Ciekawe, że jak jednego pobiją to jest krzyk, ale jak inną pobiją, to jest głucha cisza.
Marokańska aktorka Loubna Abidar została pobita na ulicy w Casablance w czwartek 5 listopada. Twierdzi, że policja odmówiła jej pomocy, a do tego jeszcze policjanci w komisariacie ją wyśmiali krzycząc "O, w końcu jesteś!":
Abidar zagrała rolę prostytutki w kontrowersyjnym francusko-marokańskim filmie "Much Loved", który jest ocenzurowany w Maroku.
Abidar otrzymywała pogróżki już od dawna, na kilka miesięcy schroniła się nawet w Europie. Teraz, jak twierdzi podobno większość marokańskiego społeczeństwa, w końcu "dostała za swoje".
W Maroku pracuje około 20.000 prostytutek, ale tego tematu nie należy poruszać publicznie. Klientami są często bogaci szejkowie przyjeżdżający do Maroka na wakacje. Ale generalnie porządna marokańska kobieta ma maszerować na ulicy 10 metrów za facetem i nie ma prawa głosu.
Dziwi nas to, że żaden postępowy autorytet z oświeconej tolerancyjnej Europy nie wystąpił od czwartku w obronie Abidar. Żaden autorytet moralny, aktor, reżyser czy polityk. Kompletna cisza. Abidar wsparło tylko marokańskie stowarzyszenie LGBT.
Nasze wybitne europejskie autorytety moralne też milczą. Gdzie jest Magdalena Środa, Kazimiera Szczuka, Agnieszka Holland, Robert Biedroń, Monika Olejnik czy chociażby Anna Grodzka?
Czy nasze autorytety boją się napiętnować nienawiść i faszyzm w Maroku?
Czyżby jazda po potulnym słowiańskim ciemnogrodzie to jedno, ale wytykanie nienawiści i faszyzmu sunnickim muzułmanom z Maroka to drugie? No tak, od dawna wiemy już, że chrześcijan jest tym łatwym "chłopcem do bicia".
Zakłamanie feminazistek jest większe niz Chazarów.