Drodzy Czytelnicy,
w związku z planowanym szkoleniem, o którym pisałem wczoraj, Saxo przeprowadziło ze mną wywiad. Rozmawialiśmy odnośnie:
- sytuacji na rynkach po brytyjskim referendum,
- rosnącej roli Chin na arenie międzynarodowej,
- wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych,
-
sytuacji w Europie Środkowo - Wschodniej pod kątem inwestycji oraz o moich
początkach na rynkach finansowych.
Ze względu na długość wywiadu (5 stron) postanowiłem opublikować jego przedruk.
Myślę, że wielu z Was uzna go za ciekawą lekturę.
Trader21
W piątek 17 czerwca spotykasz się w Warszawie z inwestorami.
Spotkanie, którego organizatorem jest Saxo Bank, będzie poświęcone - oczywiście
- inwestowaniu, walutom, rynkom akcji, towarów i nieruchomości. Który z tych
rynków uważasz za najbardziej atrakcyjny, a który najlepiej omijać z daleka?
Obecnie bardzo trudno jest znaleźć atrakcyjne aktywa, gdyż ceny większości z
nich oscylują w okolicy wieloletnich maksimów. Jest to właśnie efekt zerowych
stóp procentowych, bezprecedensowej akcji zwiększania podaży pieniądza oraz
zakupów przeprowadzanych przez banki centralne. Darmowy pieniądz szukał ujścia
i trafił na rynki akcji, obligacji oraz nieruchomości.
Jeżeli pytasz o konkrety, to rynek akcji w ujęciu globalnym jest równie
drogi jak w 2000 czy 2007 roku. Jest co prawda kilka tanich rynków jak
Rosja, Brazylia czy Turcja. Ceny akcji w Polsce także nie są wysokie. Problem z
inwestycjami w akcje jest jednak taki, że giełda w USA, która odpowiada za 44%
kapitalizacji wszystkich giełd, jest piekielnie droga i to ona wyznacza trendy
na pozostałych rynkach. Z akcji posiadam wyłącznie ekspozycję na rynek rosyjski
ze względu na bardzo niskie ceny. Shortuje jednocześnie kilka sektorów w USA,
m.in REIT’y na galerie handlowe, których wyceny są na abstrakcyjnych poziomach.
Mam sporo metali szlachetnych, które w odniesieniu np. do akcji są relatywnie tanie. Mam ekspozycję na surowce, które w połowie stycznia zakończyły 5-letnią bessę. Nadzwyczaj dużą część mojego portfela stanowi gotówka we franku szwajcarskim oraz kilku walutach surowcowych, którą docelowo przeznaczę na zakup akcji REIT’ów, ale po cenach dużo niższych niż obecne.
Za
niespełna miesiąc Brytyjczycy będą głosować za pozostaniem lub porzuceniem
Unii. Czy Brexit to według Ciebie koniec świata jaki znamy, początek globalnego
kryzysu, a może jakaś zapowiedź rewolucji? Niektórzy przeciwnicy Brexit mówią,
że od tego właśnie zacznie się rozpad Unii Europejskiej… Co o tym sądzisz? Jak
duże ryzyko dla rynków niesie Brexit?
Rozpad UE rozpoczął się gdy politycy z unii handlowej zaczęli formować twór na
podobieństwo Stanów Zjednoczonych. Silna integracja polityczna oraz monetarna
obejmująca 27 krajów o całkowicie odmiennej kulturze nie mogła się udać. Co
gorsza, postępująca integracja sprawiła, że UE stała się wybitnie
antydemokratycznym tworem, w którym grupa kilkunastu niewybieralnych
biurokratów decyduje o losie ponad 500 mln obywateli. Im bardziej rósł poziom
centralizacji, tym silniejszy rodził się opór na poziomie lokalnym, czego
efekty widzimy w Wielkiej Brytanii.
W mojej ocenie mimo hucznych zapowiedzi Wielka Brytania pozostanie w Unii
Europejskiej. Zadbają o to agencje Public Relations, które zaczną straszyć
Brytyjczyków wizją zapaści gospodarczej oraz alienacji na arenie
międzynarodowej w przypadku opuszczenie Unii Europejskiej. Osobiście jednak
chciałbym aby wreszcie któryś z krajów zapoczątkował rozpad UE w obecnej formie.
Pierwotna idea Unii była fantastyczna. Grupa suwerennych krajów ułatwiła
wzajemny przepływ technologii, kapitału oraz ludzi. Z każdą jednak dekadą UE
przekształcała się w niewydolny, zbiurokratyzowany i niedemokratyczny organizm,
dla którego celem nadrzędnym jest przetrwanie.
Aby ułatwiać przepływy osób, towarów czy kapitału nie musimy sprowadzać się do
roli podrzędnej prowincji. Wystarczy podpisanie odpowiednich umów
międzynarodowych, tak jak np. zrobiła Szwajcaria, jedyny prawdziwie
demokratyczny kraj w Europie.
Co do samego ryzyka dla rynków finansowych związanego z Brexitem, to jest ono bardzo wyolbrzymiane. W mojej ocenie dużo większym niebezpieczeństwem jest podniesienie stóp w USA o kolejne 0,25% czy 0,5%.
Jak
oceniasz potencjał regionu Europy Środkowo-Wschodniej pod względem
atrakcyjności dla inwestorów? Rośnie, stoi w miejscu, spada?
Jeżeli pytasz o perspektywy gospodarcze, to uważam, że w dużo lepszej sytuacji znajdują się kraje Azji Południowo - Wschodniej. Mają one młodą, energiczną i w wielu krajach dobrze wyedukowaną populację. Zadłużenie także jest na dużo niższym poziomie, niż w naszym regionie.
Jeżeli
jednak chodzi o inwestycje na rynkach akcji, to Europa Środkowo - Wschodnia
jest najtańszym regionem pod wieloma względami (cena / zysk, CAPE czy poziom
dywidendy) . Bardzo tanie są akcje w Rosji, co wynika z sankcji gospodarczych
oraz ogólnej psychozy wśród inwestorów. Relatywnie tanie są rynki na Węgrzech,
w Czechach oraz w Polsce. Problem jest jednak taki, że wspomniany region
stanowi mniej niż 2% łącznej kapitalizacji giełd światowych. Mimo sporego
potencjału, to co się dzieje w naszym regionie jest wypadkową globalnych
trendów.
Aby potencjał ten przełożył się na rzeczywiste zyski kapitałowe, na rynki musi
powrócić optymizm, do czego niezbędne jest ponowne obniżenie stóp procentowych
w USA oraz uruchomienie kolejnej rundy dodruku. Czy do tego dojdzie? Na pewno.
Pytanie tylko czy wcześniej FED nie podniesie na chwilę stóp
procentowych, serwując nam tym samym powtórkę z 2008 roku, tyle że na dużo
większą skalę.
Gdzie
widzisz największe ryzyka inwestycyjne? Kto je stwarza? Banki centralne,
politycy? A może są to procesy działające niezależnie od instytucji i ludzi?
Nie ma procesów niezależnych od ludzi. Dzisiejsza sytuacja na rynkach
finansowych jest bardzo groźna nie dlatego, że jesteśmy w tej czy w innej fazie
cyklu koniunkturalnego, lecz ze względu na wypaczenia oraz oderwanie rynków
finansowych od rzeczywistej gospodarki.
Banki centralne swoim działaniem kreują coraz to większe bańki spekulacyjne, za
które my później płacimy. Gdy pękła bańka internetowa w 2000 roku Greenspan
obniżył stopy aby „stymulować” gospodarkę, mimo, iż po przykładzie Japonii
wiadomo było, że to nie zadziała.
Darmowy kredyt pobudził gospodarkę tylko na moment, ale jednocześnie uformowała
się ogromna bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości, której efektem był krach
w 2008. Tu historia znowu się powtarza, tylko tym razem nie FED, a wszystkie
banki centralne na świecie obniżyły stopy procentowe do nienotowanych wcześniej
poziomów. Efekt jest taki, że gospodarka globalna nadal stoi w miejscu, dług eksplodował
oraz uformowały nam się jeszcze większe bańki spekulacyjne na rynkach akcji,
nieruchomości oraz bańka wszechczasów na długu rządowym. Każda kolejna bańka
jest większa, a skutki jej pęknięcia będą bardziej destrukcyjne dla
rzeczywistej gospodarki.
Po pęknięciu obecnej bańki zniszczenia będą zapewne na tyle duże, że ludzie
znowu będą domagać się aby rząd coś z tym zrobił i zapewne zrobi. Przejdziemy
do nowego systemu monetarnego pod nadzorem MFW, w którym poszczególne kraje
zostaną pozbawione resztek suwerenności. Idziemy starym schematem: Problem -
Reakcja - Rozwiązanie. Ostatecznie, żadnego kryzysu nie można zmarnować.
Inwestujesz
na globalnych rynkach od wielu lat. Patrząc z tej perspektywy, co Cię na nich
najbardziej zaskoczyło, jakie były Twoje wyobrażenia o inwestowaniu na
początku, a jakie są teraz?
Zdecydowanie najbardziej zaskoczyła mnie siła oddziaływania banków centralnych
na inwestorów oraz umiejętność manipulowania rynkami i wypaczania wycen w
długim terminie. Zwróć uwagę na ciekawe zjawiska. Z gospodarki napływają
fatalne dane gospodarcze, a mimo to ceny akcji nagle rosną o 1,5% czy 2%. Czemu
tak się dzieje? Przecież powinno być odwrotnie, prawda? Niekoniecznie. Dziś
inwestorzy nie przywiązują uwagi do fundamentów gospodarczych, lecz do tego co
zrobi ten czy inny bank centralny. Ostatecznie gdy z gospodarki napływają
kiepskie dane, to rośnie prawdopodobieństwo zwiększenia skali dodruku czy
obniżenia stóp procentowych, co jest dobre dla rynków akcji. Efekt jest taki,
że rynek pozytywnie reaguje na fatalne dane. Świat stoi na głowie.
Co do moich wyobrażeń odnośnie inwestowania 10 lat temu, to zapewne nie różniły
się one od większości osób, które dopiero co zaczynają przygodę z rynkami
finansowymi. Zwracałem uwagę na to, co mówią medialni analitycy itp. Miałem
jednak na tyle rozsądku, aby dostrzec ogromną bańkę na rynkach akcji w 2007
roku i wycofać się zawczasu.
Od 2009 roku, czyli od momentu kiedy zająłem się tylko i wyłącznie nauką oraz
inwestowaniem, zdałem sobie sprawę jakimi mechanizmami rządzą się rynki
finansowe. Dostrzegłem poziom manipulacji oraz wypaczeń. Obecnie moja wiedza
jest na zupełnie innym poziomie, natomiast świat się nieustannie zmienia.
Jeżeli nie chcemy zostać ofiarami polityki banków centralnych, to musimy się
nadal edukować. Na szczęście mi sprawia to ogromną frajdę. Mogę zatem połączyć
przyjemne z pożytecznym.
Jak
oceniasz rolę Chin na inwestycyjnej mapie świata? Czy rzeczywiście ich
znaczenie rośnie, a rywalizacja Pekinu z USA staje się realna? Czy jest to
tylko wymyślony problem, a znaczenie Chin ogranicza się do kilku rynków, przede
wszystkim surowcowych? Czy rzeczywiście Chiny przesuwają się w kierunku
gospodarki opartej na usługach?
Aby odpowiedzieć na to pytanie cofnę się w czasie o 10 lat. W 2006 roku Chiny grzecznie
skupowały obligacje USA. Ograniczały politykę wyłącznie do swojego kraju oraz
koncentrowały się na eksporcie tanich towarów wątpliwej jakości.
Dziś, zaledwie po dekadzie, Chiny są liderem BRICS z potężnymi wpływami w Azji, Ameryce Południowej oraz Afryce. Co prawda, Europa nadal zachowuje się jak wasal Stanów Zjednoczonych, ale wpływy chińskie widoczne są coraz bardziej, także na starym kontynencie. Asian Infrastructure Investment Bank jest tego najlepszym dowodem. Dawni sojusznicy Stanów Zjednoczonych, jak chociażby Wielka Brytania, Francja, czy Niemcy, mimo wielu protestów USA przyłączyły się do banku uzyskując status członka założyciela.
Jeżeli
chodzi o kwestie monetarne, to Chińczycy aktywnie wykorzystują fakt, iż są
największym wierzycielem Stanów Zjednoczonych. Mimo protestów, Chiny promują
dedolaryzacje oraz przejście do systemu wielowalutowego, co jest ewidentnym
uderzeniem w interesy hegemona.
Zwróćcie uwagę na fakt, że Chińczycy kupują ropę nie wykorzystując do rozliczeń
dolara. W 2003 i 2011 roku takie działania doprowadziły do ataku na Irak oraz
Libię. W stosunku do Chin, USA może sobie co najwyżej pozwolić na formalne
protesty.
Rola Chin rośnie i nadal będzie rosła na arenie międzynarodowej. Ostatecznie jest to drugi największy kraj pod kontem wielkości gospodarki lub pierwszy, jeżeli weźmiemy pod uwagę parytet siły nabywczej. Chiny posiadają także największe rezerwy kapitałowe, dzięki którym rozszerzają strefy wpływów.
Odnosząc się do gospodarki Chin, to już widać efekty przestawiania się gospodarki eksportowej na gospodarkę bazującą na popycie wewnętrznym. Dziś produkcja tanich dóbr przenosi się do Bangladeszu czy krajów afrykańskich. Chiny natomiast koncentrują się na produkcji zaawansowanej technologicznie o dużej wartości dodanej. Proces postępu będzie przyśpieszał, gdyż Chińczycy masowo wykupują zachodnie korporacje, zyskując tym samym dostęp do technologii.
Co do kwestii surowców, to rzeczywiście prawie połowa globalnego popytu przypadała na Chiny. Sytuacja mocno się nie zmieni. Chiny nadal będą importować ogromne ilości surowców, ale nie na potrzeby własne, lecz pod budowę Jedwabnego Szlaku oraz infrastruktury w Afryce, dzięki czemu będą w stanie rozszerzać kontakty handlowe oraz przejmować kolejne strefy wpływów.
Podsumowując, Chiny będą liderem XXI wieku, a obecne procesy „kolonizacyjne” to dopiero początek. Mam jednak nadzieję, że Państwo Środka nie zastąpi USA w roli globalnego hegemona, lecz pójdziemy w kierunku świata wielopolarnego. Czas pokaże.
Drugie
ważne tegoroczne wydarzenie polityczne, to wybory prezydenckie w USA. Zapowiada
się ostra walka wyborcza, z dużą niewiadomą co do wyniku wyborów. Jakie będzie
to miało znaczenie dla globalnych rynków? Czy ewentualne zwycięstwo Donalda
Trumpa wywróci rynek finansowy do góry nogami?
Gdyby Donald Trump był rzeczywiście taki antysystemowy i zamierzał wprowadzić
niepopularne, aczkolwiek konieczne reformy, to zamiast go oczerniać w mediach,
po prostu by go ignorowano, podobnie jak Rona Paula cztery lata temu. Najgorsze,
co może spotkać polityka, to nie czarny PR, lecz brak rozgłosu.
Dla mnie jest oczywiste, że establishment w Stanach Zjednoczonych wolałby
Hilary Clinton niż Trumpa. Ostatecznie jest ona pierwszym kandydatem, który ma
formalnie postawione zarzuty kryminalne w związku z upublicznieniem tysięcy
tajnych dokumentów. Tego typu osoby jest przecież dużo łatwiej kontrolować.
Poza tym Clinton wielokrotnie przyznawała, że jej polityka była, jest i będzie
zbieżna ze wskazówkami Rady ds. Stosunków Międzynarodowych. W przeszłości chyba
nie było bardziej marionetkowego kandydata.
Wracając jednak do Trumpa, zastanówmy się, kogo obwinia on za obecny kryzys?
- Zniesienie ustawy Glass-Steagall, która pozwoliła na połączenie bankowości kredytowej z inwestycyjną?
- Brak regulacji na rynku derywatów, które umożliwiają manipulację cenami każdego aktywa?
- Czy za obecne problemy obwinia przerośnięty rząd oraz nadmierną ilość regulacji?
- A może FED, który kreuje bańkę po bańce oraz swoją polityką doprowadził do rozwarstwienia społecznego oraz bezrobocia wyższego niż podczas wielkiej depresji?
Oczywiście, że nie.
Trump za wszystko obwinia chciwe banki, dzięki czemu zyskuje poparcie społeczne. Kieruje uwagę na boczne tory, pomijając prawdziwe źródło problemów. Bardzo chciałbym się mylić, ale nie widzę w nim prawdziwego reformatora.
Trader21
Źródło: Independent Trader – Niezależny Portal Finansowy
http://independenttrader.pl/wywiad-z-traderem21.html