Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

O naturze kryzysu

Ocena skali i przyczyn kryzysu z perspektywy 2009 r.

O naturze kryzysu

Kryzys, u którego progu jesteśmy do tej pory niepokoił nas tylko medialnie. Propaganda polityków przekonywała, że Kryzys jest zdarzeniem przejściowym, który w istocie nie dotknie Polski. Polska miała być zdrowym człowiekiem Europy.

Osnową polityki informacyjnej o Kryzysie na całym świecie było i jest kłamstwo. Kłamstwo zaczęło rodzić się już w Stanach Zjednoczonych, przeszło przez zachodnią Europę i dotarło do Polski.

Okłamywano nas od początku o rozmiarach katastrofy banków i innych instytucji finansowych. Powoli sączy się złe informacje, aby nie wywołać paniki. Przypomnijmy sobie pierwsze doniesienia o kłopotach banków hipotecznych w USA. Zaczęto mówić o stratach rzędu miliardów dolarów, które rosły przez kilkaset miliardów dolarów, aż uznano że można już nas poinformować o prawie bilionie dolarów strat. Potem okazało się, że straty mają również banki europejskie. W Niemczech wymknęła się informacja, że tamtejsze banki utworzyły zaledwie czwartą część rezerw na „zdechłe” aktywa, przy czym przebąkuje się, że rzeczywiste straty tylko dwudziestu niemieckich największych banków przekraczają bilion dolarów. W Holandii miał miejsce szokujący wręcz passus. Pewien duży bank w styczniu 2009 r. poinformował o miliardzie euro straty w 2008 r. Ale jednocześnie przyznał się, że skorzystał z pomocy rządu w wysokości 10 mld euro. Zatem ten 1 mld euro to tylko ujawniony czubek góry lodowej. W związku ze sporządzaniem sprawozdań finansowych za 2008 r. i ich publicznym ogłaszaniem, musimy być przygotowani na kolejne wstrząsające rewelacje. Ale i one jeszcze nie ujawnią pełnego rozmiaru katastrofy w sektorze finansowym na całym świecie.

Na całym świecie? A co z Polską? Czy rzekome zacofanie polskich banków uchroniło je od hazardowej gry? Może w części. Drobnej części. Pamiętajmy, że większość naszych banków nie jest własnością Polaków. Że są to w istocie oddziały banków zachodnich (mimo odrębnej osobowości prawnej). Nie bądźmy naiwni, centrale tych banków nie będą troszczyć się o dobro swych oddziałów na peryferiach gospodarki, gdy same walczą o życie.

Mamy już dowody, że ten pogląd króluje. I nie mamy tu na myśli tylko miliardów, które popłynęły w 2008 r. na zachód jako wypłaty dywidend za 2007 r. W styczniu 2009 r. polska odnoga przywoływanego wyżej banku holenderskiego poinformowała o setkach milionów euro strat. Prezes tego „oddziału” dosyć mętnie tłumaczył, że czegoś nie przewidział, nie zabezpieczył, że przeceniły się aktywa, że nie wyszły swapy procentowe. Biedna niedorajda. Mimo, że za te umiejętności otrzymuje sute wynagrodzenie i premie. Nie będziemy zaskoczeni, jeżeli beneficjentem tych spekulacyjnych pozycji była centrala w Holandii, od której zależy jego pensja...

O tym kto ma zarobić na hazardowych zakładach jasno przekonuje gra, która toczy się w Polsce wokół opcji walutowych. Mechanizm był prosty. Zachodni bankierzy postanowili zabawić się w kasyno. Wykorzystując niekorzystne dla eksporterów umacnianie się złotówki w 2008 r. i naszą głupotę wręcz nachalnie wciskali opcje walutowe za pośrednictwem polskich „oddziałów” swoich banków. Wywierano silną presję psychologiczną. Szeregowi pracownicy banków w istocie pracowali niczym członkowie jakiejś sekty marketingowej. Oczywiście byli nagradzani za wciskanie głupot stosownymi premiami dla uspokojenia sumienia. W efekcie nałapano wśród przedsiębiorców naiwnych. Wszystko było dobrze, dopóki złotówka się umacniała. W końcu jednak trend się odwrócił, złotówka spada na łeb na szyję i zamiast wygranej na loterii przedsiębiorstwom grożą gigantyczne straty i plajta. Chciwość została ukarana, a banki konsekwentnie chcą zgarnąć wygraną. Na razie mówi się o 50 mld zł w plecy. Na razie...

To co zaczyna oglądać światło dzienne to niestety dopiero przystawka. W Polsce zaczął się drugi akt dramatu. Ponownie pierwsze skrzypce odgrywają banki - Spekulacyjna bańka na rynku nieruchomości wystąpiła nie tylko w USA. Mieliśmy do czynienia z nią również w Polsce. Kto żyw kupował mieszkania i to bynajmniej nie za gotówkę. Ofiary były wręcz łapane przez pracujących w marketingowym szale pracowników banków wciskających komu się dało kredyty hipoteczne. To był autentyczny szał, którego źródłem były decyzje zarządów banków. Za uczestniczenie w tym spektaklu chciwości wypłacano pracownikom banków gigantyczne premie. No i ci z obłędem w oczach wciskali najczęściej, a jakże kredyty denominowane w walutach obcych. Dla osób, które zarabiają w złotówkach. Klasyczny przypadek wystawienia się na ryzyko kursowe. Przy okazji - rządowi też było to na rękę. Politycy sami wypierali nas z rynku kredytów złotowych zaciągając monstrualny dług publiczny i zawyżając w ten sposób stopy procentowe kredytów złotowych. Wszystko szło wspaniale. Silna złotówka, malejące raty, politycy mieli swoje kredyty złotowe (nie ważne że wysoko oprocentowane, oni nie płacą za to z własnej kieszeni), my taniutkie kredyty np. we frankach szwajcarskich. Dolce vita. I trach. Złotówka poleciała, raty rosną w astronomicznym tempie. W 2009 r. będziemy świadkami pogarszania się portfela kredytów hipotecznych, dokładnie na wzór i rozmiar amerykański. Egzekucje, licytacje i to bez szansy spłaty długów, bo ceny mieszkań poleciały też na łeb i szyję. Niestety to nie koniec złych wiadomości.

Rozpocznie się trzeci akt dramatu. To będzie istny akcelerator upadłości. Spekulacyjnemu szałowi ulegli również budowlańcy i deweloperzy. Sprzedawali na pniu każda dziurę w ziemi, pokazując tylko ładne rysunki, wizualizacje i makiety. My kupowaliśmy to coś najczęściej z kredytu. Jak bańka pękła okazało się, że klientów nie ma. Banki zainteresowane ratowaniem siebie i transferowaniem kapitału za granicę mają w nosie udzielanie kredytów. Deweloperzy zaczynają upadać, za nimi firmy budowlane, producenci AGD, firmy meblarskie. Kryzys ogarnia tzw. gospodarkę realną. Deweloper upada. My nabywcy mamy wieloparagrafową umowę na papierze i to bynajmniej nie w formie aktu notarialnego, nie z wpisem do księgi wieczystej. Ta umowa będzie warta tyle, ile papier z której jest wykonana. Będziemy ostatni w kolejce po spieniężony majątek upadającego dewelopera. „Nasze” mieszkania sprzeda komornik i podzieli pieniążki wśród wierzycieli upadłego, dla nas na samiutkim końcu. A tutaj przychodzi monit z banku: czy się stoi, czy się leży rata się należy. Jak myślicie ilu z nas będzie spłacało kredyty, za które nigdy nie dostaniemy naszych wymarzonych mieszkań, tylko przysłowiową figę z makiem. Tylko tak dla zasady. Bo zobowiązania trzeba płacić, no a deweloperowi po prostu nie wyszło. Zdarza się. Pech. Ryzyko. Wiecie, rozumiecie. Jak myślicie banki dostaną te kredyty z powrotem? Jak wpłynie to na ich wypłacalność?

Wrzućmy jeszcze jeden kamyczek do sektora finansowego. Identyczne zachowanie zarządów i liniowych pracowników banków miało miejsce w czasie innej spekulacyjnej bańki - na rynku kapitałowym. Wciskano nam wtedy na siłę jednostki inwestycyjne w funduszach oraz różne produkty w tym lokaty powiązane z rynkiem akcji i obligacji. Jak zachwalono zyski, ileż było opowieści o majątku zyskanym praktycznie za nic. Aż zaczęto na tę bańkę nabierać emerytów, rencistów i przeciętnych pracowników. W końcu zabrakło klientów. Popyt wygasł. Piramida zawaliła się. Jak mieliśmy pecha zainwestować na górce potraciliśmy nawet połowę inwestycji. Znowu zgubiła nas chciwość.

Dlaczego tak bezlitośnie obnażamy sektor finansowy. Po tych wszystkich numerach i geszeftach nikt z nas nie ma zaufania ani do banków, ani do ich zarządów, ani do ich pracowników. Oni zdają sobie doskonale z tego sprawę. Żebrzą o pomoc rządową, aby z naszych wspólnych pieniędzy, za naszymi plecami pokryć swoje straty. I rządy tej pomocy udzielają. Jednocześnie okłamują nas co do rozmiarów gangreny. Politycy grają w tej samej drużynie, co bankierzy hochsztaplerzy. Tak zwane instytucje zaufania publicznego utraciły nasze zaufanie i nie robią nic, absolutnie nic aby je odzyskać. Chyba zdali sobie już sprawę, że jest to już niemożliwe.

Dlatego kryzys, który nadchodzi nie będzie Wielkim Kryzysem. U jego genezy leży chciwość, oszustwo i utrata zaufania przez najważniejsze instytucje w państwach na całym świecie. System nerwowy wolnego rynku – instytucje finansowe załamuje się. Mamy już pierwsze ofiary w sektorze poza finansowym. To czego my Polacy doświadczamy, doświadczają i inne narody. Rządy po omacku próbują chaotycznie działać. Mając samemu brudne ręce dotują oszustów w białych kołnierzykach, próbują na całym świecie wpompować biliony dolarów w celu odbudowy popytu. System finansowy na świecie jest nieprzejrzysty, zataja się żywotne informacje. Instytucjami kierują nadal w większości ci, którzy doprowadzili lub współuczestniczyli w doprowadzeniu do nadchodzącej klęski. I my mamy im uwierzyć, zaufać? Przyjąć za dobrą monetę, że biliony dolarów dodatkowego popytu wywołają wzrost produkcji, a nie cen? Wolne żarty. Oni sobie nawet wzajemnie już nie wierzą. Pamiętacie z jaką pompą do niedawna obwieszczano spotkania w Davos, jak upajano się kogo tam nie ma, jakie one są ważne, ba prawie decydujące dla dalszej świetlanej przyszłości. A zwróciliście uwagę na informacje o tegorocznym szczycie. Na ostatnim spotkaniu w szwajcarskim sanatorium nie było dotychczas brylujących, a obecnie spadających gwiazd światowych finansów... Ba największe tuzy światowych finansów, w tym szef jednej z wielkich giełd, brały udział w defraudacjach na dziesiątki miliardów dolarów o charakterze typowej piramidy finansowej. Oni okradali nawet siebie nawzajem. Pozostał im tylko smutek i nostalgia za dawnymi dobrymi czasami.

Wielkiej Katastrofy nie da się uniknąć. Będzie ona głębsza i tragiczniejsza niż Wielkie Kryzys, który wybuchł w 1929 r. Załamaniu systemu finansowego towarzyszy jednoczesne wystąpienie dekoniunktury na całym świecie. Co gorsza politycy próbują podejmować działania, które pogłębią kryzys. Będzie narastał protekcjonizm. Ograniczenie importu używanych samochodów przez Rosję tylko wzbudziło uśmiech politowania dla KGB-owskich  tuzów ekonomii i wściekłość naszych bliskich sąsiadów-zwykłych ludzi. Ale zapowiedź prezydenta USA ograniczenia importu wzbudziła już przerażenie. U nas też zaczyna się zachęcać „kupujcie krajowe”. Ale jak my nie kupimy towarów zagranicznych, to za granicą nie kupią naszych towarów. Ci którzy zachęcają do niekupowania wrogich bo obcych pomarańczy świadomie skazują na śmierć polskich eksporterów. Szaleństwo zaczęło się. Nic już jego nie powstrzyma.

Chcielibyśmy, aby to był koniec złych wieści. Ale w 1929 r. nasi pradziadowie też nie przypuszczali, że bieda zaatakuje. Wybuch wojny po dwudziestu latach pokoju, też nie był zjawiskiem codziennym. Musimy wszyscy pamiętać również tę lekcję historii. Jedynym ratunkiem dla całej klasy próżniaczej dla zachowania prestiżu i władzy jest doprowadzenie do wojny. W czasie wojny to nie oni zapłacą rachunek, to my znowu będziemy się wykrwawiać, to nasze domy legną w gruzach. Oni tylko wydadzą rozkazy. Poślą nas na przegrane bitwy, wywołają powstania. Zginą znowu tysiące bohaterów. Nie martwcie się, nie zapomną o naszych ofiarach: wystawią pomniki, będą opiewać w wierszach i na akademiach. Oni na wojnie zbiją majątki i wystawią piersi do kolejnych odznaczeń, no ewentualnie będę rozważać wielkie dylematy moralne jakie ich męczyły skazując nas na śmierć.

Katastrofy gospodarczej nie unikniemy, ona postępuje. Mamy jednak szansę uniknąć najgorszego. Musimy usunąć oszustów od słodkich miraży oraz szaleńców od wymachiwania tępą szabelką, bez żadnej litości, skrupułów i filozofowania. Trzeba ich wyciąć, w pień. Zrobimy to w 2010 i 2011 r. I wystarczy do tego długopis. A potem poczujemy jak bardzo można być dumnym, że jest się Polakiem...

Artykuł opublikowany w dniu 9 lutego 2009 r. na urbas.blog.onet.pl

__________________________

Autor, specjalista finansów i bankowości, jest jednym z kilku ekonomistów, którzy ostrzegali o grożącej drugiej fali kryzysu, która uderzy w Polskę.

Swoje przewidywania publikuje od 2009 r. w formie bloga, zapewniając każdemu możliwość weryfikacji sądów.

Autor konsultuje praktyków życia gospodarczego w sprawach kryzysu postrzeganego jako zagrożenie, ale i szansa. Uczestniczy w spotkaniach publicznych i niepublicznych.

Data:
Kategoria: Gospodarka

Tomasz Urbaś

Jak nie wiadomo o co chodzi... - https://www.mpolska24.pl/blog/urbas1

Ekonomista i publicysta.

Pasjonuje się makroekonomią, polityką pieniężną oraz finansami publicznymi i międzynarodowymi. Miłośnik książek, nauk ścisłych i historii.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.