Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Wałęsa nie mógł się przyznać

Temat TW Bolka wałkowany jest na wszystkie strony, a w tym wałkowaniu ciągle przewija się zdumienie, że Wałęsa się nie przyznał, bo jakby się przyznał, wszystko miałby już dawno za sobą, „zdetonowałby bombę”, naród by mu wybaczył i w ogóle nie byłoby sprawy. A on kręcił i lawirował, wiedziony swoim ogromnym ego i skrajnie megalomańską osobowością, ponieważ pragnął być narodowym bohaterem bez skazy.

Sprawa ewentualnego przyznania się Wałęsy do współpracy z SB jest ciekawa sama w sobie i myślę, że warta dokładniejszego przemyślenia. Nie kwestionując rozmiarów jego miłości własnej i przekonania o boskiej cząstce w nim tkwiącej, uważam, że raz uwikławszy się w bolkowanie, Wałęsa nie mógł się przyznać, nie rujnując swojej pozycji. On to doskonale rozumiał, a jak nie rozumiał, to przynajmniej wyczuwał, dlatego postawię przewrotną, raczej niepopularną tezę: przyczyny jego piętrowego zakłamania są głęboko racjonalne i nie było w historii takiego momentu, w którym mógłby on „zdetonować bombę” TW Bolka.

Pierwsza rzecz, którą trzeba doprecyzować, zaczynając zabawę intelektualną pt. „czy Wałęsa mógł się przyznać” to precyzyjne określenie tego, co rozumiemy przez „przyznanie się”. Przyznać się, ale właściwie do czego? Jakaś forma współpracy z bezpieką nie musiała być aktem zero-jedynkowym, możemy sobie wyobrazić mnóstwo odcieni szarości. Często powtarza się, że przecież Wałęsa się przyznawał, bo mówił, że „coś tam podpisał”, tłumaczył, że rozpoznawał kolegów na zdjęciach, przesłał wycofane po dwóch godzinach oświadczenie do PAP itd.

To wszystko prawda, ale kluczową sprawą, którą się w tym miejscu zazwyczaj pomija, jest różnica pomiędzy przyznaniem się do podpisania dokumentów a obrazem TW Bolka, jaki wyłania się z zachowanych donosów.

Innymi słowy, czym innym jest potwierdzenie podpisania „czegoś”, a czym innym jest powiedzenie wprost – przez sześć lat donosiłem na kolegów, brałem za to kasę, chciałem tej kasy, kwitowałem, współpracowałem „chętnie”, przejawiałem w tej współpracy własną inicjatywę, a ofiary moich donosów były represjonowane, z czego zdawałem sobie sprawę. A przecież donosy TW Bolka dotyczą dokładnie takiej postawy. To nie jest „coś tam podpisałem”.

Kiedy więc rozważamy „przyznanie się” Wałęsy, musimy brać pod uwagę tylko jego pełną wersję, czyli wyznania win wprost i bez ceregieli, bo wiemy już, że hakami prezentującymi właśnie taką sylwetkę pokojowego noblisty dysponował Kiszczak.

Ok., więc rozważmy teraz, kiedy Wałęsa mógł to zrobić.

1978 r. – kiedy Wałęsa dołącza do Wolnych Związków Zawodowych. To byłby najbardziej naturalny moment, gdyby założyć, że Wałęsa, dręczony wyrzutami sumienia, chce walczyć z komuną, żeby odkupić swoje winy. Przychodzi, wykłada karty na stół, mówi, że donosił. Tylko że wtedy, nawet, gdyby mu uwierzono, traktowano by go nieufnie, nie dopuszczono by do odegrania jakiejś znaczącej roli. Poza tym nikt go nie znał, ani nikt od niego niczego nie oczekiwał, nie miał więc żadnego interesu w zrobieniu publicznego rachunku sumienia.

1980 r., sierpień – newralgiczny moment, kiedy Wałęsa spóźnia się do stoczni, kończy strajk, po czym zostaje właściwie zmuszony do tego, żeby go wznowić. Postawa Wałęsy jest bardzo niejasna i podejrzana, pojawiają się oczywiste w takiej sytuacji oskarżenia o agenturalność. Gdyby Wałęsa pękł i się przyznał, jego rola prawdopodobnie skończyłaby się. Po pierwsze, przestałby być użyteczny dla komunistów, którzy chcieli mieć „swojego” na czele rodzącego się ruchu (S. Cenckiewicz opisuje w „Człowieku z teczki” „Koncepcję przygotowania i realizacji działań na przypadek wykonania zamiaru eliminacji Lecha Wałęsy z przewodniczącego KKP NSZZ Solidarność” z lutego 1981,r.). SB opracowała bardzo dokładny plan wspierania Wałęsy, gdyby jego pozycja była zagrożona. W momencie ujawnienia agenturalnej przeszłości, przestałby być podatny na szantaż, więc bezużyteczny. Byłby także spalony w samej Solidarności, bo związek nie mógłby pozwolić sobie na akceptowanie TW z sześcioletnim stażem. Nigdy nie wiadomo, czy można mu zaufać i czy nie prowadzi on jakiejś jeszcze bardziej wymyślnej gry, sterowanej przez SB.

Stan wojenny, internowanie, nagroda Nobla – przyznawanie się w takim momencie byłoby bez sensu, bo nagle to komuna znalazła się pod presją i to reżimowi brakowało wiarygodności, żeby Wałęsę skompromitować.

1992 r. – czyli najważniejsza data, słynna nocna zmiana i wycofane oświadczenie. Teoretycznie wydaje się, że faktycznie był to w miarę bezpieczny moment, żeby bombę Bolka zdetonować.

Teoretycznie, ale nie praktycznie. Gdyby Wałęsa się przyznał, że był TW Bolkiem, oznaczałoby to de facto, że staje po stronie lustratorów, czyli Macierewicza i Olszewskiego. Przestałby być zakładnikiem Kiszczaka, pojawiłaby się bardzo realna szansa na zerwanie z magdalenkowymi umowami, czyli komuniści w niecałe 3 lata po transformacji poczuliby się realnie zagrożeni – lustracją, dekomunizacją, odebraniem przywilejów, przerwaniem zawłaszczania państwa, a nade wszystko, możliwą odpowiedzialnością karną za swoje zbrodnie. Moim zdaniem nie podlega dyskusji założenie, że odpowiedzieliby atakiem – teczki poszłyby w ruch i poznalibyśmy brudną prawdę nie tylko o Bolku, ale i o innych ikonach, na które Kiszczak z Jaruzelskim pozbierali haki.

Od transformacji ustrojowej minęło 27 lat, a wiadomość o teczce TW Bolka to polityczne i społeczne trzęsienie ziemi. A my tu rozważamy sytuację, która zaistniałaby… 3 lata po transformacji. Kiedy Wałęsa ciągle jest legendą, żywym pomnikiem, dumą narodową, a okres jego cyklicznych kompromitacji trwa 24 lata krócej. Pamięć o działalności SB jest świeża, wręcz namacalna, a Kiszczak serwuje nam sylwetkę kogoś, kto nie, że „coś tam podpisał”, ale 6 lat kapował kolegów, którzy wylatywali przez to z pracy. Postrzeganie okrągłego stołu w takim wypadku odwróciłoby się o 180 stopni. Już pomijając fakt, że obnażenie innych „ojców założycieli” wysadziłoby w powietrze cały postsolidarnościowy obóz polityczny.

Tak jak teraz Wałęsę pogrążają dziesięciolecia zakłamywania przeszłości, tak wtedy pogrążyłaby go treść donosów. Gdyby Wałęsa się przyznał w 1992 r., a Kiszczak wyciągnął dokumenty, mielibyśmy wstrząs, którego skutki są niemożliwe do przewidzenia, z wyjątkiem tego najprawdopodobniejszego – że Wałęsa zostałby zmieciony ze sceny politycznej. Dlatego on po prostu nie mógł tego zrobić. Nigdy.

Data:
Kategoria: Polska
Tagi: #IPN #bolek #wałęsa

Tomek Laskus

Tomek Laskus - https://www.mpolska24.pl/blog/tomek-laskus

Student UW
Twitter: https://twitter.com/tomeklaskus
Facebook: https://www.facebook.com/t.laskus

Komentarze 2 skomentuj »

Wałęsa „Bolkiem” był wie każdy, kto wiedzieć chce. Przyznają to nawet jego obrońcy, usprawiedliwiając to młodym wiekiem i byciem robotnikiem. Taka obrona jest jednak dowodem iście „burżuazyjnej” pogardy dla „robola” i szokuje tym bardziej, że celują w niej byli walterowscy trockiści. Młody robotnik nie jest skazany na brak patriotyzmu i godności, a tym, którzy tego nie wiedzą, proponuję pojechać na trójmiejskie cmentarze, na groby ofiar Grudnia `70, żeby przekonali się, kim byli, i po ile mieli lat ci, którzy ginęli w walce z komunizmem.

Wałęsa jest pozytywnym symbolem Polski tylko dla naiwnych.

Dla ludzi rozumnych jest znakiem trwałości polskiej niedojrzałości. Naród, który wbrew faktom czci takiego przywódcę, dowodzi, że nie dorósł do rządzenia się samemu. Takiemu narodowi można narzucać przywódców wyznaczonych z zewnątrz. A oni będą nadal kultywowali legendę Wałęsy.
TRAGEDIA !!!
Ci, którzy Wałęsy nie znają, i skłonni są wierzyć w bajki o przymuszaniu go do szpiclowania, powinni wiedzieć, że na sporządzonej przez SB w 1972 r. liście agentów, którzy usiłowali uchylać się od współpracy, brak jest "TW" „Bolka”.

Skąd się biorą ludzie, którzy mimo faktów, dowodów i oryginalnych donosów Bolka nie chcą przyjąć do wiadomości agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy?

Odpowiedź jest jedna: bo przyjęcie do wiadomości podłej działaności TW Bolka jest równoznaczne ze zrozumieniem, że w roku 1989 komuna NIE UPADŁA! Przemalowała się tylko, przepoczwarzyła i skoncentrowała się na rządzeniu zza kulis i gigantycznej grabieży majątku Polski i Polaków. Pogodzenie się z prawdą o Bolku to także przyjęcie do wiadomości, że ci, których uważano za rządzących to tylko marionetki na krótkich, teczkowych, komunistycznych smyczach! Jakie to niekomfortowe kiedy okazuje się, że wierzyło się w bajki, że było się użytecznym id.iotą, jaki dysonans poznawczy.....

Ostateczne ujawnienie TW Bolka jest całkowitą klęską i kompromitacją takich baronów kłamstwa jak Michnik, Komorowski, Tusk, Żakowski, czy nieżyjący już Geremek, Mazowiecki i Kuroń.
Trzeba wreszcie głośno powiedzieć - to "oszołomy" takie jak Michalkiewicz, Braun, JKM, Walentynowicz, Wyszkowski MIAŁY RACJĘ!!!!

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.