Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Eurosceptycyzm à la Haga

Eurosceptycyzm à la  Haga
Zbombardowany Rotterdam
źródło: www.holandiabeztajemnic.pl

Bardzo poważny holenderski biznesmen, były piłkarz Ajaxu Amsterdam kręci głową w rozmowie ze mną: „zrobiliśmy błąd z tą polityką imigracyjną”. Mówi o swoim kraju - do niedawna będącym, nomen omen Mekką dla gości z Azji czy Afryki. I uściśla: „ci z Surinamu są jeszcze w porządku. Taki Tahamata na przykład to mój sąsiad, mieszkał dwie ulice dalej. Ale ta reszta...”. Surinam to dawna kolonia Królestwa Niderlandów, a Simon Tahamata to świetny piłkarz, reprezentant „Pomarańczowych”, choć urodzony właśnie w tej holenderskiej części Ameryki Środkowej.

Takich, jak pan B., krytyków nadmiernego otwarcia drzwi (i okien!) przez Hagę dla imigrantów jest w tej chwili większość w tym ósmym co do wielkości kraju Unii Europejskiej. Stąd właśnie wynik holenderskiego referendum w sprawie umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą. Nasi wschodni sąsiedzi oberwali rykoszetem za ‒ głównie islamskich zresztą ‒ imigrantów z innych kontynentów. Skądinąd Niderlandy stają się, podobnie jak szereg innych państw Europy Zachodniej, Północnej i Południowej, coraz bardziej „wsobne”, skoncentrowane na tym, co swojskie, własne, a nie na tym co zewnętrzne (sic!), bo europejskie. To nie zaczęło się bynajmniej teraz. Już przed 11 laty Holendrzy ‒ też! ‒ w referendum odrzucili, idiotyczny zresztą, projekt europejskiej konstytucji. To właśnie niderlandzkie i francuskie ówczesne głosowania na „NIE” zdecydowały, że zamiast eurokonstytucyjnego bękarta mamy tylko jego namiastkę w postaci Traktatu Lizbońskiego.

Ale przecież całkiem niedawno nastąpiła kolejna, spektakularna fala eurosceptycyzmu w kraju tam i wiatraków. Jesienią 2014 roku odbyła się debata w tamtejszym parlamencie, gdzie nie tylko tzw. radykalne partie prawicowe, ale również partie holenderskiego mainstreamu poważnie wyrażały możliwość ograniczenia składki członkowskiej swego kraju do kasy w Brukseli. W końcu do tego nie doszło, ale był to signum temporis.

Im bardziej Unia Europejska kojarzy się w Amsterdamie, Rotterdamie, Utrechcie czy Lejdzie lub Eindhoven z establishmentem, który wszystko wie lepiej i narzuca narodom swoje reguły gry i tempo eurointegracji, tym większa będzie niechęć Holendrów do „Brukseli”. Podobnie jak innych nacji w UE, które też już wymiotują eurosloganami i bełkotem o unijnej jedności, w gruncie rzeczy będącej parawanem dla nierówności i dominacji jednego państwa nad resztą członków Unii. Ale Niderlandy nie są tu żadnym wyjątkiem na tle europejskiej reszty. Pod tym względem Duńczycy czy Rumuni, nie mówiąc już o Węgrach czy Grekach, są też bardzo „holenderscy”.

Zacząłem ten tekst pisać w samolocie z Warszawy do... Amsterdamu. Teraz często latam na tej trasie ‒ po atakach islamskich terrorystów lotnisko w Brukseli działa bardziej niż w kratkę. Ostatnio właśnie w samolocie KLM usłyszałem perorę innego holenderskiego biznesmena, który o muzułmańskich imigrantach mówił spokojnie, ale stanowczo ‒ i bardzo źle. Oczywiście winą za to obarczył własne państwo i jego politykę imigracyjną sprzed dziesięcioleci.

Kraj mający na samochodach oznaczenie „NL”, jeden z najbogatszych w UE i jeden z największych płatników netto do kasy w Brukseli jest dziś tym, w którym ‒ jak w soczewce ‒ widać strachy europejskich narodów. Uzasadnione, jak sceptycyzm do zwiększania władzy Unii kosztem państw narodowych oraz obawa przed imigrantami z innych kontynentów. Ale też i nieuzasadnione, jak lęk przed rozszerzeniem UE na Wschód. Te obawy powodują, że Haga może skręcać na prawo, w kierunku bardziej eurosceptycznym, ale też, niestety, bardziej otwartym na zniesienie sankcji wobec Moskwy i rosyjskie argumenty.

A „niepoprawni politycznie” kibice reprezentacji Holandii w piłce nożnej, niezależnie od rozwoju sytuacji w Europie, dalej będą skandować w czasie meczów z Niemcami: „Oddajcie nam nasze rowery!”... Cóż, kibice, nie tylko w Polsce, mają pamięć historyczną: ci z Niderlandów pamiętają, że gdy Niemcy rozpoczęli okupację ich kraju w 1940 roku, to zarekwirowali Holendrom wszystkie rowery, aby ograniczyć możliwość konspirowania. Za to też lubię Holendrów.

*tekst ukazał się w "Nowym Państwie" (maj 2016)



Data:
Kategoria: Świat

Ryszard Czarnecki

Ryszard Czarnecki - https://www.mpolska24.pl/blog/ryszard-czarnecki

polski polityk, historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII i VIII kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister – członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.