Usta międlące na co dzień prawicowe banały tym razem do znudzenia powtarzają: Gargas, Gargas, Gargas … Cóż takiego się stało? Nic, po prostu pani redaktor za złą pracę straciła stanowisko. Telewizję publiczną powinna opuścić już wcześniej i na zawsze zaraz po samobójstwie Barbary Blidy. Jej program o rzekomych powiązaniach tragicznie zmarłej z mafią węglową ukazał się na kilka godzin przed wkroczeniem do domu Blidów zuchów z ABW. Anita Gargas mówi, że to przypadek, ja twierdzę, że współbrzmienie jej programu z bredniami katowickich prokuratorów i ABW, przypadkowe nie było. W świetle tego, co się stało, program pani Gargas okazał się zwiastunem śmierci. Jej kumple zrobili jednak wszystko, żeby zrelatywizować te dwa fakty, oddzielić je od siebie, nie powiązać nazwiska „Gargas” z nazwiskiem „Blida”.
Po krótkiej przerwie pani redaktor wróciła do telewizji publicznej i jako wice szefowa TVP 1 dopuściła na antenę gebelsowski w swej jednostronności film o generale Jaruzelskim. Za to wyleciała i podobno SLD stoi za jej dymisją. Jeśli to prawda, to nareszcie Sojusz pokazał, że naprawdę nosi spodnie, a nie dziecięce body.
SLD powinien jednak odrobić jeszcze jedną lekcję, żeby w skuteczności osiągać mistrzostwo równe jego przeciwnikom. Oto w obronie pani Gargas stanęli w betonowym froncie wszyscy znani publicyści prawicy i niezawodny w takich razach Rzecznik Praw Obywatelskich. Protestują, piszą listy otwarte, urządzają pikiety. Tylko pozazdrościć i pomarzyć, żeby z równą determinacją o swoich walczyła lewica. „Nasi” dziennikarze zawsze są samotni i najczęściej pozbawieni pracy, „ich” – nigdy. Niech więc SLD wyciągnie wnioski i nie ma do nikogo pretensji, że gdy przychodzi co do czego, głównym jego obrońcą i to z urzędu bywa