Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

„Buganda”: Czarny Chrystus i polscy misjonarze

„Buganda”: Czarny Chrystus i polscy misjonarze
Szkoła św. Judy w Kakogge/Z okazji święta św. Franciszka najmłodsze dzieci otrzymały koce
źródło: franciszkanie.pl

Miasteczko Matugga leży kilkanaście kilometrów od Kampali, stolicy Ugandy i przez wielu odbierane jest jako część tej aglomeracji. Dokoła toczy się życie, samochody trąbią, motocykle objuczone towarami albo i ludźmi przemykają między autami, ale parafia św. Franciszka z Asyżu jest oazą spokoju. Nawet próby śpiewu w wykonaniu kobiecego chóru są częścią tej ciszy. Kaplica jest nie za duża, obok buduje się rzeczywiście wielki kościół, ale polscy franciszkanie nie mają fabryki pieniędzy, więc budowa posuwa się powoli. Tuż obok znajduje się prowadzona przez nich katolicka szkoła – akurat zamknięta, bo władze przesunęły ferie tak, by przypadły na okres wyborów prezydenckich. Jest też zawodówka dla dziewcząt z wirusem HIV, ale też chorych na AIDS. Drobne Ugandyjki uczą się tam szycia czy szerzej krawiectwa oraz fryzjerstwa.

Czarny Jezus, biała Matka Boska i ojcowie z Polski

Po lewej stronie w kaplicy, tradycyjne plemienne tam-tamy (sic!), ale też bębny i perkusje. Jest też specjalny lokalny instrument, coś w rodzaju gitary. W czasie mszy świętej – opowiadają mi nasi ojcowie – wierni spontanicznie śpiewają, klaszczą, tańczą. „Nie to, co w Polsce” ‒ mówi mi na pewno nie z naganą dla Ugandyjczyków, a raczej z podziwem, jeden z ojców, pochodzący zresztą z religijnego Podkarpacia.

Wokół kaplicy, ale w jej wnętrzu figury drogi krzyżowej z czarnym, a jakże, Jezusem Chrystusem. Przedstawianie Jezusa jako Murzyna-męczennika to w Afryce rzecz powszechna. Mądry Kościół z tym nie walczy, bo to wszak przejaw lokalnego kolorytu, który wierze nie przeszkodzi, a może i pomóc. Przed ołtarzem figurki świętego Antoniego i świętego Franciszka, a także Matki Boskiej. Ale Matka Chrystusa jest biała. To nikomu nie przeszkadza, nie budzi zdziwienia, wiara tych ludzi przechodzi nad tym do porządku dziennego i nie słychać jakoś niedowiarków szukających logicznych sprzeczności i dziury w całym.

Naprawdę pokaźny kościół jeszcze w budowie, ale już nasi franciszkanie używają go do niedzielnych mszy świętych. Jest bardzo potrzebny skoro na trzech mszach w niedzielę ludzie się nie mieszczą.

Katolicy stanowią największą grupę wyznaniową w Ugandzie: dwóch na pięciu mieszkańców tego kraju jest w Kościele Katolickim. Niewiele mniej (według statystki 38-39%) to protestanci, anglikanie, jak prezydent kraju Yoweri Kaguta Museweni. Warto odnotować w ramach środowiska protestanckiego znaczące przetasowania i zmianę proporcji związane z dużą ekspansją zielonoświątkowców. Co dziesiąty obywatel Ugandy natomiast to muzułmanin. Ciekawe, że cały rząd stanowią wyłącznie anglikanie.

W stolicy, Kampali są aż 64 parafie. W diecezji Kasana-Luwero, gdzie również są twardzi polscy misjonarze jest ich siedemnaście. Z Kampali do Kakooge właśnie w tej niewielkiej diecezji jedzie się jedną z największych dróg kraju łączącą zresztą Ugandę z Sudanem Południowym. Nasi franciszkanie kursują między poszczególnymi kościołami niczym wędrowni misjonarze. Ci z Matugga mają „do obsłużenia” dziesięć kościołów i cztery szkoły podstawowe – publiczne, ale katolickie. To jednak swoisty paradoks, że choć największą grupę wyznaniową stanowią ludzie z kościoła wiernego papieżowi i Watykanowi, to władza jest w rękach wyłącznie protestantów. Czyżby to spuścizna postkolonialna i przeniesienie pewnych zwyczajów z Wielkiej Brytanii?

Idę uliczką, którą bardzo niedawno, w trybie ekstraordynaryjnym przemianowano na ulicę „papieża Franciszka”, tak aby zwiedzający Ugandę Ojciec Święty mógł się przejechać po ulicy własnego imienia. Dla miejscowych katolików to dobre posunięcie ze strony władz, choć akurat dla tego papieża nie ma to pewnie większego znaczenia.

Poza sześcioma polskimi misjonarzami i naszą rodaczką-wolontariuszką w miejscowości Gulu oraz polską żoną Ugandyjczyka , a także Polką pracującą w przedstawicielstwie Unii Europejskiej w Kampali i byłym wykładowcą fotografiki w stolicy... Kenii, który osiadł teraz w sąsiedniej Ugandzie i sam sobie w dżungli sterem, żeglarzem i okrętem ‒ jest jeszcze jeden polski ślad prowadzący do Ugandy. Gdy u nas wybuchła afera hazardowa – z Polski pośpiesznie wywieziono automaty do gry właśnie tutaj , w głąb Afryki ! Po dwóch latach sieć lokali z automatami kupili ponoć Czesi. Polacy pozbyli się tego hazardu zanim rząd narzucił tej powstającej dopiero w Ugandzie branży bardzo wysokie podatki. Jest jeszcze Polak, który sprawuje funkcję menadżera w sieci zakładów bukmacherskich. Skądinąd to właśnie w lokalach, gdzie przyjmowano zakłady na mecze piłkarskie, ktoś wstawił owe automaty do gry. Polska kolonia w Ugandzie była jeszcze niedawno wielokroć liczniejsza, pracowało tu bowiem 200 Polaków z firmy „Exalo” z grupy PGNiG oddział Kraków. Pracowali nawet na dwie zmiany, ale zamówienie się skończyło i polska wspólnota skurczyła się do naprawdę mikroskopijnych rozmiarów, potwierdzając jednak słowa ekonomisty Ernsta Friedricha Schumachera, iż: „małe jest piękne”.

Pierwsi czarni męczennicy

W centrum Ugandy istnieje tradycyjne „królestwo Bugandy”. Słowo to oznacza ludzie albo też bracia i siostry. Błękitno-żółta flaga powiewa nad królestwem, którego władca nie ma żadnej formalnej władzy, choć to właśnie król Bugandy Edward Mutesa był pierwszym prezydentem niepodległej Ugandy. Rządził tylko przez dwa i pół roku- od października 1963 do marca 1966, a objął fotel prezydenta w wieku 39 lat, aby umrzeć mając zaledwie 45. Królestwo to miało realne znaczenie polityczne aż do lat 1960 zeszłego wieku, a więc do pierwszego okresu po uzyskaniu przez ten subsaharyjski kraj niepodległości. To właśnie na jego terytorium zginęli w 1886 roku pierwsi w tym regionie Afryki murzyńscy męczennicy za wiarę: św. Denis Ssebugwawo (dziś patron chórów), św. Andrzej Kaggwa (patron katechetów i nauczycieli) oraz św. Poncjan Ngondwe (patron policjantów i żołnierzy). Przeszło 130 lat temu stary król zaczął nagle wspierać chrześcijaństwo, ale jego syn i następca zaczął chrześcijan już represjonować i to okrutnie. Dzisiaj na terenie archidiecezji w Kampali istnieje sanktuarium Munyonyo powstałe ku czci pierwszych chrześcijańskich ofiar za wiarę. Inaczej niż w wielu innych częściach Afryki, nie byli to biali misjonarze. Może dlatego Ugandyjczycy traktują katolicyzm czy chrześcijaństwo nie jako coś zewnętrznego tylko raczej własnego.

Gender „made in Uganda”

„Walentynkowy biznes” dotarł i do Afryki. Tu już też zarabia się na tym kokosy (cóż za metafora!). Choć na pewno afrykańską, a nie europejską czy amerykańską, specyfiką jest zapraszanie na „Valentine's Beach” czyli „Walentynkową plażę”. Tak, to temperatura nadaje obchodom dnia zakochanych 14 lutego inny koloryt niż na naszym Starym Kontynencie.

Ugandyjskim patentem są motorowery-półciężarówki, które wciąż pozostają dwuśladami, choć dźwigają ładunki, których w Europie nie powstydziłyby się małe samochody dostawcze...

O ile w Tokio czy europejskich stolicach przeładowane bywa metro, o tyle w Kampali czy na prowincji przeładowane są… motocykle, na których z reguły siedzą więcej niż dwie osoby.

Widziałem też swoiste gender po afrykańsku: policjantka przeprowadzająca rewizje osobiste nie tylko kobietom, ale także kilkudziesięciu mężczyznom!

Przestrzegam, aby po Ugandzie, nawet w jej stolicy i to w samym centrum, nie podróżowały kobiety w ciąży. Drogi są w takim stanie, że trzęsie i rzuca wręcz w niebywały sposób. Drogi asfaltowe nie występują zbyt często, a na każdej innej po paru minutach jesteś cały we wszechobecnym czerwonym pyle. Przydrożna kurzawa otula cię szczelnym całunem.

Ruch uliczny jest specyficzny i spontaniczny. Widziałem auta sunące środkiem niczym królowe szos, a motocykle grzecznie przemykające się w dwóch kierunkach po obu stronach samochodu. Tam droga robiła się dwukierunkowa dla aut dopiero w momencie, gdy z naprzeciwka jechał inny samochód.

Opony i gipsowy „kierunkowskaz”

Wszędzie obserwuję wszechafrykańską zabawę, także z udziałem dziewczynek. Bezużyteczną już, choć właśnie bardzo użyteczną w sensie zabawy, oponę toczy się w różnych kierunkach za pomocą patyka. Bawią się w to dzieciaki i nastolatki, obojętnie od płci, pochodzenia i cenzusu majątkowego rodziców. Można napisać cała rozprawkę na temat: „Opona jako element zabawy i integracji dzieci w Afryce”. Oto widzę plac zabaw przy lokalnej szkole, kilkadziesiąt kilometrów od stolicy kraju. Na placu „huśtawka”, tyle że zamiast tradycyjnego siedziska można się pobujać, ale na… oponie. Tak to przedmioty wysłużone w biznesie motoryzacyjnym przechodzą do biznesu zabawkarskiego.

Na ulicach stolicy olbrzymia ilość policji, ale Uganda ‒ ten kraj o najbardziej zbliżonym do Europy klimacie obok państw Maghrebu (Afryka Północna) – bynajmniej nie jest państwem policyjnym. Staje się takim jedynie tuż przed wyborami, w ich trakcie i kilkadziesiąt godzin po. Wtedy, gdy na ulicy największej aglomeracji umundurowanych jest, jak mówią miejscowi, pięć razy więcej niż normalnie. Wyborów po prostu trzeba dopilnować. W świetle palącego afrykańskiego słońca nowego blasku (!) nabiera stare europejskie powiedzenie, że w wyborach nieważne jak kto głosuje, ważne kto głosy liczy. W Ugandzie też to jest istotne, ale widać, że nie mniej ważne jest kto pilnuje urn. Urn, w których rzeczywiście zdarzają się cuda na rzecz prorosyjskiego od paru lat prezydenta Museweni. I raczej nie wiązałbym tych cudów z rzeczywistą pobożnością mieszkańców tego trzydziestoparomilionowego państwa.

Cudzoziemcy są tu witani serdecznie. Agresji czy choćby niechęci nie ma może dlatego, że Uganda od tym względem była przez lata „wyposzczona”. Dyktator-prezydent Idi Amin wyrzucił stąd nagle wszystkich obcokrajowców i wszystkie obce firmy, co doprowadziło skądinąd jego państwo na skraj gospodarczego załamania. Dopiero obecny prezydent zmienił to i obcokrajowcy pojawili się po latach w Kampali i okolicach. Pewnie dlatego Museweni był przez co najmniej pierwszą dekadę swego panowania medialnym „pieszczochem” Zachodu, zarówno Amerykanów, jak i Europejczyków. Ale ta banicja cudzoziemców, w tym księży i zakonników-obcokrajowców, spowodowała, że dzisiaj w sąsiedniej Ruandzie, mimo dramatycznego okresu międzyplemiennej hekatomby na linii Hutu i Tutsi, polskich kapłanów jest aż dziesięć razy więcej niż w Ugandzie właśnie.

Turystów znad Wisły, Odry i Warty jest tu też nie za wielu. Swoją drogą trudno się temu dziwić, skoro najtańszy bilet lotniczy w obie strony kosztuje aż 4000 złotych. Szkoda, bo to ciekawy kraj. W Europie przecież nie uświadczysz na ulicy pasażera motocykla, który wystawia złamaną nogę w gipsie niczym kierunkowskaz. U nas w czasie wyborów nie ma też na listach wyborczych rysunków zwierząt lub przedmiotów, aby ułatwić wybór obywatelom-analfabetom czy też częściowym analfabetom...

Zaciekawienie miesza się u mnie z podziwem dla cierpliwych, wiedzących czego chcą polskich misjonarzy. Oni też tworzą obraz Ugandy, który zapamiętam.

*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (04.04.2016)

Data:
Kategoria: Świat

Ryszard Czarnecki

Ryszard Czarnecki - https://www.mpolska24.pl/blog/ryszard-czarnecki

polski polityk, historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII i VIII kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister – członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.