Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Moc współczucia internetowych hasztagów

Rozumiem, że ludzie mają potrzebę zamanifestowania swojej solidarności z ofiarami zamachów w Paryżu, chociaż nigdy nie miałem o tej potrzebie najlepszego zdania, bo dla mnie ma ona typowo egoistyczny charakter – pokazuję, jak bardzo jestem Charlie, pokazuję, jak bardzo współczuję Francuzom, żeby inni zobaczyli, że jestem dobrym człowiekiem i nade wszystko, żebym ja sam zobaczył dobrego człowieka w lustrze. Przecież dobrzy ludzie w obliczu tragedii się martwią i łączą w bólu, więc ja też powinienem.

Jest to na pewno kolejny przejaw infantylizacji zachodnich społeczeństw, bo infantylna jest wiara w to, że dobra na świecie przybędzie, ponieważ ktoś zmieni sobie awatar na Fejsie, wyświetli napis na Stadionie Narodowym („Paris”), wyświetli na mostach trójkolorową flagę, względnie naprodukuje dziesiątki wpisów pod coraz to rzewniejszymi „hasztagami”.

Dotąd uważałem, że nie warto czepiać się tej potrzeby manifestowania współczucia, nieważne, jak naiwna by ta manifestacja była, bo zasadniczo nic złego w niej nie ma, poza tym w sferze symbolicznej może faktycznie mieć jakąś wartość. Po wczorajszych zamachach w Paryżu zmieniłem jednak zdanie, dlatego piszę ten szorstki tekst.

Jak przy każdej tragedii na dużą skalę, tak i teraz, media społecznościowe, a za nimi media tradycyjne, zareagowały tysiącami „hasztagów”, internetowych łańcuszków, serduszkowaniem i lajkowaniem wyrazów współczucia, deklaracjami solidarności, a instytucje publiczne rozświetliły różne obiekty iluminacją francuskiej flagi. Teoretycznie nic w tym złego. Teoretycznie.

Praktycznie, to jest złe. Bo zjawisko masowego dzielenia się współczuciem stało się emanacją tej samej pięknoduchowskiej głupoty, która rozbroiła europejskie wartości i w efekcie ponosi nie małą część odpowiedzialności za to, co się stało w Paryżu. Ludzie pochylają się w szlachetnej zadumie nad losem ofiar i czują się zwolnieni z myślenia. Sfera uczuć, odczuć i emocji wypiera sferę racjonalnej analizy, czyli dzieje się dokładnie to samo, co obserwowaliśmy w debacie nad przyjmowaniem uchodźców jak Europa zachodnia długa i szeroka. Najpierw w łeb szantażem moralnym, później puentą #refugeeswelcome. Teraz w łeb „mocą współczucia Twitterowych hasztagów”, a puentą „uchodźcy to też ofiary terrorystów”. To nie tylko złe, bo głupie i fałszywe, to jest złe, bo zabójcze. Utwierdza w tym samym schemacie myślowym, który najpierw wygenerował multikulti, później go bronił, żeby na końcu witać islamskich imigrantów. Tylko puenta tym razem jest inna.

Nie chodzi o to, żeby się z Francją nie solidaryzować (jakkolwiek ktokolwiek to rozumie). Chodzi o to, żeby zrozumieć, że to hasztagowe solidaryzowanie to w istocie ckliwe pustosłowie, które wygląda przeraźliwie groteskowo w zestawieniu z ludźmi bezlitośnie mordującymi z okrzykiem „Allah akbar” na ustach. Tym, czego Francja (i Europa w ogóle) teraz potrzebuje, nie jest kolejna masowa egzaltacja (która każdą dyskusję spycha na manowce), ale wzięcie się za bary z utopią multikulti.  

Francji nie pomoże „łączenie w bólu”. Tak naprawdę Francji teraz nic nie pomoże. Mądrzy ludzie przez lata ostrzegali, że utrzymywanie milionowych, nieasymilujących się i agresywnych społeczności muzułmańskich będzie skutkowało radykalizacją, rozruchami i zamachami. Mądrzy ludzie robili, co mogli, żeby wytłumaczyć, jakim zagrożeniem jest przyjmowanie setek tysięcy ekonomicznych imigrantów, bez możliwości ich sprawdzenia. Z jakim odporem się spotykali? Na ogół z takim, jaki wydobyła z siebie Kazimiera Szczuka, mówiąc: „Jak się okaże, że większość z nich (uchodźców) jest terrorystami, to wtedy będziemy się martwić”.

Rozumiem emocje, ból, żal, gniew. Nie potrafię jednak patrzeć na tę tragedię inaczej, niż przez pryzmat racjonalnej, zimnej, bezdusznej relacji przyczynowo-skutkowej. Mówiąc krótko i zwięźle: „To nie kryzys, to rezultat”, że odwołam się do nieśmiertelnego Kisiela, który wprawdzie charakteryzował tymi słowami inną, mniej dramatyczną sytuację, ale tutaj także trafiają one „w punkt”.

Problem z wszelakimi lewackimi utopiami jest zawsze ten sam – przez nie giną ludzie. Ale multikulti samo się nie wprowadziło. Dlatego, jeżeli coś jesteśmy teraz winni ofiarom, to nie masowe współczucie i solidaryzowanie się, które i tak im nie pomoże, tylko intelektualną konfrontację z mitem multikulti. Od niej trzeba zacząć, niestety wydaje się, że Francja ani tego nie rozumie, ani nawet zrozumieć nie chce. Cóż, my niewiele pomożemy. Następnym razem rzeczywiście zostaną nam tylko „hasztagi” do wklepywania.

Zapraszam na FB

https://www.facebook.com/t.laskus

Zapraszam do śledzenia na TT

https://twitter.com/tomeklaskus

Data:
Kategoria: Świat

Tomek Laskus

Tomek Laskus - https://www.mpolska24.pl/blog/tomek-laskus

Student UW
Twitter: https://twitter.com/tomeklaskus
Facebook: https://www.facebook.com/t.laskus

Komentarze 1 skomentuj »

Zabawmy się w chemika,wpuszczasz kropla po kropli truciznę do stawu(Francuzi nie od dzisiaj a od zawsze wiedzą że arab=trucizna) wierzysz ,słusznie poniekąd że krople stawu nie zatrują,niestety przychodzi susza(brak perspektyw do podtrzymania systemu emerytalnego)Do tego sąsiedzi oraz twój własny rozumek podpowiada ci że to nic dobrego,ty jednak nie zamierzasz się do tego przyznać (bo to niepoprawne politycznie) Ty zaś zasilając trucizną, kropla po kropli nie zdajesz sobie do końca sprawy że przewaga trucizny w środowisku wodnym powoduje szkodliwość wody w stawie.Kiedy co raz więcej flory zaczyna wypływać na powierzchnię,co jakiś czas "robisz gały" żona sąsiada(lewactwo-robactwo) jako że ci sprzyja mówi że to nie trucizna to uboczny skutek,wpuszczaj dalej.Wpuszczasz więc dalej,pytanie ile tych kropel jeszcze musi być zaaplikowane, by barany zrozumiały że trucizna to trucizna i przypowieść o wieży Babel to nie bajka?A teraz o tych trójkolorowych,część z nich jest po prostu empatycznie nastawiona i "założy" również tęczę bo w necie najprostszym jest epatować...czymś tam.Nie współczuję temu sąsiadowi ani na piętkę ,jak głupi i nie słucha to nie mu ryby padają jedna po drugiej,byleby spieprzał od mojego stawu,jak będę chciał popływać to sobie sam staw wybiorę.

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.