Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Demokracja na kolacji z brzydką babą

„Ok., można, można, oczywiście”, mówi Janowi Kulczykowi Paweł Graś, dywagując, czy media w demokratycznym kraju mogą atakować rząd. Mówi nawet, dlaczego „można” – bo „inaczej by się w głowach poprzewracało”, poza tym „gazeta musi atakować rząd, bo taka jest jej rola”.

Liberalny demokrata z tego Grasia byłby, jak się patrzy, rozumiejący i najszczerzej szanujący wolność prasy w demokratycznym kraju nawet w prywatnej rozmowie z potężnym oligarchą, gdyby jednakowoż po początkowym, wspaniałomyślnym przyzwoleniu na krytykę rządu przez media, nie wymsknęło mu się niezręczne „ale”. Jak już mu się wymsknęło, dorzucił swoje Jan Kulczyk: „nie można tak, że za wszystko”. Wyraźnie rozgoryczony Paweł Graś skwitował: „za wszystko, no za wszystko”.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że w tej krótkiej, treściwej - aczkolwiek ubogiej w tak zwany zasób słów - rozmowie zawiera się sekret krytycyzmu takiej na przykład Gazety Wyborczej, Polityki czy TVN-u wobec rządów PO. Skonfrontowani z zarzutem, że są usłużni wobec władzy, dziarsko odpowiadali jeden z drugim dziennikarze tych mediów, że przecież oni krytykują, a jakże, na dowód czego, proszę bardzo, tu artykuł taki, tu materiał taki, z dnia któregoś tam w zeszłym miesiącu. Kiedy się przypomina na przykład, że awanturę o Trybunał rozpętała PO swoją prawie udaną próbą niekonstytucyjnego buchnięcia sędziów, Gazeta Wyborcza natychmiast się zaperzy, że oni przecież pisali, że Platforma robi „skok” na Trybunał, na straży ładu konstytucyjnego od początku stała niezłomna Ewa Siedlecka, tłumacząc, jak się bardzo źle dzieje, kiedy liberalna, w pełni demokratyczna władza bardzo nieładnie sobie poczyna z sądownictwem konstytucyjnym.

Dokładnie w tym miejscu leży pogrzebane clou, w którym Graś stawia swoje „ale”. Atakować rząd „można, można, oczywiście, ale”…

„Ale nie można tak, że za wszystko” – puentuje Kulczyk. Jak nie można, to nie można, doktor Jan uruchomił kogo trzeba (najprawdopodobniej Friede Springer, wdowę po właścicielu koncernu Axel Springer), przy czym poświęcenie oligarchy należy docenić bezwzględnie, ponieważ, jak deklaruje, przyjemności z kolacji z panią Springer raczej nie miał, gdyż to „taka stara, brzydka baba”. Dotychczasowy naczelny dziennika „Fakt”, Grzegorz Jankowski, którego Graś identyfikował jako „pisiora”, poleciał, przyszedł nowy, w dodatku z „supervisorem” i jego tłumaczką.

Czyli gazeta, w rozumieniu prodemokratycznych polityków ówczesnej władzy, a dzisiejszej opozycji, może sobie pisać od czasu do czasu nieprzychylnie o rządzie, może sobie ten rząd nawet krytykować, ale.. no, ale bez przesady. „Nie może być tak, że za wszystko”, czyli krytyka ma być taka, żeby gazetę uwiarygodniała, partię nawet i trochę dyscyplinowała wewnętrznie (Graś: „inaczej by się nam w głowie poprzewracało”), ale w żadnym razie nie może być tak, że ta krytyka czyni realne szkody. Jak, znów się odwołam do tego znakomitego przykładu, Platforma robi skok na Trybunał, to niech sobie jedna Ewa Siedlecka na którejś tam stronie w kilku artykułach tłumaczy, że to niedobrze, ale wykluczonym jest, żeby uczynić z tego sprawę skupiającą emocje społeczne.

Jarosław Kurski takie rzeczy doskonale rozumie, więc nie trzeba dyscyplinować go żadnymi metodami, bo o tym, z kim na jednym wózku jedzie, przypominał mu co tydzień wykaz umów z reklamodawcami. Jestem też dziwnie spokojny, że ta sprawa nie wstrząśnie Reporterami Bez Granic, tak jak nie wstrząsnęło nimi wyrywanie laptopa Latkowskiemu, bo ci reporterzy nazwali się rzeczywiście adekwatnie, zapominając jednak dodać, że te granice, których im brak, to granice hipokryzji.

Kolejny raz niemiłosiernie pod górkę ma cały „antypis”. Tak dobrze się im tkało narrację o strasznych mediach narodowych, propagandowych „Wiadomościach”, dołowaniu w rankingach wolności prasy i tak dalej, a tu okazuje się, że prominentny polityk PO wraz z jeszcze bardziej prominentnym biznesmenem zakulisowymi pogaduchami doprowadzili do zmiany redaktora naczelnego prywatnej gazety. Dlatego, że krytykowała rząd.

To wypisz, wymaluj, jak z kolejnym prominentnym, tym razem sędzią, Łączewskim, który swoim wyrokiem na szefa CBA Mariusza Kamińskiego najpierw dał podkładkę „antypisowi” do atakowania państwa policyjnego PiS, później do atakowania prezydenta Dudy, gdy ten Kamińskiego ułaskawił, po czym okazało się, że nie dość, że ułaskawienie było legalne, to sędzia Łączewski ujawnił się jako hasający po Twitterze opozycjonista, który z anonimowych kont chciał instruować Tomasza Lisa, jak skutecznie walczyć z władzą.

Jak widać, bardzo trudno jest być dziś w Polsce opozycją. Ale nie z tych powodów, o których opozycja bezustannie i bezproduktywnie gardłuje – że jej prawa są ograniczane, że demokracji brak, że media zawłaszczone. Trudno jest opozycji być dziś opozycją dlatego, że poprzedni rząd ordynarnie spalił wszystkie nośne w antypisowskich kręgach tematy, dając się przy tym nagrać, przez co nad każdą potencjalną wymierzoną w PiS inicjatywą wisi groźba natychmiastowego skompromitowania. Tak, jak na załączonym obrazku, gdy nie było komu protestować, żeby uchronić Jana Kulczyka przed nieprzyjemną kolacją z „taką starą brzydką babą”.

Data:
Kategoria: Polska
Tagi: #kulczyk #Graś #fakt #taśmy

Tomek Laskus

Tomek Laskus - https://www.mpolska24.pl/blog/tomek-laskus

Student UW
Twitter: https://twitter.com/tomeklaskus
Facebook: https://www.facebook.com/t.laskus

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.