Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Bruksela. Dzień Pierwszy.

To nie jest horror w stylu Hitchcocka, to nawet nie będzie thriller z Brucem Willlisem. Nie będzie dobrego zakończenia.

Bruksela. Dzień Pierwszy.
Bruksela
źródło: Flickr CC

Sytuacja wygląda następująco - młoda osoba w obcym kraju. 

W Polsce utarły się poglądy, że kraje zachodu to postęp cywilizacyjny. Moment, w którym jedziesz za granice do pracy, to ziszczenie marzeń. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Nie będę ukrywać, że kiedy pojawiła się szansa na wyjazd do Brukseli to od razu powiedziałam: tak! Czy dużo sobie obiecywałam po tym wyjeździe? Zdecydowanie! Przecież to miała być moja przepustka do lepszego świata. A rzeczywistość? No, cóż, myślę, że wiele osób zaskoczę tym, co opowiem. Ale zacznijmy od faktów. 

Dzień pierwszy. Szok i niedowierzanie: lot do Brukseli - nie ma co ukrywać - niedroga sprawa, jeśli wybierze się tanie linie lotnicze, to do tutejszego "Modlina" można dolecieć za 200-300 zł. Z lotniska co pół godziny odjeżdża autobus do Gare Du Midi, czyli dworca przesiadkowego. Bilet na tę trasę kosztuje między 14-17 euro. I tu pojawił się pierwszy szok kulturowy. Na dworcu jest możliwość przesiadki do pociągów oraz tramwaju. Jednak ja zostałam osaczona przez taksówkarzy, wszyscy pochodzenia bliskowschodniego. Nie tylko ich liczba mnie zaskoczyła, ale również zażartość, z jaką dosłownie rzucali się na turystów. Jeszcze przed wyjazdem z Polski opracowałam trasę dojazdu do mieszkania, więc wiedziałam, że muszę się kierować do tramwaju. Aby do niego dotrzeć trzeba praktycznie przejść cały dworzec. I tu pojawia się kolejny szok. Bezdomni. Ich liczba była wręcz przytłaczająca, w pełni wyposażeni w koce/śpiwory śpią na dworcu, na przystankach, w przejściach między sklepami. Śpią w raczej większych grupach. Jasne, zaraz ktoś mi zarzuci, że przecież w Polsce również są bezdomni, ale zapewniam, nie w takiej liczbie. Kiedy już udało mi się znaleźć właściwy przystanek i jakimś cudem wnieść walizkę do tramwaju, pojawił się kolejny problem, a mianowicie brak rozkładu. Na szczęście wcześniej sprawdziłam, że jest to około 14 przystanków, ale nie byłam przygotowana na kompletny brak współpracy ze strony komunikacji miejskiej. Inną sprawą jest fakt, że jest ona w dużo gorszym technicznie stanie niż w Warszawie. Dopiero później dowiedziałam się, że komunikacją jeździ tylko najbiedniejsza część społeczeństwa (i największa), którą stanowią w największym stopniu ludzie pochodzenia arabskiego, głównie marokańskiego.

Kolejny dzień to zarazem pierwszy dzień mojego stażu w Parlamencie Europejskim. Sam Parlament, chociaż z zewnątrz tego nie widać, stanowi ogromny kompleks kilkudziesięciu budynków. Po kilku dniach obserwacji człowiek ma raczej wrażenie, że to nie budynki, to miasto w mieście. To zupełnie inna społeczność od lokalnej. Rządząca się własnymi prawami, prawami europejskimi. Tak, europejskimi, to zdecydowanie trafne określenie sytuacji. Parokrotnie przy różnych sytuacjach zdarzało mi się odwiedzić Sejm. Stąd posiadam wiedzę, że jest na jego terenie darmowe Wi-Fi, do którego każdy może się podłączyć bez hasła. Natomiast PE to zupełnie inna sprawa. Aby móc korzystać z Internetu trzeba mieć co najmniej tygodniową przepustkę i dopiero na jej podstawie informatycy generują indywidualne hasła dostępu.

Jutro kolejna część, zapraszam.
Data:
Kategoria: Świat
Tagi: #
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.