Moje słowa naćpanej hołocie były skierowane m.in. do Wojciecha Penkalskiego, który na sali sejmowej zachowywał się wyjątkowo agresywnie. Penkalski jest dziś jednym z najbliższych współpracowników Janusza Palikota. Z jego więziennej kartoteki wynika, że był skazywany trzykrotnie. Po raz pierwszy za to, że „wspólnie i w porozumieniu pobił człowieka kijem bejsbolowym i uderzał go nogami po całym ciele”. Po raz drugi za „grożenie świadkowi w celu zmiany zeznań”. I ostatni raz za „pobicie i grożenie bronią w celu wymuszenia rozporządzenia mieniem w wysokości 3 tys. zł”. Przesiedział w więzieniu 2,5 roku. W kampanii wyborczej odgrażał się, że po wejściu do Sejmu zrobi w Braniewie porządek. Z kim? Z burmistrzem i proboszczem. Bo to „klika, która obgaduje go z ambony”. - Musimy z Palikotem zrobić porządek w wielu takich mieścinach – mówił w rozmowie z dziennikarzem „Gazety Wyborczej”.
„Zerwę się jeszcze raz. Sieknę w ryj, kogo trza. Jeszcze będą o mnie mówić, będą bać!” – to refren hymnu Ruchu Palikota. SLD się nie boi.