Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Lecha Wałęsy pomnik tekturowy

Były trener reprezentacji Polski, Wojciech Łazarek, powiedział kiedyś, że bycie trenerem jest jak całowanie tygrysa w dupę. I puentował: „przyjemność żadna, a ryzyko duże”.

Dokładnie takim trenerem zapragnął stać się Lech Wałęsa, pomyślałem, kiedy przeczytałem, że odgraża się dookoła w sprawie debaty na swój temat. Przecież pomysł dyskusji o Bolku ze Sławomirem Cenckiewiczem ma tyle sensu, ile praktykowanie czynności z pierwszego akapitu. A już pomysł dyskusji o Bolku ze Sławomirem Cenckiewiczem, kiedy się samemu tym Bolkiem jest, jawił się jako szczyt szczytów brawury i nieroztropności, bo przecież, tak na zdrowy rozum, Sławomir Cenckiewicz wygrałby tę debatę nawet wtedy, gdyby miał zakaz odzywania się. Ot, siedziałby sobie po prostu i z kamienną twarzą pokazywał kolejne dokumenty, zerkając tylko ukradkiem z politowaniem przemieszanym z premedytacją, jak czerwone lica Lecha Wałęsy puchną i puchną, i puchną…

O co więc chodzi, zastanawiałem się, próbując odtworzyć jakąś racjonalną ścieżkę rozumowania, po której przemieściły się neurony w mózgu Lecha Wałęsy, zapalając gdzieś tam w głębokich czeluściach żaróweczkę z napisem „debata”. Okej, byłem świadomy, że szukanie racjonalnych ścieżek akurat w tej głowie to będzie niezwykle kręta wycieczka, ale w końcu musiał być jakiś powód, dla którego coś w tej głowie przeskoczyło i wysadziło i tak z reguły zawodny bezpiecznik oznaczony słowem „kompromitacja”.

Wystawienie się Sławomirowi Cenckiewiczowi na publiczną egzekucję to od początku był pomysł desperacki, trzeba więc szukać dla niego odpowiednio desperackiego uzasadnienia. Mnie się wydaje, że nadszedł taki czas, że uruchomiło się Lechowi Wałęsie myślenie w kategoriach ostatecznych. Świadomy jest tego, że czasu zostało mu już mniej niż więcej i przeraża go (a może lepiej napisać „frustruje”) fakt, że do historii przechodzi jako Bolek, a nie jako okraszony nagrodą Nobla bohaterski wojownik wolności.

Psychologiczna motywacja układa się w kształt bardziej niż oczywisty. Było nie było, Lech Wałęsa był postacią formatu światowego, ba, przecież to noblista, przywódca imponującego zrywu wolnościowego, człowiek, jak to się niekiedy w przestrzeni publicznej mawiało, który obalił komunizm, w końcu prezydent. Jeżeli nawet w kraju na niego sarkali, to europejska historiografia szykowała mu miejsce prestiżowe.

Co z tego zostało? Ano właśnie niewiele. Obecny Lech Wałęsa jest raczej śmieszny niż straszny, jak się odezwie, to się raczej obnaża niż zaimponuje, nikt poważny się z jego zdaniem nie liczy, i najważniejsza, a zarazem najbardziej przykra sprawa – był agentem SB o pseudonimie Bolek, a jego rola w „obalaniu” komunizmu jawi się jako bardziej marionetkowa niż sprawcza, a niekiedy nawet hamulcowa.

Upadek z tak wysokiego szczytu musi boleć, tym bardziej jeżeli się przez tyle lat oglądało w lustrze wykreowaną we własnej głowie twarz bohatera, który przejdzie do historii jako wielka postać. Jednak to tylko połowa problemu, mniej moim zdaniem istotna. Zasadniczy problem Lecha Wałęsy, i równocześnie problem z Lechem Wałęsą, jest taki, że wyniesiony splotem powiewu historii, zbiegu okoliczności i bardzo pragmatycznej gry operacyjnej do roli wielokrotnie przerastającej swoje oczekiwania, nigdy nie miał Lech Wałęsa intelektualno-charakterologicznych możliwości, żeby sens i przyczynę tej roli zrozumieć. Gdyby charakter pozwolił mu spojrzeć na samego siebie w sposób uczciwy i gdyby intelekt pozwolił mu to uczciwe spojrzenie należycie ocenić, siedziałby Lech Wałęsa teraz cicho, pogodzony z naukowo niepodważalną dekonstrukcją mitu jego osoby, której dokonali historycy (S. Cenckiewicz i P. Gontarczyk). Jednak gdyby Lech Wałęsa dysponował i charakterem, i intelektem na takim poziomie, nigdy… nie byłby Lechem Wałęsą, czyli zataczamy koło.

Koło zatoczył też nasz bohater, bo ostatecznie zrejterował i własny udział w dyskusji wycofał. Nie jest to z jego punktu widzenia działanie dziwne, dziwny był sam pomysł tej, beznadziejnej dla niego pod każdym względem, debaty. Jak się ten pomysł mógł w głowie zagnieździć, można tylko podejrzewać. Najwidoczniej powiększająca się frustracja zrodziła spontaniczny akt desperacji, który zrodził jeszcze większy strach, który z kolei zaowocował jeszcze większym aktem desperacji, czyli ucieczką przed debatą.

A przecież ta ucieczka to jeszcze jeden, pośredni tym razem, dowód tego, jak dokumentnie przegraną postacią jest Lech Wałęsa. Cóż, tak to jest, kiedy spiż własnego pomnika okazuje się tekturą… własnej teczki.

Zapraszam na FB

https://www.facebook.com/t.laskus

Zapraszam do śledzenia na TT

https://twitter.com/tomeklaskus

Data:
Kategoria: Polska

Tomek Laskus

Tomek Laskus - https://www.mpolska24.pl/blog/tomek-laskus

Student UW
Twitter: https://twitter.com/tomeklaskus
Facebook: https://www.facebook.com/t.laskus

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.