Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Świnka morska w kryzysie

  To już nie kryzys, tylko prawdziwa katastrofa – komentują media 4 procentowe poparcie dla LiD. A jeszcze niedawno było tak przyjemnie. „LiD to jest hit” wołał radośnie Wojciech Olejniczak wpatrzony w Aleksandra Kwaśniewskiego. Były prezydent nie krył zadowolenia. Jego dawne marzenia wypełniały się na ulicy...

 

To już nie kryzys, tylko prawdziwa katastrofa – komentują media 4 procentowe poparcie dla LiD. A jeszcze niedawno było tak przyjemnie. „LiD to jest hit” wołał radośnie Wojciech Olejniczak wpatrzony w Aleksandra Kwaśniewskiego. Były prezydent nie krył zadowolenia. Jego dawne marzenia wypełniały się na ulicy Rozbrat. W koalicyjnym uścisku pod hasłem „Nowa Polityka, Nowa Nadzieja” stali obok siebie Geremek ze Szmajdzińskim, Lityński z Janikiem, Onyszkiewicz z Borowskim. Dawna Unia Wolności miała wreszcie szanse wejść do parlamentu. I to w pokaźnej grupie, bo Olejniczak dumnie zadeklarował, że jego plan minimum to 18 procent poparcia i 100 mandatów w Sejmie. Malkontentów oraz tych, którzy nie pojęli genialnego planu Kwaśniewskiego, Borowskiego, Olejniczaka i Szmajdzińskiego nie było na sali. Odeszli sami, albo zostali usunięci z list wyborczych. Nic nie stało na drodze do wielkiego sukcesu.

Wyborcy nie dorośli jednak do wizji wielkiej czwórki. LiD nawet nie zbliżył się do zobowiązania Olejniczaka, a SLD tracąc aż 14 mandatów poniósł największą klęskę w swojej historii. Nie mogło być inaczej skoro inspiracją utworzenia LiD była kombinacja liderów obliczona na byt medialny oraz wprowadzenie do Sejmu SdPL, PD i UP – partii bez elektoratu. Nie była to inicjatywa oddolna i spontaniczna, a porozumienie związku polityczno – towarzyskiego. Dostrzegając sztuczność tego tworu ludzie lewicy nie chcieli głosować na chełpiących się solidarnościowym rodowodem antykomunistów, a wyborcy UW nie mogli znieść mezaliansu swoich bohaterów z czerwonymi. Jedynym wymiernym efektem wysiłku, włożonego w budowanie LiD, było wprowadzenie do Sejmu Marka Borowskiego, który najpierw uciekł jak szczur z SLD kopiąc i upokarzając jego członków, a następnie po porażce wyborczej przykleił się znów do Sojuszu. Borowski uczynił tak, mimo, że jeszcze w wyborach 2005 roku nie ukrywał głębokiej odrazy do SLD twierdząc, że jego partia nie może wystawić wspólnych list z Sojuszem, bo utraciłaby wiarygodność. „W polityce trzeba być oczywiście pragmatycznym, ale polityka bez zasad – to szmaciarstwo”- mówił szef SdPL przy brawach Urbana, Rolickiego i Żakowskiego.

 

LiD przegrał, ale nie w oczach swoich liderów. Przecież wybory były plebiscytem – śpiewa chór imieniem Janika i Nikolskiego. Wyborcy chcieliby głosować na LiD, ale zagłosowali na Platformę, bo uznali, że to ona jest alternatywą dla PiS.

No właśnie panowie chórzyści. W opozycji idzie właśnie o to, aby być alternatywą i żeby wyborcy to widzieli. A czemuż to SLD będąc w Sejmie, nie potrafił stać się alternatywą, tak jak był nią w kadencji 1997-2001? Dlaczego dopuścił do tego, żeby był to plebiscyt między dwoma partiami prawicowymi? Skąd brała się bierna i tchórzliwa postawa Olejniczaka i Szmajdzińskiego, która eliminowała lewicę z centrum sporu i dyskursu publicznego?

SLD, a tym samym LiD nie stał się alternatywą, bo w opinii własnych przywódców nic dobrego nie zrobił. Uznano, że przeszłość Sojuszu jest wyłącznie naganna, i że bicie się w piersi jest właściwą drogą do uzyskania wiarygodności. To był oczywisty błąd, ale w pełni świadomy i w interesie znaczących postaci: Kwaśniewskiego, bo wymarzone połączenie z działaczami dawnej Unii Wolności mogło dokonać się tylko przy słabym, a nie silnym SLD.  Borowskiego, bo mocny Sojusz stawiałby pytania o zasadność rozłamu i eliminowałby jego sprawcę ze wspólnego działania.  Olejniczaka, bo własną niemoc mógł tłumaczyć głębokością zastanego kryzysu. Pragnienia członków i sympatyków SLD, aby ofensywnie bronić ich życiorysów i dokonań nie miały tu żadnego znaczenia.

Nic dobrego nie zrobiliśmy, ale się poprawimy – brzmiał codzienny komunikat dla wyborców.  Publiczność to zignorowała. No, bo po co popierać formację nieudaczników? Po co stawiać na ludzi, którzy uważają, że nie mają żadnych sukcesów? Dlaczego głosować na partię, która skomle i błaga o litość?. Komu potrzebne jest stronnictwo, które nie potrafi wyrwać się z atmosfery klęski i zamroczenia? Po co być blisko ludzi, którzy mówią językiem swoich przeciwników i przy byle okazji wymachują białą flagą?

 

Byłem przeciwny koncepcji LiD i świadomie poniosłem za to konsekwencje. Uważałem, że ten dziwaczny twór, zrodzony z chęci znalezienia się w „lepszym” towarzystwie jest jak świnka morska. Ani to świnka, ani to morska. Zdecydowałem się powołać Polską Lewicę, partię, która nie zasłania się żadnym parasolem i nie przeprasza, że żyje. Nie fałszuje też najnowszej historii Polski, co ma miejsce już w pierwszych zdaniach Deklaracji Programowej LiD. Napisano tam, że odzyskanie pełnej suwerenności w 1989 r. było dziełem opozycji demokratycznej i wielkiego, społecznego ruchu „Solidarność”. Autorzy dokumentu pominęli realnego partnera ówczesnej „Solidarności” i stronę porozumień Okrągłego Stołu, czyli PZPR i rząd Mieczysława Rakowskiego. To, że Olejniczak nie protestował, kiedy w jego obecności fałszowano historię można jeszcze zrozumieć, ale brak reakcji Kwaśniewskiego, Borowskiego, Szmajdzińskiego czy Janika, a więc ludzi, którzy pamiętają wydarzenia sprzed lat jest karygodny i wiele mówiący o ich przygnębiającym koniunkturalizmie.

 

Cztery procent dla LiD jest dobitnym potwierdzeniem błędnego wyboru. Supernowa gwiazda lewicy jak szybko rozbłysła tak szybko zgasła i pozostawiła po sobie czarną dziurę. Próbują się z niej wydobyć jej niedawni zwolennicy zapominając, że lid po angielsku oznacza wieko. A ono właśnie zamyka się odcinając dopływ życiodajnego tlenu. Sztuczny twór jeszcze oddycha, jeszcze zanurza się w myślach, ale już bez przekonania i wiary we własne jutro.

„Przyszłość należy do LiD” twierdził jeszcze niedawno średnio charyzmatyczny przywódca SLD. Jednak na wszelki wypadek razem z Borowskim przebąkują coś o nowej partii. Jak nie można lepiej zawsze można inaczej.

Data:
Kategoria: Polska

Leszek Miller

Leszek Miller - https://www.mpolska24.pl/blog/leszek-miller

Leszek Cezary Miller polski polityk.
W latach 1989–1990 członek Biura Politycznego KC PZPR, w okresie 1993–1996 minister pracy i polityki socjalnej, w 1996 minister-szef Urzędu Rady Ministrów, w 1997 minister spraw wewnętrznych i administracji, w okresie 1997–1999 przewodniczący SdRP, w latach 1999–2004 i od 2011 przewodniczący SLD, od 2001 do 2004 premier, w latach 2008–2010 przewodniczący Polskiej Lewicy. Poseł na Sejm I, II, III, IV i VII kadencji.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.