Wyszła polska polityka na ulice, co przy nakręceniu spirali emocji stać się musiało raczej wcześniej niż później. Jedni bronili demokracji i drudzy w sumie też bronili demokracji, jedni gonili komunę i drudzy w sumie też gonili komunę, jednym przyświecało poczucie misji i drugim w sumie też przyświecało poczucie misji, przy czym tak ci pierwsi drugich, jak ci drudzy pierwszych, najchętniej widzieliby poza granicami ojczyzny, o którą w swoim przekonaniu walczą. Słowem, klasyka gatunku z cyklu „wojna polsko-polska”, tym razem w wydaniu KOD (i cała opozycja) kontra PIS.
Raczej głupio jest nie przyznać, że KOD-owa demonstracja okazała się sukcesem. Okazała się, chociaż zmobilizowanie wysiłkiem całej opozycji i wszystkich wiodących mediów ok. 17 tys. ludzi w stolicy, która sama w sobie jest bastionem wyborczym demonstrujących środowisk, tak generalnie za sukces w prawie 40-milionowym kraju robić nie powinno. Tym bardziej w sytuacji, kiedy dyktatura czai się za rogiem i ma tak wielką ochotę zza tego rogu wyleźć, że aż sam Roman Giertych musi popląsać publicznie. Te kilkanaście tysięcy za sukces robi tylko dlatego, że nikt się nie spodziewał, że nawet tylu przedstawicieli upasionej przez osiem ostatnich lat warszawskiej klasy średniej-wyższej uzna za stosowne przełożyć weekendowe sushi i przejść się kawałek z dziennikarzami Wyborczej.
Równie głupio jest nie przyznać, że demonstracja PIS-owa okazała się sukcesem. Okazała się, bo okazała się (szacunki policji) około dwa razy liczniejsza od swojej sobotniej poprzedniczki, będąc w dodatku demonstracją „pro”, która zawsze ma pod górkę z frekwencją w starciu z demonstracją „anty”.
No dobrze, mamy dwa sukcesy, z których wynika właściwie… co?
Chyba mniej, niż się nam w całym tym zrozumiałym moralnym wzburzeniu wydaje. Demonstracje demonstracjami, ale kryterium uliczne w Polsce, pomimo autentycznego społecznego pęknięcia i szczerych emocji, ciągle jest dosyć liche. W dwóch wielkich marszach w apogeum politycznej awantury maszerowało ok. 60 tys. ludzi, czyli ok. dwa razy mniej, niż maszerowało na czterokrotnie mniej licznych Węgrzech przeciwko Orbanowi i około… siedemnaście razy mniej niż maszerowało na tych samych czterokrotnie mniej licznych Węgrzech w geście poparcia dla Orbana.
Druga sprawa: jeszcze miesiąc nie minął, a klincz PIS – „obrońcy demokracji III RP” przyjął, typowy zresztą dla siebie, wymiar tożsamościowy, który modelowo wyrażał się w charakterze obu demonstracji. W zależności od optyki: patrioci vs zdrajcy, względnie demokraci vs faszyści. Dla PIS-u to bez wątpienia ryzykowna sytuacja, bo PIS nie wygrał większości samodzielnej na konflikcie tożsamościowym, wręcz przeciwnie – wyciszał go na wszelkie sposoby, stawiając na umiarkowanie i merytoryczność. PIS może więc stracić elektorat umiarkowany szybciej niż go zdobył.
Może, ale wcale nie musi. Nie mamy obecnie żadnych wiarygodnych narzędzi, żeby zmierzyć prawdziwe nastroje społeczne. Sondażownie, jak to sondażownie, drukują bezmyślnie spod palca, dając np. takiemu Ryszardowi Petru w dzisiejszej „Rzeczpospolitej” 20%, przy 30% PIS-u. Czyli wychodzi na to, że miesiąc po tym, jak PIS wygrał większość samodzielną na obietnicach socjalnych, społeczeństwo chce bankiera liberała, bo Trybunał? Bądźmy poważni. A z drugiej strony mamy sondaże, które dają PIS-owi prawie 50%. Żadnej w tym logiki, żadnej prawidłowości, żadnej naukowości, ot tradycyjne sondażowe pranie mózgów.
Reakcja tak zwanych „zwykłych ludzi” może być dla PIS-u korzystna, jeżeli dalej funkcjonuje w naszym życiu społecznym zjawisko nieufności wobec przekazu głównych mediów, które to zjawisko na masową skalę widzieliśmy w kampaniach wyborczych. Ludzie mogą po prostu pomyśleć sobie, widząc bezustanną i totalną jazdę medialną, że faktycznie temu Kaczyńskiemu nic nie dadzą zrobić i tym samym wezmą jego stronę. Żeby jednak tak było, PIS musiałby klarownie i spokojnie tłumaczyć, o co się, kolokwialnie mówiąc, rozchodzi, bo jak na razie przekaz medialny leży, kwiczy i błaga o przeproszenie się z Mastalerkiem. Taki dr Warciński (UW) przedstawił szereg argumentów prawnych i dowiódł, w sposób do tej pory niepodważony, że PIS ma generalnie rację, ale czy ktokolwiek z partii rządzącej pofatygował się, żeby wykorzystać podane na tacy argumenty i merytorycznie się pospierać? Nie chodzi nawet o to, że na „zwykłych ludzi” spłynie łaska zrozumienia prawniczych meandrów, chodzi o to, żeby „zwykli ludzie” mieli szansę zobaczyć, że PIS nie niszczy demokracji i nie wywołuje bezsensownych awantur, ale też ma niezłe prawnicze argumenty i też broni prawa.
I na koniec trzeba postawić pytanie zasadnicze: czy ten cały zgiełk ma w dłuższej perspektywie znaczenie?
Ja myślę, że wątpię. Zawiły spór o Trybunał i mgliste postulaty walki o demokrację mogą być nośne wśród sytego, wielkomiejskiego, nastawionego postmaterialistycznie elektoratu PO i Nowoczesnej, ale my jesteśmy ciągle jeszcze w większości społeczeństwem materialistycznym, które wybrało PIS, bo 500 zł na dziecko, bo niższy wiek emerytalny, bo darmowe leki dla seniorów, bo niższa kwota wolna. To na tym polu, a nie na okładkach Wyborczej, rozstrzygnie się być albo nie być PIS-owskiej „dobrej zmiany”. I myślę, że zdaje sobie z tego sprawę J. Kaczyński, który zdecydował się na politycznie kosztowną wojnę z Trybunałem, bo bał się, że Trybunał, mówiąc brzydko i wprost, uwali mu socjalne projekty (na przykład argumentując tak jak z OFE – że koszty dla budżetu zbyt duże). Wtedy byłoby już za późno na tłumaczenie, że to zły Trybunał, wtedy opozycja miałaby zabójczą dla PIS-u narrację: patrzcie, nie dość, że okłamali wyborców, nie dość, że nie spełniają obietnic, to jeszcze chcą zrujnować kraj niekonstytucyjnymi ustawami!
Jeśli spełniłby się taki scenariusz, PIS by się nie podniósł. Na razie jeszcze, nawet jeżeli kilka punktów już stracił, ciągle ma szansę odrobić je z nawiązką. Jeżeli oczywiście partyjni wyjadacze zniżą się do tak niegodnej roli, jak wytłumaczenie społeczeństwu, o co im chodzi.
Zapraszam na FB
https://www.facebook.com/t.laskus
Zapraszam do śledzenia na TT
Według Ratusza na demonstracji KOD było ok. 50 tyś ludzi tak więc nie wiem czy te 17 tyś to adekwatna liczba.
" Według szacunków stołecznego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w proteście udział wzięło 50 tys. osób"
O co chodzi w tym całym jazgocie wokół Trybunału Konstytucyjnego?
A o to, że została złamana konstytucja. Ale nie ta, którą wymachuje pani cierpiąca na otyłość. Złamano konstytucję napisaną 26 lat temu w Magdalence. Ta konstytucja składa się tylko z jednego punktu: WY NIE RUSZACIE NASZYCH, MY NIE RUSZAMY WASZYCH. Wygląda na to, że Kaczyński wypowiedział tą zasadę i to jest powód wycia i zawodzenia tych - pożal się Boże - "elit" III RP.
Oczywiście PIS musi mieć na to przyzwolenie. I ma. Świadczy o tym ujadanie z Niemiec, bo sprawa z TK to element rozgrywki geopolitycznej USA z Niemcami i Rosją w Europie.
A ponadto POkomuchy jeszcze jednej sprawy nie potrafią pojąć: wyrosło młode pokolenie dla których wartością jest Kotwica Polski Walczącej, bohaterowie Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych, generał Nil czy rotmistrz Pilecki - a nie Kuroń, Geremek czy Mazowiecki. I to wszystko nie mieści się w głowie starzejącego się Michnika, stąd jego bełkot: "fa...fa...fa...faaaszyzm".
Jedni kwiczą, że ich od koryta odciągają, a drudzy, że się dopchać chcą i wszystko to w towarzystwie pożytecznych idiotów po obu stronach barykady. Pisowski skok kadrowy na etaty i kasę publiczną będzie jeszcze większy niż Po-wski bo szykuje się np. renacjonalizacja banków (przez PZU). PO ma swoich byłych aparatczyków, a PIS swoich- jedni warci drugich, ale pożyjem uwidim.
To jest wojna stronnictwa amerykańsko-żydowskiego (PIS) ze stronnictwem prusko - rosyjskim (PO). Tylko spojrzenie z tego punktu widzenia pozwala zrozumieć całą tą sytuację.