Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Węzeł wenecki

Komisja Wenecka, organ doradczy Rady Europy, rozpoczęła już buszowanie po krętych ścieżkach sporu konstytucyjnego w Polsce, a rezultatem tego buszowania będzie opinia podsumowująca całość wątków konfliktu o Trybunał Konstytucyjny. Dowiemy się, czy godzi się wybierać sędziów na przyszłość, czy konwalidować, czy nie konwalidować, czy nie zaprzysięgać w dzień, czy zaprzysięgać nocą, czy można sobie blokować wybranych sędziów bez podstawy prawnej. A może dowiemy się nawet, a przynajmniej ja chciałbym się dowiedzieć, czy „pan Zbyszek” albo „jest pani głucha” w ustach oklaskiwanego przez opozycję w sejmie prezesa TK nie uchybiają godności urzędu, jaki on sprawuje.

Komisja Wenecka jakąś opinię wyda, a rząd coś z tą opinią zrobić będzie musiał. Co dokładnie, tego jeszcze nie wiadomo. Beata Szydło maglowana kilkukrotnie w PE nie zdobyła się na jasną deklarację, zbijając dociekania Guy’a Verhofstada zapewnieniami, że się opinii komisji na pewno wnikliwie przyjrzy.

Odpowiedź Beaty Szydło była z sensem, bo ani wtedy, ani teraz nie ma potrzeby wygłaszania jasnej deklaracji w sprawie dokumentu, który jeszcze nie istnieje, i o którym nie wiadomo, jaki będzie. „Misja” Komisji Weneckiej jest rodzajem, jak wszystko i jak zawsze, politycznego przeciągania liny, a ewentualne przesądzenie sprawy przez stronę polską (tak – zastosujemy się do zaleceń; nie – nie wdrożymy ich) odebrałby rządzącym jakiekolwiek pole manewru.

Nie zmienia to jednak faktu, że rząd chyba rozumie, że niedługo może mieć sporych rozmiarów problem. Może się bowiem tak zdarzyć, a moim zdaniem jest to scenariusz najbardziej prawdopodobny, że komisarze wydadzą opinię krytyczną dla konstytucyjnych działań PiS-u, a wtedy politycy tej partii znajdą się w pozycji „szach”.

Werdyktu jeszcze nie ma, nie znaczy to jednak, że nie możemy sobie pospekulować. Przekonanie o raczej niekorzystnej dla PiS-u opinii opieram na dwóch przesłankach – pierwszą nazwę „generalną” (sens i istota działania Komisji Weneckiej), drugą szczegółową (dotychczasowe orzecznictwo).

Żeby zrozumieć, czym ta komisja jest, jak działa i po co działa, musimy cofnąć się do momentu jej powstania, czyli do 1990 r. Zbieżność z upadkiem komunizmu i transformacjami ustrojowymi krajów Europy środkowo-wschodniej nie jest tu w żadnym razie przypadkowa, bo Komisja Wenecka u swoich początków była organem, który miał pomagać krajom postkomunistycznym implementować rozwiązania zachodniej demokracji liberalnej. Koordynowała proces wdrażanego prawa tak, żeby przyjęte przepisy możliwie dokładnie odzwierciedlały konstrukcje prawne państw zachodnich.

To samo w sobie nie jest oczywiście zarzutem, bo problem nie polega przecież na modelu zachodniej demokracji. Problem polega na tym, że spór o TK proceduralnie się zapętlił, a podstawowej jego oceny można dokonać tylko na gruncie filozoficznym. Komisja Wenecka, zgodnie z dominującym w Europie zachodniej przechyłem lewicowo-liberalnym, promuje w swoim orzecznictwie liberalne ujęcie praw człowieka i ideę państwa prawa opartą na koncepcji pozytywizmu prawniczego, a Jarosław Kaczyński i prezydent Andrzej Duda ewidentnie w swojej interpretacji nawiązują do Carla Shmitta czy prof. Ehrlicha („mistrza Kaczyńskiego”), którzy w rozumieniu prawa przesuwają akcenty z zapisu i procedury na suwerena (naród). Jest to spór fundamentalny na przykład dla oceny roli, jaką w konflikcie o TK odegrał prezydent, jednak szanse na to, że Komisja Wenecka rozpatrzy go z bliskiej konserwatystom perspektywy narodu jako suwerena, który jest źródłem wszelkiej władzy, także sądowniczej, uważam za niewielkie, bo jest to perspektywa dla elit zachodnich bardzo odległa.

Jak bardzo odległa, pokazała sama Komisja Wenecka, krytykując Orbana za konstytucję, do uchwalenie której dostał premier Węgier prawo od obywateli. Komisarze orzekli na przykład, że „polityka kulturalna, religijna, społeczno-gospodarcza i finansowa nie powinna być ustalona na stałe poprzez ustawy kwalifikowane”, co później umieścił w swojej rezolucji Parlament Europejski.

Komisja Wenecka krytykowała Orbana konsekwentnie, a krytyka ta była później każdorazowo rozgrywana w PE i Komisji Europejskiej. Nie widzę powodów, żeby w wypadku Polski było inaczej, przy czym pozycja rządu jest o tyle niewygodna, że to Witold Waszczykowski sam poprosił o opinię Komisję Wenecką - nieuwzględnienie jej zaleceń byłoby więc teraz nielogiczne, dałoby potężną amunicję opozycji i solidną podstawę Komisji Europejskiej, żeby uruchamiać kolejne etapy nadzoru nad praworządnością. Możemy więc mieć niedługo powtórkę z europejskiej rozrywki, z tą różnicą, że tym razem argumenty przeciwników PiS-u będą o wiele poważniejsze. Chcieliście opinii Komisji – będą powtarzać – to ją teraz macie, więc nie udawajcie głupich i wprowadzajcie zmiany albo porozmawiamy o sankcjach. Tak to mniej więcej może wyglądać.

Wydaje się więc, że rząd nie będzie miał wyjścia i będzie musiał ustosunkować się do zaleceń komisarzy pozytywnie. Pozostaje tylko kwestia tego, co oni konkretnie zalecą, bo rozwiązaniem tej poplątanej sprawy może być tak poplątany kompromis, że i PiS będzie zadowolony (zachowa mniejszość blokującą w TK) i komisje się odczepią. Wygląda na to, że na taki właśnie obrót sprawy rząd liczy najbardziej.

Zapraszam na FB

https://www.facebook.com/t.laskus

Zapraszam do śledzenia na TT

https://twitter.com/tomeklaskus

Data:
Kategoria: Polska

Tomek Laskus

Tomek Laskus - https://www.mpolska24.pl/blog/tomek-laskus

Student UW
Twitter: https://twitter.com/tomeklaskus
Facebook: https://www.facebook.com/t.laskus

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.