiS-em, które chciałyby odbudować przedwojenny Pomnik Wdzięczności w takiej samej monumentalnej formie, w jakiej powstał on przed wojną. W tej sprawie, co do lokalizacji pomnika, trwa spór z władzami miasta. Myślę, że warszawiakom coś to przypomina. I tu pojawia się minister Macierewicz: „Miasto nie pozwala! Władzom miasta przeszkadza Chrystus! Mówią o jakichś formalnych zgodach! Nie ma naszej zgody na takie działanie miasta!” I PiS w osobie Macierewicza stawia bez żadnych zezwoleń czterometrową figurę Chrystusa pod jednym z poznańskich kościołów – podobnie zresztą jak wcześniej w taki sam sposób – „a kto nam zabroni!” – PiS umieściło głaz upamiętniający prezydenta Lecha Kaczyńskiego na dziedzińcu przed warszawskim ratuszem.
Tak przy okazji – być może i figura Chrystusa w Poznaniu i głaz przed warszawskim ratuszem to testy, jakie przeprowadza PiS przed zasadniczym wyzwaniem, jakim jest budowa pomnika smoleńskiego na Krakowskim Przedmieściu. „Jeśli tam nam się udało bez żadnych formalnych zgód, a jedynie metodą faktów dokonanych – tak pewnie myśli teraz prezes i jego otoczenie – to i z pomnikiem smoleńskim damy sobie radę. Kto nam stanie na drodze, gdy mamy wojsko, policję i życzliwość Kościoła!”.
Jak by tego było Poznaniowi mało, to Macierewicz jeszcze brutalniej postanowił wkroczyć w uroczyste obchody 60. rocznicy Poznańskiego Czerwca 1956 roku. Tradycją tych obchodów jest uczestniczenie w niej wojska, które przeprowadza uroczysty Apel Poległych, w trakcie którego odczytywane są nazwiska 57 ofiar tamtych wydarzeń. Macierewicz postanowił, iż wojsko może uczestniczyć w tych uroczystościach pod takim wszakże warunkiem, iż Apel Poległych będzie poszerzony o wspomnienie ofiar… katastrofy smoleńskiej. Gdzie Rzym, a gdzie Krym? Gdzie Poznań 1956, a gdzie Smoleńsk 2010? Gdzie ci, co padli od kul, bo wystąpili przeciwko komunistycznej władzy, a gdzie ofiary tragicznej katastrofy lotniczej? Co ma jedno z drugim wspólnego – wie pewnie tylko pan minister od wojny i mgły. Tylko dlaczego – można by pana ministra zapytać – na smoleńskich miesięcznicach nie odczytuje się np. nazwisk zabitych górników z Wujka?
Prezydent Poznania wobec takich propozycji zaprotestował. Wydaje się jednak, że była to propozycja z gatunku tych „nie do odrzucenia”. I w związku z tym wszystko wskazuje na to, że władze Poznania po prostu zrezygnują z asysty wojskowej.
Miejmy tylko nadzieję, że Macierewicz nie wyda rozkazu, by na te uroczystości wojsko, ze smoleńską wersją apelu, weszło siłą.
W kasynie pan Piskorski jeszcze grywa.....?