Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Dzień drugi: czyli gdzie ja jestem?!

Jestem osobą o raczej otwartym podejściu do świata. Po przebudzeniu postanowiłam: dam Brukseli czystą kartkę. Zaraz po pracy udałam się na drobne zwiedzanie miasta, a w zasadzie udałyśmy, bo jest nas dwie.

Dzień drugi: czyli gdzie ja jestem?!
źródło: Flickr CC

Spacerując głównymi ulicami miasta, kierowałyśmy się w stronę centrum. Od razu w oczy rzuca się ogromne zróżnicowanie kulturowe. Jednak kiedy przyglądałyśmy się ludziom, to obie doszłyśmy do wniosku, że chyba jeszcze nie spotkałyśmy żadnego Belga. Otaczało nas bardzo dużo ludzi, różnych nacji. Parokrotnie pytałyśmy o drogę, żeby się nie zgubić (nauczone przykładem dworca) i tutaj pojawia się pierwsze miłe zaskoczenie. Wszyscy mówią płynnym angielskim, począwszy od pani na kasie w Lidlu (to najtańsze sklepy w Brukseli) poprzez bezdomnych po ludzi w restauracjach. Kolejna rzecz, która rzuca się w oczy to bałagan. Choć nie wiem, czy to adekwatne określenie tego, co dzieje się na ulicach. Nigdy nie uważałam Warszawy za czyste miasto, ale zdecydowanie po tym, co tu zobaczyłam, będę musiała zrewidować moje poglądy na porządek. Przykładowo, czy ktoś z was próbował kiedyś wejść w Polsce z psem na plac zabaw? Oczywiście, że nie! Bo zaraz Pani Jadzia rzuciłaby się na was nie wiadomo skąd i zaatakowała laską. W Brukseli to bez znaczenia. Może to wynikać również w faktu, że nie ma tu zbyt wiele dzieci. Przeszłyśmy deptakiem, zahaczając o kilka sklepów. Nie wiadomo kiedy zboczyłyśmy z głównej ulicy i niestety trafiłyśmy do zupełnie innej rzeczywistości. Muszę przyznać, że niewiele razy w życiu byłam przerażona, ale to zdecydowanie był jeden z tych momentów. Wyglądało to zupełnie jak sceneria z amerykańskiego filmu o gangach. Wszędzie ludzie pochodzenia afrykańskiego, sklepy jedynie z perukami, produktami do włosów, oraz salony fryzjerskie. Jest to klasyczny przykład sytuacji, kiedy w głowie zapala się żarówka z napisem UCIEKAJ!!! Niestety nie pamiętam nazwy ulicy, ale później dowiedziałyśmy się, że wszystko tam jest przykrywką dla handlu kokainą.  Do tematu narkotyków i innych używek z pewnością jeszcze wrócę, ale może troszkę później.

Staram się być obiektywna. Niektóre tutejsze rozwiązania bardzo przypadły mi do gustu. Przykładowo kierowcy samochodów i generalnie cała kultura drogowa. Tutaj można śmiało iść na czerwonym świetle i każdy kierowca przepuści pieszego. Nie ma tzw. polskiej agresji samochodowej, a ruch odbywa się bardzo płynnie. Kolejnym miłym zaskoczeniem jest czwartek. W każdy czwartek na Placu Luksemburskim odbywa się integracja całego parlamentu. Stażyści, asystenci, ludzie z całego świata spotykają się w tym miejscu, aby się poznać czy po prostu dobrze bawić. Dla kogoś takiego jak ja młodego i ciekawego świata to idealne miejsce do spędzania wolnego czasu. Takie spotkania podbudowały moją wiarę w to, że jednak jest to stolica europejska.

Wkrótce kolejny odcinek. Zapraszam
Data:
Kategoria: Świat
Tagi: #
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.