Z lansowanego uparcie przez lata przez "Wyborczą" mitu męża stanu Radka ("Europa mówi Sikorskim") została już tylko kamieni kupa. Wczorajsza publikacja nowych fragmentów taśm z biesiadnych rozmów Kulczyk – Sikorski jest niemniej porażająca.
Kiedy ówczesny minister rządu Tuska dowiedział się na obiadku u Kulczyka, że zły ukraiński oligarcha Achmetow skorumpował ludzi ze strategicznej państwowej firmy Polskie Sieci Energetyczne (PSE), to siedział dalej cicho. A przecież każdy urzędnik publiczny ma obowiązek zgłoszenia do prokuratury przypadków podejrzenia łamania prawa, o których się dowiaduje. Czyżby "państwowiec" Radek rozumiał rolę państwowca po swojemu?
A może Radek takiego obowiązku nie miał i dostał dyspensę, skoro miał dyspensę na szastanie kasą na obiadki z kolegami za 1500 PLN (cytat): "jedzenie drogich kolacji na koszt podatnika jest częścią pracy ministra".
A może milczenie Radka w sprawie podejrzenia korupcji w państwowej spółce PSE wiąże się z jego wizytą u złego oligarchy Achmetowa dokładnie cztery lata temu, w listopadzie 2011 roku?
Ukraińska prasa zachodziła wtedy w głowę, co odbiło Radkowi. Ukraińscy dziennikarze naśmiewali się nawet z Radka, że uwierzył on w mit o tym, że oligarcha Achmetow stoi nad prezydentem Janukowiczem i "może":
gazeta.dt.ua/POLITICS/donetskiy_ofsayd2.html
No tak, ale skoro dla Radka w Polsce najwyżej stał oligarcha Jan Kulczyk, to cóż dziwić się, że nasz państwowiec przeniósł swój specyficzny styl myślenia na sąsiednią Ukrainę i poleciał do oligarchy Achmetowa ?
Mamy nadzieję, że wino u Achmetowa było dobre a ośmiorniczki świeże ...