Dzisiaj upływa 11 rocznica śmierci polskiego papieża. Podkreślam „polskiego” ‒ ponieważ polskość, przynależność do Narodu Polskiego, była dla Ojca Świętego szczególnie istotna. Nie tylko wtedy, gdy był uczniem i studentem czy gdy udzielał się w konspiracyjnym Teatrze Rapsodycznym, także wtedy, gdy był młodym księdzem, a z czasem biskupem, kardynałem i - wraz z Prymasem Tysiąclecia - narodowym kaznodzieją. Jako papież Karol Wojtyła uczył Polaków patriotyzmu opartego na wartościach, zakorzenionego w kulturze, zanurzonego w bohaterskich dziejach.
O Polsce mówił nie tylko do Polaków nad Wisłą, Odrą, Wartą i Bugiem, ale również na forum międzynarodowym. Choćby podczas wizyty w UNESCO, gdy powiedział: „(...) Jestem synem narodu, który przetrzymał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, którego wielokrotnie sąsiedzi skazywali na śmierć. (...) I dlatego też to, co tutaj mówię na temat praw narodu u podstaw kultury i jej przyszłości, nie jest echem żadnego »nacjonalizmu« (...)”.
Kapłan z Wadowic – bo przecież obojętnie czy w Krakwie czy w Watykanie, przede wszystkim wszędzie był katolickim księdzem, był też „papieżem rodzin”.
Pewnie się uśmiecha w niebie, gdy w wigilię jego odejścia do Pana polskie rodziny zaczynają otrzymywać wreszcie istotną pomoc od własnego państwa.
*komentarz ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (02.04.2016)