Twórcy filmu zapomnieli dodać, że 17 listopada 2006 roku polska firma PGNiG podpisała w Moskwie kontrakt z tą samą spółką Ros-Ukr-Energo na dostawy tego samego gazu. Różnica polegała na tym, że jego cena wzrosła o 10% i że działo się to za rządu Jarosława Kaczyńskiego. Szef klubu poselskiego PO Zbigniew Chlebowski dodał, że wiedzę w tej sprawie miał Zbigniew Wassermann i członkowie gabinetu Kaczyńskiego.
Twórcy filmu nie powiedzieli też, o czym informuje ówczesny prezes PGNiG Marek Kossowski, że Eural-Trans-Gas jako jedyna firma przedstawiła nie tylko promesę na gaz, ale również na dostarczenie go do Polski systemem gazociągów ukraińskich. Dysponowała też audytem wykonanym przez renomowaną międzynarodową firmę prawno-konsultingową White&Case. Kossowski podkreślił też, że umowa miała charakter trójstronny – z udziałem państwowego Naftohas Ukrainy,
W tym momencie powinien pojawić się napis „Koniec”, ale z kronikarskiego obowiązku o gazie jeszcze trochę.
W roku 2004 Polska miała odebrać zgodnie z kontraktem prawie 10 mld metrów sześciennych gazu z Rosji, przy całkowitym zużyciu 11, 5 mld, co oznaczałoby, że polski system gazowy w prawie 100 procentach wypełniłby gaz rosyjski. Nadmiar dostarczonego gazu oznaczałby konieczność wygaszenia wydobycia własnego albo przymus zapłaty za gaz nieodebrany. Negatywne skutki jednego lub drugiego wariantu byłyby bardzo poważne.
Nadmiaru zakontraktowanego gazu nie można było sprzedać za granicę w wyniku zapisów umowy. Pozostawały tylko renegocjacje, które próbował podejmować rząd Jerzego Buzka, ale bez rezultatu. Dopiero trzynastomiesięczne rokowania prowadzone przez zespół wicepremiera Marka Pola przyniosły oczekiwane efekty. Rozmowy zakończyły się 12 lutego 2003 roku podpisaniem protokołu pomiędzy rządami Polski i Rosji. W ich wyniku Polska dostosowała dostawy do rzeczywistych potrzeb oszczędzając tym samym ponad 5 mld. dolarów. Zapewniono, że nasz kraj nie będzie miał niedoboru gazu, jak i to, że nie będziemy płacić za gaz, którego nie moglibyśmy odebrać.
Porozumienie Marka Pola dotyczyło kontraktów długoterminowych negocjowanych przez rząd. Dotyczą one od 85 do 90 procent całych dostaw. Reszta to umowy spotowe zawierane przez spółki, w celu zapewnienia elastyczności rynku i możliwości szybkiej reakcji na zachodzące zmiany. Taki właśnie pozarządowy charakter mają dostawy realizowane za pośrednictwem firm przedstawionych w Superwizjerze.
Paweł Poncyliusz były wiceminister gospodarki tłumacząc powody, dla których PGNiG za rządów PiS ponowił kontrakt na dostawy gazu z krytykowaną firmą powiedział, że umowy długoterminowe nie pokrywają całego zapotrzebowania na gaz i dlatego spółka musiała sama zdecydować o podpisaniu nowego kontraktu. A że wybrała tego właśnie dostawcę? Bo kontrakt „jest nie po stronie Polski tylko po stronie firm, które mają monopol na przesył gazu rurociągami ukraińskimi”.
To prawda, tyle tylko, że taki stan rzeczy był nie tylko w 2006, ale i w 2003 roku.