Radosław Sikorski musi być w wielkiej opresji, jeśli prosi prezydenta Kaczyńskiego o pomoc w sprawie posady w NATO. Jak pisze „Dziennik” cytując ważnego polityka PO „Lech Kaczyński jest bardzo popularny, szczególnie w państwach bałtyckich, więc może bardzo pomóc”. Ważny polityk zapomniał o Gruzji, gdzie Kaczyński też jest rozpoznawalny i gdzie pomoc Saakaszwilego na pewno mogłaby się przydać.
Wygląda na to, że są jeszcze w Polsce ludzie, którzy naprawdę myślą, że nasz minister może pojechać do Brukseli. Błądzący we mgle nie zauważyli zimnych reakcji Waszyngtonu na propozycję Sikorskiego, żeby NATO założyło proporcjonalną reakcję na każdą rosyjską próbę interwencji na Białorusi, Ukrainie, Mołdawii czy Gruzji. Tym projektem Sikorski zdyskredytował się nie tylko w USA, ale przede wszystkim w oczach wielu zachodnich rządów. Jak powiedział dyplomata cytowany w „Sueddeutsche Zeitung” polski minister „nie jest tym, kto może poprawić stosunki z Moskwą”. Jeszcze dosadniej wyraził to ambasador Holandii przy NATO Herman Schaper, który oświadczył, że „sekretarzem generalnym NATO nie może być osoba, która się rwie do bitki”.
Jak widać szukając pomocy u prezydenta Sikorski traci tylko czas. Jeśli chce poprawić swoje szanse musi poprosić Moskwę.