Jeśli ktoś na Zachodzie Europy miał wątpliwości, co do zasadności rurociągu bałtyckiego, to topnieją one w obliczu konfliktu gazowego. Po co ryzykować tranzyt przez Ukrainę czy Białoruś, jeśli cała sieć europejska może połączyć się bezpośrednio ze źródłami w Rosji? Przecież Unia Europejska nie może padać ofiarą zażartych walk o władzę na Ukrainie, czy destabilizacji politycznej na Białorusi. Niezależnie jak zakończy się obecny spór zwolennicy bałtyckiej rury zyskali mocny argument.
Ukraińcy, którzy chcieli pozostać krajem tranzytowym strzelili sobie w stopę. Przestali być wiarygodnym partnerem do gazowych interesów. Ucierpiała także reputacja Rosjan, ale ich argumentacja jest bardziej przekonywująca. Skoro Polska, czy inne kraje mogą być solidnym płatnikiem to dlaczego nie może być nim Ukraina? Dlaczego tranzyt przez Ukrainę do Europy wstrząsany jest cyklicznymi kłopotami? Kto kradnie gaz i dlaczego nie można tego zweryfikować?
Od sprawdzenia ilości gazu, przepływającego między Rosją, a Ukrainą powinna zacząć mediację Unia Europejska. Bruksela powinna też skłonić zwaśnione strony do przyjęcia zasady, że cena gazu jest powiązana z cenami ropy. Tak jest na świecie i nie ma powodu, aby na Ukrainie było inaczej.
Minister Sikorski uważa, że Polska w konflikcie rosyjsko – ukraińskim powinna działać rozważnie i przyjąć takie stanowisko jak prezydencja UE. Bardzo słusznie. Tym bardziej, że prezydent Kaczyński na pewno postąpi inaczej.