Bogdan Klich ogłosił, że brak korzyści gospodarczych z polskiej obecności w Iraku wynika z zaniechań rządu Leszka Millera. Według ministra Klicha rząd ten powinien wynegocjować z Amerykanami powojenne profity dla naszych firm tym bardziej, że jak twierdzi – każdy następny gabinet miał węższe pole do działania.
Oburzające, że polski minister traktuje Irak jak amerykańską kolonię, która miała być pozbawiona własnej władzy państwowej i instytucji zdolnych do biznesowych kontraktów. Niesłychane, że pan Klich uważa, że można było pominąć Irakijczyków w planach odbudowy ich kraju i że ustalenia w tej sprawie mogły nastąpić przed wyłonieniem nowych władz. Zdumiewa także teza, że im dalej od obalenia Saddama Husajna tym bardziej zmniejszały się możliwości działania polskiej administracji. Było dokładnie odwrotnie, a każdy następny rząd miał większe pole manewru wraz z postępującą stabilizacją sytuacji w Iraku.
Klich mówiąc w ten sposób ucieka przed oceną, że największym zaniechaniem wykazał się rząd premiera Tuska, który nie reagował na rosnące zainteresowanie Irakijczyków współpracą z Polską. Dziennik „Rzeczpospolita” z 22 lipca tego roku informował, że władze w Bagdadzie chciały kupić uzbrojenie, maszyny rolnicze, a nawet przetwórnię mleka. Sugerowały też objęcie protektoratem gospodarczym jednej z prowincji. Proponowały, aby Polacy dostarczali traktory i inne maszyny rolnicze oraz wybudowali fabrykę mleka w proszku. W grę też wchodził poważny kontrakt na sprzęt wojskowy. Niestety rząd Tuska wykazał małe zainteresowanie, a odpowiedź dla Irakijczyków była więcej niż skromna.
Podobnie miała się rzecz z największymi spółkami paliwowymi jak PKN Orlen i Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, które w ogóle nie wystąpiły po licencje na wydobycie ropy. Obie firmy przyznały, że nie miały dostatecznej motywacji ze strony rządu, która równoważyłaby ciągle wysokie ryzyko inwestycji w Iraku.
Zamiast opowiadać głupstwa minister Klich mógłby pomóc w rozwoju polsko-irackiej współpracy gospodarczej. Jeszcze nie jest za późno.