Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

ZATROSKANI O EMERYTÓW

Mamy gorących orędowników podnoszenia wieku emerytalnego, którzy jednocześnie za nic nie chcą zatrudniać ludzi 50+, a tym bardziej 60+. I za nic nie chcą widzieć powstającego w ten sposób problemu: ludzi za starych do pracy i za młodych na emeryturę, którzy może nie muszą w skali globalnej, ale w swojej mikroskali chcieliby żyć, a do tego potrzebne są środki, choćby minimalne.

ZATROSKANI O EMERYTÓW
źródło: internet cc
Znów rozgorzała dyskusja o emeryturach.
Dyskusja to niewłaściwe określenie. W naszym kraju raczej się nie dyskutuje, lecz wygłasza jedynie słuszne poglądy z mniejszą lub większą pianą na ustach. Znów spotykają się w studiach radiowych lub telewizyjnych tak zwani eksperci. Dlaczego „tak zwani”? Nie dlatego, że niekompetentni, że bez kwalifikacji w danej dziedzinie. Dlatego, że ekspert rzeczywisty powinien wziąć pod uwagę wszystkie aspekty problemu (nie tylko wybrane) i w sposób obiektywny przedstawić skutki różnych jego rozwiązań. Przy takim podejściu opinie wszystkich autentycznych znawców tematu powinny być podobne, a są rozmaite, często ze sobą zupełnie sprzeczne. Komu zatem wierzyć? Wierzyć opcji politycznej? Bo proweniencja polityczna implikuje sposób odbierania świata i interpretowania rzeczywistości. Nieważne są przesłanki merytoryczne: ci mają uważać tak, a tamci w ten drugi sposób.
A co do kwestii emerytur, kwestii dotyczącej nas wszystkich bardziej bezpośrednio niż Trybunał Konstytucyjny, to jakże miło jest posłuchać tych zatroskanych losem emerytów profesorów, przedstawicieli pracodawców czy innej maści autorytety, oburzonych możliwością cofnięcia wieku emerytalnego do obowiązującego wcześniej. Cóż ich tak oburza? To, że emeryci dostaną mniej pieniędzy. To oczywiście istotny i bardzo wymierny problem. Ale niektórzy idą dalej i z troską pochylają się nad tymi, którzy przeszedłszy na emeryturę będą cierpieć z powodu braku aktywności zawodowej i wręcz mogą skończyć z zaburzeniami psychicznymi wynikającymi z poczucia braku sensu życia, z niskiego poczucia własnej wartości, z niemożności realizowania swoich ambicji. Jak obłudę ująć w gładkie słowa, to może nawet brzmieć wiarygodnie. Oczywiście dla tych, którzy w sytości, a wręcz w luksusie, bez przepracowywania się do tej emerytury dotrwają, a na potem też są odpowiednio zabezpieczeni.
Przeciętny Polak nie zawsze ma cudowną pracę, która przynosi intelektualną i materialną satysfakcję, w której realizuje swoje ambicje, gdzie jest traktowany w sposób podnoszący jego poczucie wartości i podmiotowości, dokąd chętnie przychodzi ze względu na miłą i sprzyjającą rozwojowi atmosferę. Niekiedy pracuje poniżej swoich kwalifikacji, za to ponad swoje siły (nieodpłatne nadgodziny) i jeszcze jest narażony na różnego rodzaju upokorzenia (z mobbingiem włącznie). To raczej te czynniki mogą zaważyć negatywnie na jego psychice. Taki raczej nie będzie tęsknił za pracą zawodową, jeśli będzie mógł przejść na emeryturę. Dodajmy też, że nie każdy pracownik jest cyborgiem, który pozbawiony odgórnego sterowania, nie będzie wiedział, gdzie się obrócić i co zrobić z danym mu czasem. Ludzie mają zainteresowania i potrafią wykorzystywać współcześnie dostępne środki, żeby je realizować. Czas emerytury naprawdę może być wypełniony edukacją, rozrywką intelektualną, aktywnością sportową, a także aktywnością społeczną. Emeryt może się realizować na różne sposoby - robiąc wreszcie to, co lubi i w dostosowanym  do swoich możliwości wymiarze. Może, o ile nie dotrze do emerytury w stanie skazującym go wyłącznie na wizyty u lekarzy i koncentrowanie się na zrujnowanym zdrowiu. Jeśli praca podnosi jego witalność, więcej mu daje niż zabiera - niech pracuje do osiemdziesiątki. Jeśli praca odbiera mu człowieczeństwo (co wcale nie jest takie rzadkie w dzisiejszych czasach) - niech ma możliwość odejść i odetchnąć, nawet jeśli będzie miał mniej pieniędzy do dyspozycji.
Przeciętny Polak nie zawsze w ogóle ma pracę. Szczególnie Polak, a jeszcze bardziej Polka po pięćdziesiątce.
Poseł Petru (kolejny troskliwy i współczujący) mówi o wypychaniu kobiet przez pracodawców na emerytury. Pracodawcy bez problemu - bo co to za problem zwolnić dzisiaj pracownika - wypychają kobiety 50+ nie na emerytury, które im przecież nie przysługują, ale w niebyt. Jeśli kobieta w tym wieku, niebędąca wysokiej klasy specjalistą w wiodącej branży, zostanie wypchnięta z pracy (w której się sprawdzała przez lata), bo pracodawca postanowił wymienić ją na „nowszy model”, to nie łudźmy się, że będzie atrakcyjna dla nowego pracodawcy. Jeśli nawet utraci pracę w wyniku zakończenia działalności przez firmę - żeby nie używać zaraz słowa upadek czy bankructwo - to jej szanse na rynku pracy są takie same i to bez względu na wigor, jaki ją charakteryzuje czy moce intelektualne, które wciąż posiada. Metryka jest tu czynnikiem decydującym.
Przy założeniu, że emerytura przysługiwać jej będzie od 60. roku życia, pozostaje jej jeszcze 10 lat, no może - jeśli ma szczęście i wyleci dopiero w wieku np. 54 - już tylko 6 lat. To wciąż dużo. Tylko przez rok będzie dostawać zasiłek dla bezrobotnych, którego wysokość - po 25 latach oskładkowanej na wszelkie sposoby pracy - stawia przed wyborem jeść albo mieszkać. A pozostałe lata?
Może zapytać: Jak żyć, Państwo Eksperci, jak żyć?
Z głodu może nie umrze - są sposoby, żeby sobie jakoś poradzić (niekoniecznie buszując po śmietnikach), ale mieszkanie (dorobek życia) w wyniku niepłacenia czynszu straci. Jedyna odpowiedź, jaką usłyszy, to taka, że do tego wyroku dołoży się jej jeszcze kolejne 5 lat. Może straci ochotę do życia i wybierze rozwiązanie, które uwolni państwo od jakichkolwiek świadczeń na jej rzecz? W PRL mawiało się: „popierajcie partię czynem, umierajcie przed terminem!” Chociaż wtedy, o ile natura była łaskawa, ludzie raczej spokojnie (oczywiście był to „spokój” zdeterminowany warunkami realnego socjalizmu) do emerytury dopracowywali.
Sześćdziesięciolatka, której uda się jakoś dożyć do tego wieku, może jednak będzie miała wybór, Panie Petru! Wybór między życiem bez środków na nie a życiem ze skromnym, ale jednak pewnym zabezpieczeniem.
Oczywiście wszelkie argumenty o starzejącym się społeczeństwie i wynikającej z tego procesu konieczności wydłużania wieku przechodzenia na emeryturę są jak najbardziej racjonalne. Chodzi o to, żeby widzieć całą rzeczywistość, żeby widzieć w niej człowieka, a nie tylko prosty mechanizm.
Nie jest też prawdą, że główną przyczyną bierności osób w wieku 50-59 lat jest zły stan zdrowia, jak twierdzi minister Anna Surówka-Pasek. Oczywiście tu znowu trzeba widzieć każdy indywidualny ludzki przypadek. Zrujnowane zdrowie i to często za sprawą pracy zawodowej może mieć już osoba przed czterdziestką, a z kolei osoba nawet po sześćdziesiątce może być pełna energii i chęci działania. Często postrzeganie osób już po pięćdziesiątce jako mniej wydolnych intelektualnie, powolniejszych itp. pokutuje u pracodawców i nie oszukujmy się, że tylko prywatnych, bo państwowi swoje za uszami w tym względzie też mają, a wszystkie programy 50+, obficie finansowane z funduszy unijnych, przyczyniły się do zwiększenia zatrudnienia… prowadzących te wszystkie szkolenia, z pewnością nie ich uczestników.
Tak więc mamy gorących orędowników podnoszenia wieku emerytalnego, którzy jednocześnie za nic nie chcą zatrudniać ludzi 50+, a tym bardziej 60+. I za nic nie chcą widzieć powstającego w ten sposób problemu: ludzi za starych do pracy i za młodych na emeryturę, którzy może nie muszą w skali globalnej, ale w swojej mikroskali chcieliby żyć, a do tego potrzebne są środki, choćby minimalne.
Chcemy przesuwać wiek emerytalny do przodu, bo dłużej żyjemy, ale wiek faktycznej przydatności do pracy chcielibyśmy cofać, bo tylko młodość się liczy (oczywiście młodość z wieloletnim doświadczeniem). Niestety, dokąd nie zacznie wszystko iść w jednym kierunku, będzie ta wyrwa pomiędzy. A ta wyrwa to żywi i chcący żyć ludzie. Chcący też, o ile zdrowie pozwala, pracować. Jeśli jednak rynek ich nie chce, to mają być skazani na zagładę? Może tak, bo przecież wszelkie procesy gospodarcze i społeczne wymagają ofiar, ale głośno o tym mówmy! Niewygodne? Pewnie, więc lepiej pomijać ten wątek.
Oprócz pominięć w kwestiach emerytalnych mamy do czynienia z dziwną arytmetyką.
Słyszymy, czytamy, że przywrócenie 60. roku życia jako uprawniającego do przejścia na emeryturę w miejsce 65. spowoduje obniżenie tych emerytur nawet o 30 procent. Przecież wystarczy popatrzeć na proporcje: 70% do 100% i 35 lat pracy do 40 lat pracy (tym samym 25 lat dożycia do 20 lat dożycia), żeby widzieć, że coś z tą relacją jest chyba nie tak, że ktoś tymi danymi manipuluje. Być może jednak ta teza dałaby się obronić, bo wyliczenia są dość złożone. Ale jej przeciwnicy też powołują się na obliczenia, z których wynika coś innego. Naprawdę o zawrót głowy przyprawiają argumenty liczbowe, które są skrajnie odmienne w zależności od tego, która opcja polityczna się nimi posługuje, a wydawałoby się, że matematyka to nauka ścisła i obiektywna.
I jeszcze jedna myśl w temacie emerytur: starszym pracownikom nie grozi "wypychanie" z rynku pracy, gdyż nie pozwala na to prawo (to także minister Surówka). O, święta naiwności!
Data:
Tagi: #emeryci #emerytura
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.