W Nocy IS przeprowadził kilka uderzeń na pozycje kurdyjskie w Rojavie...
Wedle informacji z rana IS uderzyło w 5 miejscach jednocześnie :
-Tel Abyad
-Suluk
-Ayn Essa
-B'ir Marwan
-Ash-Shaddadi
Nie byłoby pewnie nic w tym zaskakującego.Nowe ofensywy sie zdarzają tam często z jednej i drugiej strony.Gdyby nie jeden fakt.
Miasto Tel Abyad i wioska Suluk zostały zaatakowane z terytorium Turcji
Jest to bodajże trzecia ofensywa prowadzona nie od południa tylko z Północy czyli bezpośredniego terytorium Kurdystanu tureckiego.
Pokazuje to jak bardzo Turcy są pewni siebie jeżeli chodzi o stosunki z Amerykanami.Tolerują przejścia wielu jednostek IS (piechoty zmotoryzowanej!) i niejednokrotnie pomagają w wybieraniu poszczególnych celów islamistom.Pojawiały się informacje , że US Air Force wspomagane przez Rus Air Force miało problem ze stricte bombardowaniem celów , aby nie uszkodzić swoich sojuszników z YPG.
Samo YPG musiało przerzuć wiele jednostek z dwóch frontów YPG-IS aby odeprzeć niespodziewaną ofensywę wahhabitów w plecy.
I tutaj powstaje pytanie.
Na ile może sobie pozwalać Erdogan , żeby takie akcje miały miejsce? Jak już wspomniałem nie jest to pierwszy raz kiedy YPG zostaje zaatakowane z teoretycznie "ich" terytorium.
IS , żeby zaatakować z północy musiało przerzucić swoje dywizje przez miejsca , w którym aktualnie stacjonują oddziały tureckie związane z bombardowaniem Kurdów ,uczestniczących w ofensywie na pozostałości FSA i islamistycznych bojówek
Pozostaje więc zapytać:
Jak daleko może się posunąć Erdogan , tak wyraźnie rzucający wyzwanie USA i Putinowi?
Odpowiedź na to pytanie poznaliśmy w ostatnich tygodniach , kiedy doszło do zauważalnego zbliżenia USA i Rosji.
W obliczu państw arabskich , które prowadzą własną partię szachów w tym rejonie US i RUS muszą tak lawirować , aby nie doszło do kolizji.Połączone wsparcie US AF i RU AF pozwalają przypuszczać iż rok 2016 staje pod wielki zwrotem w geopolitycznej mapie nie tylko regionu , ale i świata.
Dziękuję za uwagę .
Informować o sytuacji będę na moim TT i tutaj w art.