Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Żenada

Choć we własnym kraju Saakaszwili coraz bardziej osuwa się w polityczny niebyt, w oczach prezydenta Kaczyńskiego niezmiennie uchodzi za męża stanu, obrońcę demokracji i skałę, o którą na Kaukazie rozbija się wielkorosyjski imperializm. Naszemu miłującemu demokrację przywódcy nie przeszkadza prześladowanie opozycji, pałowanie...

Choć we własnym kraju Saakaszwili coraz bardziej osuwa się w polityczny niebyt, w oczach prezydenta Kaczyńskiego niezmiennie uchodzi za męża stanu, obrońcę demokracji i skałę, o którą na Kaukazie rozbija się wielkorosyjski imperializm. Naszemu miłującemu demokrację przywódcy nie przeszkadza prześladowanie opozycji, pałowanie demonstrantów, fałszowanie wyborów i kneblowanie niezależnych mediów.

Co go urzekło w człowieku, którego wojska zbombardowały w nocy osiedla mieszkaniowe bezbronnych Osetyńców i rozpętały bezsensowną wojnę w czasie olimpijskiego pokoju? To, że parafrazując słowa prezydenta Kennedy’ego jest to wprawdzie sukinsyn, ale to nasz sukinsyn. Nasz to znaczy taki, który podobnie jak Kaczyński na słowo Rosja reaguje odruchem psa Pawłowa. Bez zdolności do rozumnych działań, a jedynie do prymitywnych odruchów.

Gruziński awanturnik gorączkowo szukał okazji do antyrosyjskiej akcji, która choć na chwilę zwróci na niego uwagę. Żaden z prezydentów stojących u jego boku w dniach wojny sierpniowej nie przyjechał do Tbilisi. Z kurczącej się trupy politycznych przyjaciół pojawił się jedynie Lech Kaczyński. To wystarczyło, aby kaukaski watażka mógł zorganizować prowokację przy pomocy polskiego prezydenta.  

Z każdą godziną wiemy więcej o szczegółach tego przedsięwzięcia. Z każdą chwilą rośnie zażenowanie postawą Kaczyńskiego i jego dworu. Prezydent wie, że strzelali Rosjanie i to najzupełniej mu wystarczy. Wie po okrzykach i dźwięku strzelającej broni. Abstrahując, że w tamtym rejonie wszyscy potrafią mówić po rosyjsku, ten fragment jest bodaj najbardziej paradnym elementem prezydenckich opowieści.  Lech Kaczyński powołując się na swoje wojskowe doświadczenia powoduje paroksyzm śmiechu jego kolegów ze Studium Wojskowego. Dobrze pamiętają, jaki na studiach był dostęp do kałacha i jego strzałów oraz to, że tak mało wyrafinowana umiejętność jak musztra była dla studenta Kaczyńskiego skomplikowana nie mniej niż fizyka kwantowa.

Dla zwiększenia heroizmu „człowieka, który się kulom nie kłaniał” Kaczyński twierdzi, że strzelano z odległości 30 metrów.  - Było ciemno i panowało zamieszanie, ale z pewnością strzały nie padły tak blisko prezydenta, ani żołnierze nie znajdowali się aż tak blisko – powiedział „Gazecie Wyborczej” dyplomata z polskiej ambasady w Tbilisi Maciej Dachowski, który uczestniczył w podróży. Także rzecznik MSZ Piotr Paszkowski, powołując się na słowa wiceministra spraw zagranicznych Andrzeja Kremera, który był razem z prezydentami, twierdzi, że strzały padły „w oddali”. Potwierdza to oficer BOR-u: „Strzały były przytłumione, musiały paść, z co najmniej kilkuset metrów, więc nie da się tego określić. Nie umiem też określić rodzaju broni. Nie wiem, czy były to strzały w powietrze, na żadnym z samochodów jadących w konwoju nie ma śladu po kulach, najmniejszej rysy na karoserii”.

Z raportu BOR-u wynika, że osobistą ochronę Kaczyńskiego Gruzini odcięli od prezydenta. Kaczyński na posterunek graniczny jechał limuzyną z Saakaszwilim, jego kierowcą i tłumaczką. Samochód z funkcjonariuszami BOR kierowany przez gruzińskiego kierowcę znalazł się w ogonie konwoju. Prowadzący pojazd mówił tylko po gruzińsku, nie reagował na polecenia polskich oficerów; nie miał też żadnych środków łączności. Dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada, który był na miejscu twierdzi, że kiedy samochód BOR-u dotarł na miejsce zdarzenia, jeden z pojazdów gruzińskich ochroniarzy podjechał z jednego boku tak blisko, że nie dało się otworzyć drzwi. Polacy wyszli z drugiej strony. Wtedy otoczyli ich uzbrojeni w broń maszynową gruzińscy antyterroryści. Nie przepuścili nikogo do prezydentów twierdząc, że wszystko jest pod kontrolą.

Zachowanie gruzińskiej ochrony wyjaśnia wszystko. Polski prezydent był figurantem w grze Saakaszwilego. Został zawieziony na granicę z Płd. Osetią, aby wywołać międzynarodowy skandal. Gruzini wiedzieli, że Osetyńcy mogą oddać strzały ostrzegawcze na widok zbliżającej się i niezapowiedzianej wcześniej kolumny trzymali zatem polską ochronę jak najdalej od prezydenta. Do szpicy orszaku wysłali natomiast dziennikarzy, żeby tylko nie spóźnili się na miejsce incydentu. Jeśli prawdziwe jest podejrzenie, że strzelali sami Gruzini – o czym pisze dzisiejsza prasa powołując się na raport ABW – to jeszcze gorzej i w tym wypadku polski rząd powinien natychmiast zerwać stosunki dyplomatyczne z Gruzją. Tak czy owak BOR jechał na końcu, bo mógł zachować się profesjonalnie i potraktować incydent poważnie.  Gdyby ktoś zginął, międzynarodowe śledztwo byłoby też poważne i nie dałoby się ukryć prawdziwych intencji gruzińskiego prowokatora. Zadowolona mina Saakaszwilego świadczyła, że wszystko się powiodło.

Mam nadzieję, że tylko na razie.

Data:
Kategoria: Polska

Leszek Miller

Leszek Miller - https://www.mpolska24.pl/blog/leszek-miller

Leszek Cezary Miller polski polityk.
W latach 1989–1990 członek Biura Politycznego KC PZPR, w okresie 1993–1996 minister pracy i polityki socjalnej, w 1996 minister-szef Urzędu Rady Ministrów, w 1997 minister spraw wewnętrznych i administracji, w okresie 1997–1999 przewodniczący SdRP, w latach 1999–2004 i od 2011 przewodniczący SLD, od 2001 do 2004 premier, w latach 2008–2010 przewodniczący Polskiej Lewicy. Poseł na Sejm I, II, III, IV i VII kadencji.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.