Wydarzenia na Ukrainie oraz tragedia w Paryżu dostarczyły nam na to pytanie odpowiedzi.
Geokoniunktura zmieniła się i społeczeństwo głosuje po prostu na tych, którzy tak jak Jarosław Kaczyński mieli zdecydowane i niezmienne poglądy na temat Rosji, oraz wyrażali szczerze i otwarcie sceptycyzm w sprawie przyjmowania uchodźców. Dziś po wydarzeniach w Paryżu jeszcze więcej osób, które nie były twardo zadeklarowane politycznie, powie: „Widzisz, może jednak chłop miał rację.” Ale czy od razu ich postawę trzeba nazywać faszyzmem lub nacjonalizmem ?
W tym samym dniu, w którym wieczorem doszło do zamachów w Paryżu,w południe odbyła się w Pałacu Prezydenckim uroczystość desygnowania na premiera Beaty Szydło. Po uroczystości tej strasznie dostało się Prezydentowi Dudzie za ciepłe słowa w kierunku Jarosława Kaczyńskiego. Padły ostre zarzuty o emocjonalność wypowiedzi, o to że jest prezydentem partyjnym, że nie reprezentuje wszystkich Polaków, że jest na usługach Prezesa.
Patrzę na to inaczej. Widzę, że Prezydent jest po prostu człowiekiem. Ma swoje sympatie, antypatie, przekonania i obejmując funkcję nie założył maski. Maski politpoprawności, sztucznego uśmiechu i sztucznej neutralności. Być może po latach oglądania wielu masek Donalda Tuska wybór Andrzeja Dudy, który nie potrafi ukryć wzruszenia w podniosłych chwilach, mówi to co myśli pod adresem swojego mentora i nie ukrywa, jak wiele mu zawdzięcza, był pierwszą oznaką zmiany, jaka zaszła w społeczeństwie i pokazała oczekiwanie na zmianę w sposobie uprawiania polityki.
Nie
chcę w tej chwili rozstrzygać, czy to dobrze, czy źle. Nie mnie to oceniać.
Ludzie zdecydowali i w następnych wyborach zdecydują znowu, czy będzie
kontynuacja czy zmiana. Na razie wolę uważać, że społeczeństwo się w swoich
wyborach nie myli. Nie mam zamiaru iść tropem wielu innych komentatorów, którzy
uważają, że jeżeli społeczeństwo nie wybrało po ich myśli, to receptą jest:
zmieńmy społeczeństwo.
Społeczeństwo się nie myli.
O ile być może wcześniej potrzebowaliśmy polityki prowadzonej na modłę
Donalda Tuska, to po latach pojawiły się inne wyzwania, inne potrzeby i
społeczeństwo jakby posiadając jakiś wbudowany wewnętrzny barometr stwierdziło,
że potrzebuje „jastrzębi” - innego rodzaju polityków. Być może mamy po
prostu początek czasu polityków „prawdziwych”, autentycznych. Stąd taki wybór.
Proszę zobaczyć, jak wielu ludziom podobało się emocjonalne wystąpienie Kornela Morawieckiego, również tym, którzy krytykowali Kaczyńskiego za mówienie tego, co myśli na temat imigrantów. Kaczyński o wielu sprawach wcześniej mówił to, co naprawdę myśli, i dlatego przez wiele lat przegrywał z Donaldem Tuskiem. Teraz to się zmieniło. Mówi ostro o imigrantach i to mu nie szkodzi. Nie razi ludzi.
Proszę zwrócić uwagę, że nawet Antonii Macierewicz, czy Mariusz Kamiński nie straszą Polaków. To nie działa. Polaków przestrasza coś zupełnie innego: terroryzm, zagrożenie ze strony Rosji. Mając takie obawy ludzie szukają oparcia we wspólnocie, o której odtworzenie apelował już Prezydent Duda w czasie swojej kampanii, i ludziach, którzy mają image „twardzieli”, którzy byle czego się nie przestraszą. Raczej kogoś w rodzaju Antoniego Macierewicza i Mariusza Kamińskiego, którym taki image skroili zresztą przeciwnicy polityczni niż z całym szacunkiem minister Piotrowskiej.
Kogoś takiego jak „twardy i bezwzględny gracz” Jarosław Kaczyński niż Ewa Kopacz, która mówi:
„ja jestem kobietą. Wyobrażam sobie, co ja bym zrobiła, gdyby nagle na ulicy pokazał się człowiek, który wymachuje ostrym narzędziem albo trzyma w ręku pistolet. Pierwsza moja myśl: tam, za moimi plecami jest mój dom i tam są moje dzieci. Więc wpadam do domu, zamykam drzwi i opiekuję się własnymi dziećmi”
Proste.
Zresztą popatrzmy na efekty kampanii wyborczych Petru i Kukiza. Z jednej strony
wielkie pieniądze, sztab PR-owców, marketing na poziomie korporacji, z drugiej
masa błędów i nic za wyjątkiem autentyczności, bezpośredniości i braku
kalkulacji.
Może ta plastikowa postpolityka, cwaniactwo się kończy?!
Nie tylko u nas, ale w obliczu takich wydarzeń jak te z Paryża w całej Europie? Po raz pierwszy obserwujemy jak bardzo straciła wizerunkowo Angela Merkel, która przeholowała z PR-em zapraszając uchodźców do Niemiec, a która do tej pory była taką miejscową wersją Donalda Tuska. Obserwujemy jak miota się prezydent Hollande, który myślał, że potrząśnie szabelką wysyłając lotniskowiec na Bliski Wschód, i że to będzie kolejny PR-owy sukcesik przed wyborami. Oni nie rozwiązują problemów, markują działania, nie są „jastrzębiami”, podobnie jak i Tusk, którego wizerunek ostatnio też nie wygląda najlepiej.
Wszystko wskazuje na to, że ich czas właśnie się kończy, że czeka nas przewartościowanie w sposobie uprawiania polityki również na poziomie europejskim. Pozostaje tylko pytanie, czy społeczeństwa Zachodu są już na to zdecydowane, czy też będzie się musiało jeszcze coś kolejnego wydarzyć, bo że to nie koniec problemów, to wiemy wszyscy.
Europa natomiast bardzo pilnie potrzebuje prawdziwego przywództwa.