Walka o IPN
Czołowi politycy PiS biją się o kontrolę nad IPN. W tle stanowiska, pieniądze i ludzkie szczątki
Jedną z największych politycznych sensacji ostatnich dni była informacja o tym, że wiceszef Instytutu Pamięci Narodowej prof. Krzysztof Szwagrzyk podał się do dymisji. Stał się ofiarą wojny wewnątrz partii władzy. Blisko było mu do szefa MON Macierewicza i coraz częściej ścierał się z "układem szczecińskim" w IPN, czyli ludźmi szefa Komitetu Wykonawczego PiS Joachima Brudzińskiego, posła ze Szczecina.
Mówi się, że frakcja szczecińska chciała przejąć kontrolę nad finansowaniem prowadzonych przez Szwagrzyka badań identyfikacyjnych żołnierzy podziemia niepodległościowego zamordowanych przez komunistów. Chodzi o badania prowadzone w ramach Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów – wspólnego projektu IPN oraz Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. Ta baza ma być archiwum danych DNA ofiar wojen i terroru XX wieku oraz ich rodzin. Będzie unikatem w skali światowej. Jej stworzenie ma ułatwić identyfikację odnajdywanych szczątków ludzkich. Identyfikacja jest dokonywana poprzez porównanie DNA ofiar z materiałem genetycznym najbliższych członków rodzin.
Umowa o wspólnym utworzeniu bazy została zawarta 2012 r., jeszcze za poprzedniego prezesa IPN dr. Łukasza Kamińskiego. Do tej pory zgromadzono w niej ok. 900 próbek DNA ofiar pobranych po ekshumacjach oraz materiał porównawczy od ok. 1600 osób spokrewnionych z ofiarami. Jak dotąd, zakończono badania szczątków około 400 osób, czyli około sześciu osób miesięcznie. Gdy wraz z nowym rozdaniem PiS do IPN wszedł Szwagrzyk, zaczął się krytycznie przyglądać umowie z PUM. — Szwagrzyk uznał, że umowa jest tak sformułowana, że IPN nie ma kontroli nad procesem identyfikacji. Chciał to zmienić. Miał również zastrzeżenia do tempa prac badaczy z PUM, a nawet kwestionował ich jakość. Uważał też, że ta placówka jest zbyt droga i nie chciał akceptować niektórych wydatków (do tej pory do PUM trafiło ok. 2 mln zł plus ekstra pieniądze od rządu, np. 680 tys. zł z resortu nauki). Profesor zaczął nawet zamawiać badania na własną rękę w innych laboratoriach, np. we Wrocławiu.
Kiedy frakcja szczecińska dowiedziała się o jego działaniach, sprawa stanęła na ostrzu noża. W tej sytuacji Szwagrzyk złożył dymisję.
W tej wojnie jest jeszcze ktoś trzeci — to szef klubu PiS Ryszard Terlecki, były szef oddziału IPN w Krakowie. To on wylansował na prezesa IPN prof. Jarosława Szarka, mimo że początkowo lider PiS Jarosław Kaczyński obiecywał ten fotel prof. Sławomirowi Cenckiewiczowi, związanemu z Macierewiczem (ostatecznie trafił do Kolegium IPN, czyli organu doradczego). Terlecki próbuje wykorzystać obecne zamieszanie, by chronić swego protegowanego na czele IPN. ale także rozbić solidarność Szwagrzyka z Cenckiewiczem, bo ich uważa za główne zagrożenie.
Co będzie dalej? Kolegium IPN jednogłośnie odmówiło przyjęcia dymisji Szwagrzyka. Ale to tylko gest, zamrożenie konfliktu do końca miesiąca. Według informatorów Onet, w wierchuszce PiS zaakceptowano już dymisję Szwagrzyka. To by oznaczało, że profesor od szukania szczątków Żołnierzy Wyklętych może odejść ze stanowiska wiceprezesa IPN już z końcem lutego. To paradoks, bo 1 marca przypada Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych".
źródło: onet
AR/mPolska24.pl