Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Powrót Antka i komisji w sprawie Smoleńska

Antek Macierewicz wraca do gry

Powrót Antka i komisji w sprawie Smoleńska
memy o Antonim Macierewiczu
źródło: galeria Google
I stało się to, co od dawna wisiało w powietrzu. Antek Macierewicz został ministrem Obrony Narodowej i korzystając z piastowanego stanowiska, postanowił powołać nową (starą) komisję, która ma na nowo zbadać sprawę katastrofy Smoleńskiej. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, przecież temat Smoleński jest doskonałym materiałem na odwrócenie uwagi opinii publicznej od istotnych problemów, z którymi boryka się nasza Pomroczność Jasna. Rzecz w tym, że członkami nowej komisji mają zostać członkowie poprzedniej komisji, której wówczas przewodził sam on, czyli Antek Macierewicz. Minister Obrony Narodowej dziś twierdzi, że nie uznaje ustaleń poprzedniej Komisji, oskarża ją o "fałszowanie rzeczywistości". 

Podobnego zdania jest prezydent Andrzej Duda, który uznał, że ustalenia komisji to hipotezy, które nie znajdują potwierdzenia w faktach. Zastanawiam się, czy Antek wie, o czym mówi? Przecież sam przewodniczył poprzedniej komisji i miał wgląd w raport w sprawie Smoleńska. A teraz co? Sam siebie oskarża o niekompetencję? Przecież to śmieszne. Jeszcze bardziej komiczne od wypowiedzi Antka wydają się kandydatury członków nowej komisji. W jej skład mają wejść m.in:
- Wiesław Binienda - ukończył Politechnikę Warszawską, profesor i dziekan wydziału inżynierii cywilnej na Uniwersytecie Akron w USA. Dowodził, że gdyby nawet tupolew zahaczył o brzozę, to wyszedłby bez szwanku, ścinając drzewo.
- dr Andrzej Ziółkowski z Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN - tłumaczył, że podłużne pęknięcie kadłuba mogło spowodować tylko wewnętrzne ciśnienie na skutek eksplozji. - Coś takiego widzimy, gdy gotujemy sobie kiełbaski na śniadanie - mówił. Dowód? Tablica ze zdjęciem dwóch parówek pękniętych po ugotowaniu. Nie wiedziałem, że jako dowód w sprawie, mogą posłużyć ugotowane parówki (sic!). Czy na tej podstawie można śmiało stwierdzić, że na pokładzie prezydenckiego Tupolewa doszło do eksplozji? Jeśli tak, to dr Ziółkowski stworzył podwaliny pod nową dziedzinę nauki (parówkologia).
- prof. Piotr Witakowski z AGH - nie miał z kolei wątpliwości, że "fragmentacja samolotu nastąpiła w powietrzu". Swoje tezy ilustrował obrazkiem puszki po Tyskim zgniecionej (wypadek) i rozerwanej (wybuch). Kolejny przykład nowatorskiej metody do dochodzenia prawdy.
- prof. Jacek Rońda - w latach 80. był wykładowcą na Uniwersytecie Technicznym Hamburg-Harburg, gdzie pracował przy programie komputerowym do spawania pod wodą. Nie jest i nigdy nie był specjalistą w dziedzinie lotnictwa. W filmie Anity Gargas "Anatomia upadku" na pytanie, dlaczego eksplozji nie wykryła polska komisja państwowa, odparł: "Nie odważyła się wykonać pewnych badań ze względu na miłość do Putina". Nie pokazał śledczym żadnych obliczeń. Hmmm. Miłość do Putina. Ciekawe stwierdzenie. Skoro tak bardzo nasi politycy kochają Władka Putina, to dlaczego postanowili sprowadzać ropę bezpośrednio z Arabii Saudyjskiej? Czyżby miłość nagle wygasła? A może okazało się, że Władek lubi miłość jednostronną? My nadstawiamy dupę, a Putin nas dyma aż miło. Mamy tu doskonały przykład "miłości putinonicznej".
- Kazimierz Nowaczyk - skończył fizykę i doktoryzował się na Uniwersytecie Gdańskim. Nigdy nie zetknął się z lotnictwem, mechaniką, aerodynamiką. Twierdzi, że prezydencki tupolew leciał innym torem, niż podają oficjalne ustalenia. Ma o tym przesądzać wskazanie TAWS 38, urządzenia ostrzegającego przed zbliżaniem się do ziemi. Zdaniem Nowaczyka Rosjanie i polska komisja ukryli ten parametr. Polska komisja ukryła ten fakt. Przecież sam zasiadał w owej komisji! Wypowiadając takie słowa, wylewa sam na siebie kubeł śmierdzącego gówna. Ale widocznie lubi się taplać w odchodach.
- prof. Jan Obrębski z Politechniki Warszawskiej - dowodzi teorii o "punktowych eksplozjach" na pokładzie tupolewa. Twierdzi, że doszedł do takich wniosków po tym, jak przeprowadził badanie elementu o rozmiarach 20 cm na 20 cm, który "ukazała mu nieznajoma osoba". Zapewniono go, że to część Tu-154. Stwierdził, że "silne odkształcenia świadczą o tym, że element został rozerwany od wewnątrz". Obca osoba dała profesorowi Obremskiemu kawałek Tupolewa o rozmiarach 20cm na 20cm. Ciekawe, kim była owa osoba? Eksplozje punktowe. Hmmm.
Zastanawiającym jest fakt, że na podstawie tak małego kawałka rzekomego Tu-154 można stwierdzać takie rewelacje.
Strach pomyśleć, co wymyśli teraz nowa-stara komisja. Znając poglądy Antka, możemy spodziewać się kolejnych teorii spiskowych.
Z całym szacunkiem dla ofiar katastrofy, jest mi wstyd za tych rzekomo wykształconych ludzi, którzy na podstawie ugotowanej parówki, pustej puszki po piwie i rzekomej miłości do Putina, wypowiadają swoje rewelacyjne teorie o tym, co wydarzyło się w Smoleńsku.
Prawdę o tamtym "czarnym dniu" poznają zapewne nasze wnuki, tak jak nasze pokolenie poznało prawdę o Katyniu. Wszędzie tam, gdzie w grę wchodzi zapluta, brudna i skorumpowana polityka, tam prawda jest jak dinozaury i dziewice. Jedni i drudzy dawno wyginęli.

Przemek Trenk
Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 2 skomentuj »
[komentarz usunięty przez administratora]
[komentarz usunięty przez administratora]
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.