Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Prawicowców do PIS-u pretensje

Krytyka, a właściwie frontalny atak, którym chłostany jest PIS nieustannie i bez opamiętania przez kręgi „Michnikowskie” jest poznawczo warty dokładnie tyle, ile warte jest niewzruszone przekonanie patologicznego kleptomana o tym, że VII przykazanie powinno zostać usunięte z Dekalogu. Histeria nigdy nie prowadzi do rozsądnych wniosków, więc powodowaną nią krytykę należy z definicji odrzucić jako poznawczo niewartościową.

Tak się jednak składa, że krytyka salonu to nie jedyna krytyka, którą traktowana jest partia rządząca, bo obok niej szeroko zaistniała krytyka płynąca z kręgów przychylnych „dobrej zmianie”. Sceptycyzm wobec działań partii prezesa Kaczyńskiego wyrażają tacy publicyści, jak Ł. Warzecha („W pogoni za horyzontem”), R. Ziemkiewicz („Kaczyński i Duda: wojna i pokój”), R. Mazurek („Wszystko wraca”), P. Skwieciński („Koniec niebezpiecznego złudzenia”), R. Graczyk („Destrukcja zamiast naprawy”), D. Karłowicz („Znów w okopach”).

Jakby nie patrzeć, jest tego trochę. Bardzo daleki jestem od pewności, z jaką część słynnego „żelaznego elektoratu” odrzuca wyrażane w tych tekstach zastrzeżenia, redukując je często do antypatii wobec krytykujących. Wizja debaty publicznej, która polega na spijaniu sobie z dzióbków, odrzuca mnie i mierzi, a wyższość szeroko rozumianych środowisk prawicowych nad środowiskami lewicowo-liberalnymi widzę między innymi w tym, że u nas przedkłada się wartość wolnej myśli nad bieżącą kalkulację polityczną, co w takiej Gazecie Wyborczej nie wystąpiło nigdy. Racjonalna polemika ma zawsze większą wartość od poklepywania się po plecach, dlatego aprioryczne odrzucenie tej krytyki uważam za intelektualną nieodpowiedzialność.

Nie jest możliwe, żebym w tym tekście szczegółowo odniósł się do każdego z wymienionych artykułów, spróbuję więc zawęzić je do dwóch wątków, które są moim zdaniem najważniejsze. Pierwszym jest zarzut R. Ziemkiewicza o tym, że A. Duda pozbawia się szansy na sklejenie podzielonych postkolonialnych plemion w jeden naród, drugim zarysowana przez Ł. Warzechę wizja „permanentnej rewolucji”, która prowadzić może rządzących do spektakularnej porażki.

Moim skromnym zdaniem ma R. Ziemkiewicz rację, kiedy wskazuje, że prezydent odbierający w nocy przysięgę od sędziów wybranych w apogeum politycznej burzy, pozbawia się możliwości odegrania historycznej roli męża stanu, który pogodzi wojujące plemiona. Tylko że ja w ogóle nie wierzę w to, że taka rola jest możliwa do odegrania, że może pojawić się ktoś, kto siłą swojego autorytetu ogłosi zawieszenie broni. Nawet Piłsudski zostawił Polskę podzieloną pewnie jeszcze bardziej niż teraz.

Nie sam podział jest zresztą problemem, problemem jest to, że u nas ten podział idzie w poprzek interesu narodowego. Mamy w tej chwili sytuację taką, że jedna ze stron w imię korzyści dla swojego plemienia zamierza szukać wsparcia w strukturach unijnych, czyli liczy na to, że obce państwa będą w ich ojczyźnie robić porządki. To nie jest postawa, którą można zaakceptować, z którą można cokolwiek „sklejać”.

Czy poskładanie naszego społeczeństwa nie jest zatem możliwe? Ja myślę, że jest, ale nie w ten sposób, że zjawi się ktoś, kto sprawi, że przestaniemy wojować i poczujemy się jednym narodem. Musi nastąpić coś, co Dmowski nazywa w „Myślach…” „przerabianiem charakteru narodowego”. Wg Dmowskiego owo „przerabianie” zachodzi „nie tyle w ten sposób, że niedołęgi przerabiają się na dzielnych ludzi, ile w ten, że niedołęgi idą w kąt, a ludzie dzielni biorą przewagę, bogacą się materialnie i umysłowo (…)”.

Wydaje się, że PIS ma bardzo dobry grunt do tego, żeby przerobić nasz narodowy charakter. Gruntem tym jest narodowo-patriotyczne nastawienie młodego pokolenia. Młodzi Polacy wykonali w ostatnich latach „w prawo zwrot”, którego tak naprawdę nikt się nie spodziewał i to stanowi silny fundament, na którym można budować przyszłą wspólnotę. Zadanie PIS-u polega na tym, żeby to młode pokolenie odblokować ekonomicznie, żeby stworzyć warunki, w których młodzi ludzie zaczną być stopniowo wprowadzani do państwowego krwioobiegu ekonomiczno-politycznego, a wraz z nimi ich wspólnotowe przekonania. Jeżeli PIS-owi uda się to zrobić, jeżeli skruszy dominację postkomunistycznych establishmentów w zawodach elitarnych, jeżeli nie pozwoli, żeby miejsce resortowych dzieci zajęły resortowe wnuki i doprowadzi do pokoleniowego przetasowania, wtedy przyszła elita, którą dzisiejsi młodzi w następnym pokoleniu będą tworzyć, nie będzie elitą narzuconą zgniłymi kompromisami, ale elitą tożsamościowo zrośniętą z resztą narodu.  A to może pozwolić w końcu zrzucić postkolonialne kajdany mentalne.

Żeby to zrobić, PIS musi jednak rządzić na pewno więcej niż cztery lata. I tu najwyższy czas przenieść rozważania na poziom bieżącej praktyki politycznej. Ł. Warzecha punktuje ją jako rewolucję, którą bardzo trudno będzie zatrzymać, co w efekcie doprowadzi do wychylenia wahadła w drugą stronę. PIS po prostu zaczął tak ostro, że nie będzie się mógł cofnąć, bo w naturze każdej władzy leży wstręt do cofania się.

Ja tu punktu zaczepienia do polemiki nie dostrzegam. Nie mam pretensji do PIS-u o samo wejście w konflikt z Trybunałem, bo uważam, że było to konieczne - partyjne uwikłanie, które wyszło z prezesa Rzeplińskiego w toku tego konfliktu pokazuje, że istotnie był TK pomyślany jako trzecia izba parlamentu, dla odmiany opozycyjna. Poza sporem pozostaje kwestia stylu, w jakim PIS ten spór prowadzi, bo bezmyślnie go zaognia, zamiast łagodzić, przynajmniej w warstwie retorycznej. Nie przypisuję jednak temu przesadnego znaczenia, bo nie sądzę, żeby wahnięcia sondażowe miały charakter trwały. Wydaje mi się, że PIS korzysta z paradoksalnego „okresu ochronnego”, który dali tej partii wyborcy znieczuleni na histerię medialną. Lament i nieustanne okładanie PIS-u we wszystkich głównych mediach jest dokładnie tym, czego ludzie się spodziewali, mogą więc nie przywiązywać do tego wielkiej wagi. W końcu tak wybory prezydenckie jak i parlamentarne to było jedno wielkie pokazanie mediom przez Polaków gestu Kozakiewicza.

Ale to nie znaczy, że taka sytuacja będzie trwać wiecznie. Dlatego zgadzam się z zasadniczą tezą Ł. Warzechy – jeżeli PIS wpędzi się w błędne koło permanentnej rewolucji, poniesie klęskę. Nie da się funkcjonować w warunkach ciągłego wzburzenia emocjonalnego, nawet zakochani po jakimś czasie muszą odpuścić, bo grozi to rozwiązaniami Werterowskimi. A co dopiero „przeciętny Polak”, który do polityki żywi uczucie dalece mniej gorące.

Generalnie bronię obecnych działań PIS-u, ale tylko dlatego, że zakładam, że ich radykalność i rewolucyjność jest wynikiem planu, którego centralny punkt stanowi zdecydowane wyhamowanie po zrobieniu najbrudniejszej, ale koniecznej roboty. Jeżeli PIS nie wyhamuje, ludzie po prostu zwariują i naprawdę nie trzeba być ani Talleyrandem, ani nawet Schetyną, żeby to rozumieć. A wtedy „narodowego charakteru” przerobić się już nie będzie dało.

Zapraszam na FB
https://www.facebook.com/t.laskus
Zapraszam do śledzenia na TT
https://twitter.com/tomeklaskus

Data:
Kategoria: Gospodarka
Tagi: #

Tomek Laskus

Tomek Laskus - https://www.mpolska24.pl/blog/tomek-laskus

Student UW
Twitter: https://twitter.com/tomeklaskus
Facebook: https://www.facebook.com/t.laskus

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.