W programach (dyskusjach) telewizyjnych dotyczących
polityki, gospodarki czy, mówiąc ogólnie, kształtujących opinię publiczną
musi być zachowana zasada równowagi.
Jeśli prowadzący zaprasza do dyskusji jedną osobę z rządu, może zaprosić tylko jedną osobę reprezentującą opozycję.
Nie
może być tak, że sfora paruprocentowców zakrzykuje przedstawiciela
rządu. Tym bardziej, że jak się okazało ostatnio w Sejmie partie
opozycyjne działają w zmowie i porozumieniu. Jasne jest także dla
każdego, że mówią tym samym głosem i to samo.
Wyskakują na wizji jak pieski preriowe i popiskują i poszczekują dokładnie to samo.. Przy tym największym agresorem jest często osoba prowadząca program.
Wystarczy więc jeden zakodowany "opozycjonista".
Ja
wiem, że to nie prima aprilis i PiS-owi taki pomysł nie przyjdzie do
głowy. Ale ja, gdym był członkiem sztabu strategów PiS (dolary przeciw
orzechom, że sztabów strategów w tej partii nie ma - bo wystarcza jeden
genialny strateg), to taką praktykę już od dawna bym stosował.
Nie
pozwalałbym na udział przedstawiciela partii rządzącej w TV, jeśli nie
byłoby równowagi głosów. Jeden z rządu, jeden z opozycji - obojętnie kto.
W
sytuacji na dziś, kiedy to zaprasza się oszołomów z: PO, PSL,
Nowoczerskiej, Kukiza, biedny reprezentant rządu jest zakrzykiwany, a
wroga sfora ciągle wykrzykuje swe mantry.
Podobnie jest w
Sejmie, gdzie opozycja nadużywa regulaminu i pod pozorem zgłoszenia
"Kwestii Formalnej" lub "Zapytania" wygłasza tyrady polityczne nie
mające nic wspólnego z omawianym meritum.
Obrady ciągną się godzinami i służą do uprawiania propagandy zamiast merytorycznej dyskusji.
A
tu rozwiązanie jest proste. Sejm ustala czas dyskusji, powiedzmy - 2
godziny. Wówczas każdy klub poselski otrzymuje swój limit czasu na
wypowiedzi w zależności od procentowego udziału w składzie Sejmu. Partia rządząca
mająca 52% w Sejmie uzyskuje 65 minut i cała reszta proporcjonalne. O
tym, kto i ile minut z czasu przypadającego na klub wykorzysta, decyduje
szef klubu. Wyjdzie jakiś oszołom i blokuje mównicę, proszę bardzo - ale
po upływie limitu czasu jego klubu usuwa się go i klub nie ma już wstępu na mównicę. Mogą sobie bzdury wygadywać, ale kosztem swojego czasu,
a nie wszystkich innych posłów.
Wbrew pozorom sposób procedowania w Sejmie też podpada pod ustawę medialną, gdyż wszystko, co się tam dzieje ze względu na transmisje telewizyjną wykorzystywane jest jako okazja do medialnej propagandy.
To tylko przyczynek do dyskusji, zachęta, zaczyn. Uważam jednak, że taka dyskusja powinna się odbyć i powinno się przyjąć rozwiązania sprowadzające dziką propagandę do normalności.