Arcybiskup Józef Michalik podpisał list Prezydium Episkopatu do 12 tysięcy polskich proboszczów. Uczy w nim jak pozyskiwać środki unijne. Zapach pieniędzy okazał się milszy niż wartości i przekonania, które w okresie negocjacji i referendum akcesyjnego nie pozwalały biskupowi Michalikowi na poparcie wejścia Polski do Unii Europejskiej. Na miesiąc przed zakończeniem ciężkich rozmów ustalających warunki naszej akcesji biskup przepełniony był niepokojem obserwując „brak pokory i godności wśród zabiegających o wejście do Unii Europejskiej”. Frasunek jego ekscelencji brał się stąd, że mój rząd pchał Polskę do „organizacji, która grzeszy pychą”. Próżność i chełpliwość UE miały wynikać z tego, że „dewiacje seksualne mają prawo do zaistnienia i zagarnięcia praw, których nie mają normalne rodziny”. Unia nie upominała się też o prawo Boga do szacunku w jej strukturach. To przekreślało projekt unijny w całości, bo „brak właściwej relacji do Boga rodzi egoizm i pogardę dla drugiego człowieka”.
To wszystko nie przeszkadza już dziś obecnemu przewodniczącemu Episkopatu Polski. Przeciwnie arcybiskup Michalik zachęca księży proboszczów, aby nie bacząc na przykry zapach siarki i ognia piekielnego zgłębiali procedury europejskie, a zwłaszcza te, które dają szmal, bo dla ewangelizacji każde euro ma woń fiołka.
I nie chodzi tylko o remonty i budowę kościołów. Także o dopłaty do gruntów rolnych, gdzie kler, a nie rolnicy jest już największym beneficjentem unijnych dopłat bezpośrednich.
Stara rzymska maksyma znajduje coraz to nowych sojuszników.