Woźnica Tusk wyrzucił pierwszą ofiarę z pędzących sań. Wilki przyjęły ten gest z umiarkowanym uznaniem. Nieszczęśnik według samego powożącego był zaniedbany i niechlujny nie wzbudził, więc nadmiernego entuzjazmu. Pędzący na czele watahy basior oznajmił, że oczekuje na pełne opróżnienie sań łącznie z woźnicą, który zostanie zjedzony na ostatku.
Wilcza zgraja wyraźnie poweselała i otucha wstąpiła w udręczone serca. Młody i ambitny wilczek, który od dawna polował na pechowca zbiera gratulacje i przychylne spojrzenia najpiękniejszych wader. Stado jest pełne wigoru, bo jeszcze nie dawno było przekonane, że woźnica przestał się ich bać i pościg jest bez sensu. Dziś już wie, że pogoń się opłaca.
Im wilki są bliżej, tym bardziej w saniach narasta nerwowa atmosfera. Woźnica stracił zaufanie, ale nie ma go kim zastąpić. Mówi się coś o zdradzie i spisku, ale jego bliscy towarzysze trzymają pozostałych w szachu. Grożą, że najbardziej krnąbrni zostaną wyrzuceni w następnej kolejności, a nikt nie chce być kolejną ofiarą. Buntownikom pozostaje nadzieja, że uda się wypchnąć woźnicę przed najbliższą stacją i dojechać bezpiecznie do celu. Nie jest to takie pewne, bo konie słabną, a niektóre dają do zrozumienia, że jest im obojętne, kogo mają wieźć, aby tylko był pełny żłób.