Jerzy Giedroyć zwykł mówić, że Polską rządzą dwie trumny: Romana Dmowskiego i Józefa Piłsudskiego. Jarosław Kaczyński wyraźnie chce z duetu uczynić trio i za wszelką cenę wpycha między te dwie, trzecią – trumnę swojego brata.
Po dziewięciu miesiącach od katastrofy Tu-154, po paradnym pogrzebie z udziałem całej Polski, lider PiS oświadczył ni stąd ni zowąd, że owszem – ciało brata rozpoznał na lotnisku w Smoleńsku, ale potem, gdy trumnę przywieziono do Polski, już nie. Oznacza to, że na Wawelu może leżeć jakaś podmianka niegodna sąsiedztwa marszałka Piłsudskiego, uzurpator, a nie prezydent Polski.
Nie podzielam poglądu, że Jarosław Kaczyński zwariował. Przeciwnie – uważam, że gra bratem na zimno i cynicznie. On wie, że musi dostarczyć swoim zwolennikom nowej podniety. Kwiaty składane, co miesiąc przy krawężniku na Krakowskim Przedmieściu, symboliczny grobowiec–bis wystawiony bratu na Powązkach, wieczorne msze i przemarsze z pochodniami, to przestaje już robić wrażenie. Jednych zaczyna denerwować, a innych wręcz śmieszy. To mało eleganckie, ale przecież brat bratu gotuje ten los. „Mąż stanu”, „ważny gracz na politycznej scenie Europy”, jej nieustraszony obrońca przed „odradzającym się rosyjskim imperializmem”, to są szaty, w które Jarosław ubiera Lecha uparcie, nie zauważając, iż są parę numerów za duże. Dla Jarosława jest jednak ważniejsze, by nastrój tragedii i legenda „męczeńskiej” śmierci trwały, co najmniej do przyszłej jesieni. Idąc za tą trumną, prezes PiS osiągnął zadziwiająco dobry wynik w wyborach prezydenckich. Udało się raz, może się udać drugi – brat nieboszczyk jest więc mu żywotnie potrzebny.
Mimo wszystko zastanawiam się, jak Jarosław Kaczyński mógł powiedzieć coś aż tak głupiego? Nie znajduję innego wytłumaczenia poza świadomą pomyłką. Prezes celowo pomylił obchodzone właśnie Boże Narodzenie z Wielkanocą. Ta pomyłka potrzebna jest mu po to, aby wkrótce powiedzieć, iż w sarkofagu na Wawelu Lecha Kaczyńskiego nie ma, bo zmartwychwstał.
Ten zamysł może mieć jednak poważne konsekwencje. Osobiście czuję się oszukany przez Kaczyńskiego, który mógł przecież od razu powiedzieć, że trup na Wawelu, to nie prezydent RP. Oszczędziłby mi smutku. Cóż jednak ja? Co na przykład ma teraz powiedzieć kardynał Dziwisz, który udostępnił dostojnym zwłokom wawelską kryptę? Co on ma teraz zrobić? Czy ma udawać, że nie wie, iż w tym miejscu może leżeć ktoś tego miejsca nie godny? A więc eksmisja?
Kardynał nie jest jedynym, który znalazł się w kłopotliwej sytuacji. Jak wiadomo sierocie po prezydenckiej parze wypłacono wysokie ubezpieczenie. Skoro jednak to ciało, które jest w trumnie, to nie to samo ciało, które było ubezpieczone, to czy wypłata ubezpieczenia jest ważna, czy może powinna być cofnięta, a przynamniej zamrożona do chwili znalezienie ciała właściwego?
Kaczyński, jak to mu się nieraz zdarza, pojechał po bandzie. Jak sobie coś urwie, na pewno będzie na „ruskich”.