Wojciech Olejniczak broni się zawzięcie, bo bez zajmowanego stanowiska nie znaczy nic. Okres jego szefowania w SLD oznacza najmniejszą liczbę posłów w historii tej partii, najgorsze notowania w sondażach, wątłe starty w wyborach samorządowych, angażowanie się w nieudaną kampanię prezydencką i firmowanie katastrofy pod nazwą „Lewica i Demokraci”. Mimo to w klubie poselskim ma jeszcze połowę zwolenników. To najlepiej świadczy o kondycji partii i nękających ją kompleksach.
To oczywiste, że w partii opozycyjnej, która myśli o zdobyciu władzy jej przywódca powinien być jednocześnie szefem frakcji parlamentarnej. Chroni to partię przed wyniszczającą dwuwładzą i nieustającym konfliktem. Olejniczak woli być jednak w klinczu z Napieralskim, licząc na erozję siły i popularności swojego rywala.
Grzegorz Napieralski może wygrać walkę o przywództwo będąc w ofensywie. Doszedł do Rubikonu i musi się na coś zdecydować. Albo będzie dreptać nad brzegiem tej niezbyt przecież szerokiej i głębokiej rzeki, albo zdecyduje się ją przekroczyć. Albo przyjmie tezę, że jego partia jest obciążona grzechem pierworodnym i dalej musi podczepiać się pod ludzi „lepiej urodzonych”, albo takie sugestie odrzuci. Albo uzna, że Sojusz dalej ma akceptować obcy język i cudzą ocenę własnej historii, lub powróci do oceny autentycznej. Albo wybije się na niepodległość uznając sukcesy i dorobek własnej formacji, albo będzie posypywał się popiołem. Albo zerwie z praktyką partii koncesjonowanej, albo napisze jej nowy rozdział.
Koniec partii koncesjonowanej to jest działającej w granicach wyznaczonych przez polityczny protektorat otwiera drogę SLD do współdziałania z innymi ugrupowaniami lewicowymi. Mam na myśli te partie, które pragną lewicy samodzielnej i niewystraszonej. Które nie szukają usprawiedliwienia i nie przepraszają za swoje istnienie. Nie uważają, że dźwigają na sobie jakiś grzech pierworodny i nie zamierzają go usuwać egzotycznymi koalicjami lub przykrywać maskującymi siatkami. Nie skamlą w złudnej nadziei, że będą przez to bardziej wiarygodne. Nie wypierają się własnych sukcesów, aby według wskazówek warszawskich salonów pisać swoją historię od nowa.
Zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego będą pierwszą próbą dla Napieralskiego. Interes całej polskiej lewicy wymaga, aby była to próba udana.