Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Legenda Bolka we wszystkich odcieniach szarości

Nie brakuje Wałęsie adwersarzy, skłonnych zamknąć złożoność jego postaci w prostej wykładni, że kilka lat dokładania starań - by utwierdzić w poczuciu kontroli reżimowy aparat represji - deprecjonuje wszystko co nastąpiło później. Cierniem w oku nieskazitelnych jest zresztą sam życiorys prostego chłopa z kujawskiej wsi, nijak korelujący z tradycyjnym wzorcem bohatera wychowanego w patriotycznej rodzinie, który miast prowadzić dwuznaczną "grę z SB" winien w kwiecie wieku i z pieśnią na ustach złożyć krwawą ofiarę na ołtarzu równie heroicznej, co nieskutecznej walki o wyzwolenie ojczyzny. Zupełnie do tej roli nie pasuje drobny cwaniak, który dla krotochwili miał oddawać mocz do chrzcielnicy, spłodzić nieślubne dziecko, a deklamacją swych przemyśleń zawstydzać musiał nawet prezesa Kaczyńskiego. Jakże by ktoś taki miał "obalić komunę"?

Już za dwa miesiące, w dniach 14-16 kwietnia obchodzić będziemy jubileusz 1050. rocznicy chrztu Polski, aktu uznawanego za oficjalny początek dziejów naszego państwa. Mieszko I, piastowski książę, pod którego zwierzchnictwem zjednoczyły się w 966 roku słowiańskie plemiona jest jednym z niewielu bohaterów utożsamianych dziś w powszechnej świadomości polskiego społeczeństwa z niekwestionowanym sukcesem. Oczywiście historia nasza obfituje w mnogość wybitnych postaci, jednak większość z nich kojarzymy raczej z tragizmem, wpisującym się najczęściej w mesjanistyczny charakter kolei losów Rzeczypospolitej. Im bliżej współczesności, tym mniej mężów stanu mogących symbolizować triumf, mrowie natomiast przykładów heroizmu, honoru i poświęcenia dla ojczyzny, które poszły na marne. Nie umniejsza to w żadnym stopniu formatu tych figur, niemniej dobitnie świadczy o pewnym deficycie wzorców uosabiających perspektywę, w której młode pokolenia dostrzec by mogły pozytywny sens patriotyzmu. W sytuacji, kiedy (według badań opinii publicznej) większość Polaków nie chce narażać własnego życia w obronie suwerenności kraju, powinniśmy szczególnie gloryfikować świadectwa odwagi tych, którzy w przeszłości zasłynęli nie tylko osobistą chwałą, lecz ich starania okazały się również dobrodziejstwem dla ogółu.

Nie bez powodu na piedestale herosów narodowych znajduje się marszałek Józef Piłsudski,  ucieleśnienie cnót przywódcy z prawdziwego zdarzenia, który potrafił wykorzystać pomyślne okoliczności i dopiąć swego - z ogromnym pożytkiem dla całego państwa. Czy stanowi skazę na jego legendzie i ujmuje zasługom fakt, iż w młodości parał się rabowaniem pociągów, prowadził nader  nieobyczajne życie osobiste, a uprzywilejowaną pozycję w przełomowym momencie bojów o niepodległość zawdzięczał współpracy z wywiadem niemieckim? Czy unieważnia wcześniejsze osiągnięcia uwikłanie w polityczne następstwa, odpowiedzialność za zamach stanu w 1926 roku?  Być może gdyby istniał w II Rzeczypospolitej odpowiednik Instytutu Pamięci Narodowej, a po śmierci marszałka obóz sanacyjny stracił władzę, ciało "zdrajcy i agenta" ległoby razem z jego sercem w grobie na wileńskim cmentarzu, wywłaszczone z Wawelu przez żądnych prawdy lustratorów. Ten jaskrawy wariant alternatywnego biegu wydarzeń jest, rzecz jasna, nawiązaniem do bieżących prób zdyskredytowania innego bohatera Rzeczypospolitej, który w historycznej ocenie wymyka się czarno-białemu schematowi. Laureat Nagrody Nobla, znany całemu światu opozycjonista, za sprawą wygrzebanych z szafy nieboszczyka dokumentów komunistycznej służby bezpieczeństwa ma zostać wykluczony z pocztu wielkich Polaków - nie dorasta bowiem do wyśrubowanych norm moralnych środowiska, które obecnie sprawuje w kraju rządy.

Lech Wałęsa, urodzony w 29 września 1943 w Popowie, syn Bolesława i Feliksy, z zawodu elektryk, prawdopodobnie zwerbowany jeszcze przez służby wojskowe w latach 60, przenosi się wraz z rodziną do Gdańska, gdzie zatrudniony zostaje w Stoczni im. Lenina. Przekazany służbom cywilnym, począwszy od roku 1970 oficjalnie ujęty w ewidencji SB jako tajny współpracownik o pseudonimie "Bolek". Kreowany na prowokatora mającego tonować nastroje niezadowolenia wśród kadry pracowniczej zakładu oraz infiltrować potencjalne źródła protestów, wykorzystuje wrodzony spryt i charyzmę, szybko awansując w hierarchii - wkrótce urasta do roli lidera ruchu antykomunistycznego, który w wyniku tzw. "strajków sierpniowych" w 1980 roku przeistacza się w 10-milionowy NSZZ "Solidarność". Z powodu udanej pacyfikacji związku przez władze PRL-u Wałęsa staje się bezużyteczny dla mocodawców, którzy ponownie sięgają po niego dopiero w czasie zmian systemowych na przełomie lat 80 i 90, kiedy to firmuje dzielący wpływy w nowym-starym państwie układ, zawiązany między komunistami a częścią opozycji. Wewnętrzny konflikt środowiska dotychczasowych dysydentów toruje mu drogę do prezydentury, w ciągu 5-letniej kadencji Wałęsa doszczętnie traci jednak społeczne poparcie i popada w polityczny niebyt, pełniąc po dziś dzień funkcję wyłącznie honorową. 

Taki obraz człowieka, który utorował Polsce drogę do wolności, wyłania się z teczek bezpieki, propagowany z lubością przez historyków traktujących kwity i notatki operacyjne, niczym słowo Boże zapisane w księgach Pisma Świętego. Interpretacją tych mniej lub bardziej wiarygodnych informacji zawiaduje szereg dawnych współpracowników i podwładnych Wałęsy, zawiedzionych nie tylko z powodu domniemanej zdrady ideałów, lecz także rozgoryczonych odsunięciem przezeń na boczny tor; realiami wolnej Polski, która nie odwdzięczyła się za ich poświęcenie w słusznie minionych czasach. Nie brakuje przeto Wałęsie adwersarzy, skłonnych zamknąć złożoność jego postaci w prostej wykładni, że kilka lat dokładania starań, by utwierdzić w poczuciu kontroli reżimowy aparat represji, deprecjonuje wszystko, co nastąpiło później. Cierniem w oku nieskazitelnych jest zresztą sam życiorys prostego chłopa z kujawskiej wsi, nijak korelujący z tradycyjnym wzorcem bohatera wychowanego w patriotycznej rodzinie, który miast prowadzić dwuznaczną "grę z SB" winien w kwiecie wieku i z pieśnią na ustach złożyć krwawą ofiarę na ołtarzu równie heroicznej, co nieskutecznej walki o wyzwolenie ojczyzny. Zupełnie do tej roli nie pasuje drobny cwaniak, który dla krotochwili miał oddawać mocz do chrzcielnicy, spłodzić nieślubne dziecko, a deklamacją swych przemyśleń zawstydzać musiał nawet prezesa Kaczyńskiego. Jakże by ktoś taki miał "obalić komunę"?

Nie docenią zatem prymitywnej taktyki "za a nawet przeciw", "nie chcem, ale muszem" piewcy piłsudczykowskiej głębi programu "bicia kurew i złodziei". Gotowi odznaczać pośmiertnie stopniem generalskim dezertera LWP, który dopiero będąc na samym szczycie wojskowej wierchuszki zorientował się, że stoi po złej stronie - nie wybaczą zwykłemu robotnikowi, iż dostrzegając szansę na poprawę losu podjął kolaborację ze wszechmocnymi służbami, nawet jeśli potem uskrzydlony wiarą we własne siły dokonał przeformułowania paradygmatów i zdecydował zagrać o najwyższą stawkę, nie tylko dla siebie i najbliższych, ale milionów podobnych jemu, szarych zjadaczy peerelowskiego chleba z margaryną. Lawirujący między Służbą Bezpieczeństwa, która co bardziej krnąbrnych opozycjonistów topiła wtedy w Motławie, a megalomańskim poczuciem wielkości i powinnością wobec rodaków Wałęsa nie znajdzie zrozumienia wśród tych, którzy nigdy nie doświadczyli strachu, prezentując wobec komunistów zawsze niezłomną postawę, niczym Żołnierze Wyklęci z rotmistrzem Pileckim na czele. Kto się splamił hańbą współpracy z reżimem, albo konszachtami w Magdalence, ten niezależnie od dalszych konsekwencji z kretesem stracił twarz. Chyba że będąc prokuratorem w czasie stanu wojennego, tak naprawdę pomagał represjonowanym albo mimo obecności przy stole sam nie wznosił toastów.

"Cel uświęca środki" mówi stare przysłowie - może i zgodnie z prawdą, ale wyłącznie gdy chodzi o rządy Zjednoczonej Prawicy. "Poznacie ich po owocach" głosi Ewangelia - cóż to jednak za marny owoc ta wolność, skoro wywalczona podstępem? W żadnym razie nie jest to materiał na filmowe dzieło, którym by można przybliżyć zagranicy polską historię, przyćmiewając zarazem hollywoodzkie produkcje. W oparciu o 50 kilogramów danych z szafy Kiszczaka doczekamy się więc wkrótce raczej fabularnego remake'u "Plusów  dodatnich..." lub wysokobudżetowej "Nocnej Zmiany" (na potrzeby pierwszego można będzie przy okazji odbudować polski przemysł stoczniowy). Trochę szkoda, bo jeśli już inwestować w sztukę za publiczne środki, to aż by się prosiło o nakręcenie obrazu wedle biblijnego scenariusza, przedstawiającego współczesną wiktorię Dawida nad Goliatem, z całym szacunkiem dla mistrza Wajdy oraz aktora Więckiewicza, których cenię za inne przedsięwzięcia - coś w znacznie lepszym guście niż niezamierzony pastisz o "człowieku z nadziei". Chciałoby się obejrzeć studium bohatera wyrosłego z szarej postaci zwykłego Polaka: niejednoznacznej, targanej wątpliwościami, motywowanej poczuciem misji, strachem, megalomanią i Bóg wie czym jeszcze. Historii ukazanej w pełnym spektrum odcieni, na jaki legenda Lecha Wałęsy z pewnością zasługuje. Celem zaspokojenia oczekiwań także miłośników prostszego przekazu - nawet w czarno-białym kolorze.
Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.